Pierwsze miejsce zajmuje - Viego! (2 głosy!)
Nagroda:
+15 KP
- Spoiler:
- - Pusto tu - powiedział jakiś głos. Niekoniecznie powiedział, bo nie było tam niczego, co mogłoby nieść dźwięk. Nie było nawet żadnego „tam”. - Co ja tu właściwie robię? Czuję się… samotnie.
- Co mam robić? - stopniowo, w czasie mówienia tego zdania, głos rozszczepiał się na dwa osobne głosy, jeden był bardziej damski, drugi bardziej męski. - Hm?
- Czuję twoją obecność - powiedział damski głos - Kim jesteś? Chwilę temu nie było tu nikogo.
- Nie, kim ty jesteś? – zapytał męski głos – To ja tu byłem przed momentem. Mówisz, że oboje tu byliśmy i oboje tu jesteśmy? Ciekawie.
- Kim ja jestem?... Nie wiem… Obudziłam się nagle tutaj i zaraz potem… Tak jakby…
- Jakbyśmy się nagle wyodrębnili.
- Dokładnie. To miejsce… Wydaje się być nudne.
- Więc coś z tym zróbmy. Potrzebne nam miejsce do rozmowy, siostro.
- …Siostro?
Gdyby w tym momencie byli tam jacykolwiek postronni, którzy potrafiliby istnieć w tym miejscu, ujrzeliby błysk światła rozchodzący się jednocześnie we wszystkich wyobrażalnych i niewyobrażalnych kierunkach z każdego punktu przestrzeni, która zaistniała nagle w tym właśnie momencie. Dwa głosy odnalazły się gdzieś wewnątrz tej przestrzeni i przyciągnęły do siebie światło, formując rozmyte, amorficzne formy, żeński głos niebieską, przechodzącą w fiolet, męski czerwonawą.
- Wciąż tu pusto – powiedział żeński głos – Ale teraz chociaż jest tu cokolwiek… Chociaż to pustka.
- Ale mamy jakieś miejsce dla siebie. Przy okazji, jak się nazywasz? – odrzekł brat.
- Skąd mam wiedzieć? Jestem świadoma swojego istnienia od krótkiej chwili, skąd mam sobie wziąć imię? Ty pewnie też żadnego nie masz.
- No to sobie jakieś nadajmy.
- Nie mam pomysłu. Myślisz, że moglibyśmy znaleźć kogoś, kto by nam z tym pomógł?
„Siostra” w swojej energetycznej postaci zaczęła krążyć po całej przestrzeni, rozglądając się, ale – czego można by się było spodziewać – nie znalazła absolutnie nikogo poza swoim bratem.
- Ta przestrzeń zaistniała z naszej woli chwilę temu, nie znajdziesz tu nikogo – brat zatrzymał siostrę tymi słowami.
- Chyba masz rację, bracie. Czekaj, mówisz, że my utworzyliśmy tę przestrzeń?
- A kto inny? Czekaj, co ty teraz robisz?
Zauważył swoją siostrę otaczającą fragment przestrzeni odgałęzieniami swojej energetycznej formy – pewnego rodzaju rękami. Zaczęła coś nimi formować wewnątrz, tworząc błyszczącą, małą kulkę.
- Co tam masz? – brat zapytał, przybliżając się i formując w swoim niby-ciele parę półprzezroczystych oczu, którymi się zaczął wpatrywać w kreację jej siostry.
- Pomyślałam, że spróbuję coś stworzyć dla sprawdzenia… Nie wiedziałam tylko, co. Pomyślałam jedynie o wszystkim i o niczym.
- I wyszło to malutkie coś?
- Tu się wydaje malutkie, ale zobacz do środka. Ono się gdzieś tam rozszerza.
- Pokaż.
Brat zajrzał do kulki i rozejrzał się, obejmując całość swoim wzrokiem.
