Po dosyć długim locie nad kontynentem, młodzieniec nie mógł wyczuć energii dawnego towarzysza. Zaczął się zarówno niepokoić, jak i zastanawiać, czy brak kontaktu z wewnętrznym światem, nie ma także wpływu na jego zdolności. Nagle w zasięgu wzroku nastolatka pojawiło się niewielkie miasto.
(Poznaję to miejsce! W tutejszym lokalu pracuje Harry!)
Po tym jak Ray znalazł się w mieście udał się do pewnego baru. Spokojnie wszedł do środka i podszedł do lady. Po drugiej stronie stał jakiś młodo wyglądający blondyn w czerwonym bezrękawniku.
- Co podać?
- Pracuje tutaj koleś, którego nazywają Harry?
- Nie, nawet nie znam nikogo takiego. Poczekaj no! Jestem na tej posadzie od niedawna. Spytam szefa, może on będzie wiedział, kogo szukasz. Szefie, mógłbym cię prosić na momencik?
Do sali wszedł starszy, wyraźnie opalony i nieco roztyły mężczyzna z wybitym przednim zębem.
- Co tym razem, Luther?
- Szefie, znasz może jakiegoś Harrego?
- A kto pyta?
- Ja się pytam.
Szef baru spojrzał na nastolatka, który bez żadnego zawahania wtrącił się w rozmowę. Przez chwilkę wpatrywał mu się, jakby mając go zaraz zgonić za dorzucenie swoich 5 groszy, lecz w końcu to z jego powodu został wywołany z biura.
- Znałem pewnego Harrego. Pracował tutaj. Dobry chłopak, silny, pracowity... Lubił się bawić tym swoim dyskiem, którego używał jak broni. Dziwna zabawka, ale niebezpieczna.
- Tak, to on. Co się z nim teraz dzieje?
- Nie żyje. Rok temu z nieba spadł jakiś kosmiczny śmieć, który wbił się w jakieś ruiny. Harry lubił takie zabawy, jak udawanie Indiana Jonesa w wolnym czasie. Poszedł zbadać, co się stało... i nie wrócił.
Ray spuścił wzrok. Szef lokalu jedynie kiwnął głową, na znak, że jest mu przykro i wrócił do biura. Barman natomiast zajął się obsługą kolejnego klienta.
(Niech to... Teraz nie ma już nikogo z naszej starej paczki...)
- Chcesz szklankę szkockiej? Na koszt firmy.
- Szkockiej? Jestem nieletni.
Barman spojrzał na niego wzrokiem w stylu: "No, co ty mi ku**a nie powiesz?".
- A co mi tam... daj od razu flaszkę jakiejś wódki.
- Masz tutaj szklankę, plus do tego sok cytrusowy i lepiej wyjdź nim zachce ci się więcej. Alkohol nie jest dobry na smutek. Uwierz mi, jestem barmanem, choć na tym zarabiam, wiem, co mówię. - powiedział, kładąc przed chłopakiem szklankę z napojem, o którym wspomniał.
Tym razem to nastolatek spojrzał na barmana tak, jak ten przedtem na niego. Kiedy szklanka była już pusta, Raymond wyszedł z baru i wzbijając się w powietrze poleciał w kierunku kontynentu Palan.