- Wiesz co – zapytał – wydaje się chaotyczne, ale kieruje się dość prostymi zasadami. Niech pomyślę…
Brat zaczął słownie wyjaśniać coś, co biliardy lat później nosiłoby nazwy, jakie są utożsamiane z fundamentalnymi prawami fizyki.
- Brzmi… cóż, ciekawie… - siostra usiłowała udawać zainteresowaną – Daj mi chwilę, to jakoś to spróbuję zrozumieć.
- Mamy mnóstwo czasu – brat odparł – Choć, pobawmy się w coś.
Brat złapał ją za rękę i zaczął gdzieś ciągnąć w dal. Siostra zdążyła zatrzymać upływ czasu w swojej kuli zanim wypadła jej z ręki i zawisła swobodnie w przestrzeni.
Sporo czasu im zeszło zwykłe latanie w przestrzeni jedno za drugim. Nie mieli żadnego lepszego zajęcia i nikogo innego w tej przestrzeni nie było, więc sprawiało im to niemałą frajdę. W pewnym momencie siostra się zatrzymała i przypomniała sobie o tej małej kulce.
- Masz jakiś pomysł? – brat zapytał.
- Tak sobie myślę… Ta kulka, którą zrobiłam, zawiera w środku własną przestrzeń, jak ta nasza. Jestem ciekawa, co by się stało, gdyby jej pozwolić się rozwijać. Może pojawiłyby się inne istoty, które mogłyby nam dotrzymać towarzystwa?
Brat się uśmiechnął i poleciał po tą kulkę, by przynieść ją swojej siostrze. Ta przywróciła bieg czasu wewnątrz.
- W którym momencie ostatnio tam patrzyłaś?
- Ten duży błysk światła i tworzące się malutkie cząstki, ale wciąż tam strasznie jasno.
- Hmm, popatrz tam, niektóre się łączą po dwie i znikają w błysku światła. Są prawie że identyczne, różnią się tą jedną własnością, o której ci mówiłem. Pamiętasz, wydaje mi się, że mogłyby tworzyć jakieś struktury, gdyby je zostawić.
- Ale tak się zniszczą nawzajem… Możesz je jakoś rozdzielić?
- Nie, ale mam lepszy pomysł.
Brat włożył rękę do środka i w jakiś niewyjaśniany sposób wyjął cząstki jednego typu, zostawiając część do wzajemnego unicestwienia, żeby został nadmiar jednych.
- Tyle powinno wystarczyć.
Oboje zaczęli się przyglądać temu, jak po pewnym czasie przestrzeń zrobiła się przejrzysta. Brat i siostra patrzyli, jak powoli formowały się gwiazdy i galaktyki, a wokół gwiazd w końcu planety. Po jakimś czasie pojawiło się życie, a potem i inteligencja. Siostra zrobiła jedynie jedną zmianę – upewniła się, że wszystkie istoty tam będą mówić tym samym językiem. Obserwowanie poczynań żywych stało się hobby brata i siostry. W końcu coś zauważyli…
- Hej, siostro, wydaje mi się, że nadali jakąś nazwę dla tego… jak to mówią, wszechświata?
- Pokaż, bo nie widzę. Jak na nie mówią?
- Abise. Wzięło się od słowa „abisekke”, czyli tworzyć. A ten, kto tworzy to w ich mowie Abisekai. Wiesz co, niech to będzie twoje imię.
- Moje? – zapytała.
- W końcu to ty stworzyłaś ten świat. Jak ci się podoba, Abisekai?
Abisekai się uśmiechnęła. Poczuła jakąś głębszą więź ze światem, który jest jej dziełem i od tej pory bacznie mu się przyglądała, czasami dając tam znaki swojej obecności. Jej brat latał po ich przestrzeni, badając dokładnie ich dom, jedynie co jakiś czas dołączając do Abisekai.
- Wiesz co, zdecydowałem – powiedział pewnego dnia.
- O co chodzi?
- Masz naprawdę dużo zabawy ze swoim światem. Stworzę własny!
Brat Abisekai powtórzył dokonanie swojej siostry, również tworząc swój świat, jednak wprowadził kilka zmian do warunków, żeby było coś nowego do obserwowania. Tak samo, jak u jej siostry, jego „poddani” nazwali swój wszechświat Aera, od czego jego twórca przyjął imię Aeran.
Abisekai i Aeran znaleźli sobie zajęcie – tworzenie światów i ich obserwowanie. W niektórych nie pojawiało się życie, w innych owszem. Niektóre były gęściej wypełnione, inne rzadziej, w jednym Aeran nawet zapomniał usunąć trochę antymaterii, żeby coś zostało i powstała całkiem pusta przestrzeń. W końcu, chociaż Abisekai i jej brat byli wszechmocnymi istotami dla swoich światów, było to nieco trudne dla nich, by obserwować wszystkie. Zastanowili się wtedy, czy potrafiliby bezpośrednio stworzyć jakieś istoty, jednak bardziej podobne do nich, zdolne żyć w ich przestrzeni. Był to złożony proces , który wymagał od Abisekai i Aerana oddania części swojej energii, ale powiódł się – pojawiły się cztery istoty.
- My… jesteśmy – powiedziała pierwsza z istot.
- Witam was, drogie dzieci – powiedziała Abisekai – Jestem Abisekai, to mój brat, Aeran. Bracie, oni potrzebują imion. Wymyśl coś.
- Ja? – zapytał Aeran – Niech będzie… Ty będziesz Aerres.
Nowo nazwany Aerres przytaknął, a Abisekai się lekko zaśmiała słysząc podobieństwo tego imienia do tego, jakie nosi jej brat.
- Ty będziesz Vorax. A wy dwie… Alaes i Ebiksa.
Pozostała trójka również przytaknęła, zgadzając się na nadane im właśnie imiona.
- Dobrze więc – powiedziała Abisekai – Powołaliśmy was do życia, byście nam pomogli. Jak widzicie, mamy tutaj zlepek światów – multiwersum. Jako ich stwórcy czujemy się w obowiązku je obserwować i pilnować, jednak robi się ich coraz więcej. I tutaj wkraczacie wy jako ci, których zadaniem będzie właśnie to podczas gdy my będziemy się zajmować multiwersum jako całością. Jakieś pytania?
- Kiedy zaczynamy? – zapytał Aerres.
- Najlepiej od razu. – Aeran odpowiedział.
Od tego momentu ta nadprzestrzeń była domem dla sześciu istot opiekujących się multiwersum. Abisekai i Aeran już nie czuli się aż tak samotnie, mogąc spędzać czas również z tą czwórką dzieci. Wystąpił jednak jeden niespodziewany problem. Zgodnie z zasadami, które Aeran odkrył w pierwszym wszechświecie i jego przepowiedniami, uniwersa zaczynały się rozdzielać, tworząc alternatywne wersje historii. Niektóre historie różniły się tak bardzo, że te grudki światów całkiem się od siebie separowały. Wtedy to Abisekai i Aeran zdecydowali, że w szóstkę nie będą w stanie tego wszystkiego nadzorować. Wtedy właśnie zdecydowali, że nadszedł czas, by ich rodzina powiększyła się jeszcze raz. Pierwotne rodzeństwo nie uważało czwórki dzieci za nieudanych, jednak uznali, że tworząc następne pokolenie spróbują uczynić je lepszymi niż poprzednie. Przed tym jednak powstała nazwa obejmująca pierwsze pokolenie, utworzona przez mieszkańców świata Aera – zostali oni nazwani Egorth, czyli „pierwsi”. To nie był pierwszy raz, gdy Nadprzestrzenni komunikowali się bezpośrednio z mieszkańcami światów Abise i Aera, cała szóstka była tam częstymi gośćmi, więc można powiedzieć, że to w tych dwóch światach narodziła się sama w sobie komunikacja między różnymi wszechświatami.
W procesie stwórczym swój udział miało również udział rodzeństwo z grupy Egorth. Powstała kolejna czwórka istot stanowiących drugie pokolenie, nazwane Gorteh („następni”) przez mieszkańców Abise, a Abisekai nadała im imiona: Isaa, Eradri, Aica, Lothkil. Podczas gdy Egorth zajmowali się multiwersum jako całością, Gorteh sprawowali pieczę nad rozdzielającymi się odgałęzieniami. Wszystkie istoty należące do Nadprzestrzennych były w pierwotnych wszechświatach znane jako Eien, czyli Wieczni.
Problem z rozdzielającymi się światami mimo wszystko nie zniechęcił Abisekai i Aerana do tworzenia nowych światów, wciąż jednak Eien byli w stanie wszystko nadzorować i cały czas mieć jakąś radość z obserwowania swoich dzieł. Z niewyjaśnionego jednak powodu postanowili spróbować czegoś jeszcze raz – postanowili utworzyć trzecie pokolenie w Eien, nie mając dla nich żadnego konkretnego zajęcia. Tak powstała trzecia grupa, nazwana Vida, zawierająca dwójkę istot męskich i dwójkę żeńskich, tak jak poprzednie dwa pokolenia. Powstali jednak inaczej niż dwa pierwsze pokolenia – byli niedojrzali i musieli zostać zainkubowani, każde osobno, w miniaturowych światach. Pobudzono ich umysły do tego, by swoją własną wyobraźnią utworzyli świat wokół siebie, stało się to kolejnym, co pozostali mogli obserwować.
Pierwszy z Vida otrzymał imię Gonnoh. W swoim świecie tworzył płynne struktury przepływające przez przestrzeń w harmonii. Niekiedy powstawały jaśniejsze obszary, niekiedy ciemniejsze. Gdy Abisekai i Aeran wprowadzili do środka życie, Gonnoh spędzał czas dyskutując z nim telepatycznie. Istoty zamieszkujące własny świat Gonnoh przy jego pomocy rozwiązały kilka problemów natury naukowej, jakie zastanawiały nawet Aerana, pomagając usprawnić pracę grupie Gorteh. Całe Eien było zadowolone.
Następna z Vida to Kimie. Jej świat był bardzo dziwny, bowiem przeciwnie niż w innych było więcej wymiarów czasowych niż przestrzennych. Wszystko, co tam się działo, było trudne do zrozumienia. W pewnym momencie Kimie opanowała sytuację i była w stanie zapanować nad upływem wielowymiarowego czasu, jednak nie sama – jej świadomość uległa rozdwojeniu. Teraz jestestwo Kimie stanowiła dziewczynka oraz okryty płaszczem szkielet, połączone łańcuchem. Możliwe, że stanowiło to reprezentację przeszłości i przyszłości. Eien było tym zdumione, jednak moce kontrolujące wielowymiarowy upływ czasu były dla nich nader interesujące. Życie wprowadzone do świata Kimie nawiązało dobry kontakt z jej stwórczynią, Kimie często się z tymi istotami bawiła, często korzystając ze swoich mocy.
Trzecia była Chie. Była trochę niewinna i nieporadna, ale potrafiła po pewnym czasie stworzyć dość poukładany świat. Nie wyróżniała się zbytnio. Abisekai jednak wprowadziła życie i tam, by ocenić rezultaty. Początkowo nie wyglądało to dobrze – pomimo całego poukładania w jej świecie… istoty żywe szybko umierały. Chie była niesamowicie zdruzgotana. Do tego stopnia, że niemalże unicestwiła cały swój świat nakładem wysiłku porównywalnym do podniesienia powieki. Jednakże odkryła w sobie coś nieoczekiwanego – była w stanie przywrócić do życia absolutnie wszystkich. Od tej pory w jej świecie nie było śmierci, a jedynie odrodzenie. Eien byli tym również zaciekawieni.
Czwarty był Azaz. Nie wiadomo jednak dlaczego, ale nie robił absolutnie nic. Cały czas spał i trudno było zauważyć fakt, że posiada on troje oczu – trzecie znajdowało się na czole, prostopadle do dwóch pozostałych. Świat, który powstał z jego świadomości był pusty, jednak podejrzewano, że mimo tego wewnątrz jego śpiącego umysłu tworzy się kolejny. Próbowano wprowadzić tam zewnętrzne życie, jednak nie było gdzie go umiejscowić. W pewnym momencie, pomimo odizolowania, Azaz zaczął mówić przez sen imiona trójki pozostałych Vida. W swoim śnie udało mu się przeniknąć do światów Chie, Kimie i Gonnoh, nie pozostawiając tam fizycznie żadnych śladów swojej obecności. Za każdym jednak razem pozwalało to czwórce Vida komunikować się między sobą, choć Azaz pozostawał milczący. Za każdym jednak razem, gdy wchodził do świata Chie, czuł niepokój – jakby wiedział, że niemalże unicestwiła ona cały swój świat. Mało brakowało, a unicestwiłoby to jego samego.
Reszta grupy Eien nie wiedziała o tym wszystkim, nie licząc mówienia przez sen. W porównaniu do pozostałej trójki, Azaz wydawał się nijaki, może nawet i nieudany.
Pewnego jednak dnia postanowili wypuścić Vida, przywitać ich w rodzinnym gronie i pokazać ich świat. Gonnoh spędzał dużo czasu przemieszczając się po różnych wymiarach, robiąc bliższe obserwacje. Kimie i Chie trzymały się razem. Azaz zawsze był gdzieś na uboczu, jednak udało się to przełamać jednej istocie, która dotrzymywała mu towarzystwa. Była to Ebiksa z grupy Egorth. Potrafiła ona w jakiś sposób wniknąć do snów Azaza i pomagać mu w zapanowaniu nad nimi. Była również zdolna odczytać, że Azaz czuł się odrzucony. Niestety, ponieważ czas inkubacji się zakończył, nawet Ebiksa nie była w stanie pomóc młodszemu bratu w wyzwoleniu jakichkolwiek zdolności, które mogłyby być porównywalne z tymi reszty Vida.
Popełniła jeden błąd – pewnego dnia powiedziała Azazowi o kulisach utworzenia grupy Vida, łącznie z tym, że byli w pewien sposób eksperymentem. Azaz wydawał się być obojętny i na tą informację. Ebiksa wtedy postanowiła go zostawić samego z tą myślą, ponieważ wołali ją do zajęcia się pewnym nowym uniwersum – zaczynały w nim występować dziwne anomalie. Gdy była ona zajęta badaniem tego świata, Azaz zdołał się do niej zakraść. Wepchnął ją do tego zniekształconego świata i podążył za nią. Ebiksa próbowała wniknąć do umysłu Azaza, by on jednak na to gotowy. Poprzez te same niewykształcone zdolności, które pozwoliły mu przeniknąć do światów innych Vida przełamał umysł swojej starszej siostry, osłabiając ją w znacznym stopniu i pozwalając anomaliom rozerwać jej astralne ciało. Co zrobił potem? Coś, nad czym się nie zastanawiał, a co zaważyło na całej przyszłości. Zaabsorbował szczątki Ebiksy, łącząc je ze sobą. Pozwoliło mu to przejąć sporą część jej mocy i doprowadzić do perfekcji jego własną – oddziaływanie na psychikę poprzez koszmary senne. Świat, w którym to się stało, uległ destrukcji, eksplodując i ukazując Azaza w nowej formie – jego ciało było całkiem czarne, a trzecie oko rozszczepiło się na dwoje. Cała grupa Egorth próbowała go powstrzymać, dołączyło się do nich młodsze rodzeństwo z Gorteh. Azaz był w stanie dawać sobie z nimi radę do pewnego momentu, gdy po stronie Eien stanęła Chie. Wystąpiła między nimi krótka wymiana zdań, w której Azaz powiedział reszcie Vida o tym, co przekazała mu Ebiksa, dlaczego naprawdę powstali Vida. Gonnoh i Kimie mieli zamiar się wycofać, jednak Azaz był w stanie ich zatrzymać, będąc niepodatnym na ich moce. Z Chie było inaczej – była w stanie wskrzesić resztki świadomości Ebiksy wewnątrz Azaza, doprowadzając go do szaleństwa.
Gdyby pociągnęła to dłużej, pewnie by anihilowała swojego brata, jednak to w tym momencie wkroczyli Abisekai i Aeran, powstrzymując oboje.
Aeran wyciągnął błędny wniosek i uznał winnymi całą czwórkę, zamykając ich w sferach energii. Abisekai zdążyła jedynie wysłuchać Chie. Choć nie mogła teraz cofnąć decyzji swojego brata, zgodziła się wysłać Chie wraz z Azazem, by ta go pilnowała. Aeran skazał całą czwórkę na wygnanie, rozrzucając ich po multiwersum, jednak jego siostra spełniła prośbę, synchronizując kursy dwóch konkretnych kul.
Historia Azaza nie została przekazana dalej w takiej formie, jedynie jej urywek od momentu zdrady grupy Eien. We wszystkich późniejszych opisach mówi się o nim jako o Nightmare Lordzie.
Chie pogodziła się ze swoim losem i postanowiła pełnić wybraną przez nią funkcję tej, która będzie pilnować jej brata.
Zamknięcie Kimie sprawiło, że czas się ustabilizował w całym multiwersum, redukując się do jednowymiarowego. Choć Kimie i Gonnoh nie są źli, nie jest wykluczone, że czują niesamowitą urazę do starszych pokoleń przez wciągnięcie ich do odpowiedzialności zbiorowej. Raczej niemożliwe, że wypowiedzą otwartą wojnę, jak Azaz, jednak nie skłaniają się ku całkowitemu wybaczeniu.
Grupa Eien stworzyła na miejsce Vida nową klasę istot, ostatnich w szeregu. Była to grupa Ainua, licząca pięć osób: Aerist, Talva, Ithile i Arv stanowili czworo z nich, o piątym nie wiadomo absolutnie nic. Vida zostali niemalże zapomniani, jak nieudany eksperyment. Przynajmniej przez starszych Eien i czwórkę Ainua…
Drugie miejsce zajmuje - Yoh92! (1 głos!)
Nagroda:
+10 KP
- Spoiler:
- Setki bilionów lat temu, w czasach powstawania pierwszych rzeczywistości, narodziły się również cztery potężne rasy Wszechbogów - Egorth, Gorteh, Vida oraz Ainua. Na jednego przedstawiciela grupy Eien, przypadało jedno konkretne zadanie. Do najważniejszych należało tworzenie nowych światów i zasad w nich panujących oraz pieczętowanie przestrzeni, które nie powinny być pod żadnym pozorem dostępne dla "niższych" ras. Zadaniem Vidy było wyznaczanie, a następnie właśnie zamykanie przestrzeni. Za pomocą swoich mocy nakładli oni pieczęć na daną przestrzeń, uniemożliwiając wstęp do nich nawet reszcie przedstawicieli grupy Eien. Niestety, wszystko ma swój początek i koniec - dla rasy Vida, nadszedł on zdecydowanie szybciej niż mogłoby się wydawać.
[Pieczętowanie jednego ze światów, 480 bilionów lat temu...]
Ciemna postać od której emanowała niesamowicie mroczna aura, męczyła się z utrzymywaniem ogromnej ciemnoczerwonej pieczęci "wiszącej" na wejściu do jednej z wielu przestrzeni. Kolejne dwie postacie - pomarańczowy, energetyczny osobnik oraz jasna postać przypominająca anioła - trzymały dłonie na wielkim symbolu, w który przelewały swoją energię. Przedstawicielka tej rasy, przypominająca śmierć z zadowolonym, jasnozielonym niemowlakiem na czaszce, starała się zakończyć cały ten proces - proces pieczętowania przestrzeni, a żeby stała się niedostępna dla niepożądanych istot. Po upływie kilku godzin, Nightmare Lord - istota, którą otaczała dziwna, ciemna materia - przewrócił się do tyłu po zamknięciu danej rzeczywistości.
Nightmare Lord:: Dlaczego?... Dlaczego zawsze ja muszę przekazywać swoją moc do tego, żeby to dziadostwo miało prawo bytu?...
Chie Lady:: Ależ, to proste. Masz największe, niemalże niekończące się zasoby energii w przeciwieństwie do Nas.
Vida Zniszczenia, przechylił twarz w kierunku jasnej istoty.
Nightmare Lord:: Dziękuję, kochaniutka.
Chie Lady:: Nie jesteśmy parą, więc nie mów tak do mnie. Ile razy mam Ci to powtarzać?
Osobnik od którego emanowała niesamowicie mroczna aura, uśmiechnął się.
Nightmare Lord:: Do skutku. Próbuj, może kiedyś Cię posłucham.
Gonnoh Lord:: Wracając do Twojego pytania... Dobrze wiesz, że każdy z Nas został stworzony w innym celu. Nasza grupa zajmuje się wyznaczaniem i pieczętowaniem danych przestrzeni. Jesteśmy razem tylko dlatego, że posiadamy umiejętności, które nikomu innemu, jak tylko nam, umożliwiają wykonywanie tego zadania. Brnąc dalej w ten temat-...
Nightmare Lord:: Oj tam, oj tam. Niech Ci będzie, że to było pytanie retoryczne, o wielki Wszechwiedzący.
Chie Lady oraz Kimie Lady wybuchły śmiechem. Gonnoh Lord zaś prychnął, odwracając się plecami do reszty.
Gonnoh Lord:: Idiota...
Nightmare Lord nagle się podniósł, jakby nie odczuwał już zmęczenia - energia tego osobnika odtworzyła się tak szybko, jak została spalona. Poruszanie się nie było więc już najmniejszym problemem.
Nightmare Lord:: Nie, no, stary. Żartowałem. Nie bierz tego do siebie.
Gonnoh Lord odwrócił się do ciemnej istoty.
Gonnoh Lord:: O, o tym właśnie wspomniała Chie. Twoja energia odtworzyła się w niesamowitym tempie, kiedy my jeszcze odczuwamy zmęczenie. Chciałem wytłumaczyć o co chodzi dokładniej z Naszą grupą, ale jak zwykle ktoś mi przeszkodził. Ktoś, kto chciał po prostu popisać się przed dwiema istotami o przeciwnej płci oraz jednym dzieckiem, które nie zrozumie nawet słowa z Naszych wypowiedzi.
Niemowlak znajdujący się na czaszce Kimie Lady zaczął śmiać się jeszcze bardziej ze słów jakie wypowiedziała pomarańczowa, energetyczna istota - nie rozumiało nic, a nic - akcent Vidy wydawał się mu po prostu zwyczajnie zabawny, mimo, że nie było w nim nic dziwnego. Dziecko nieco przypominało tego przedstawiciela rasy, jednak zamiast zamiast pomarańczowego koloru, emanowało jasnozieloną energią.
Nightmare Lord:: No, dobra. Więc, klasyczne pytanie, jak przystało na grupowego błazna... Czyli, że o co chodzi?
Gonnoh Lord:: W moich oczach jesteś inwalidą. Głupota jaką emanujesz, sprawia, że możemy uznać Cię za osobnika chorego i wymagającego leczenia...
Kiedy Vida Zniszczenia utworzył z ciemnej energii wózek inwalidzki i na niego usiadł, Kimie Lady wraz z Chie Lady wybuchły śmiechem.
Nightmare Lord:: Czyń swą powinność milordzie i oświeć głupiego.
Gonnoh Lord:: Nie sprowokujesz mnie, debilu. W każdym razie... Widzicie, każdy z Nas ma inny cel podczas tworzenia pieczęci. W przypadku inwalidy, chodzi głównie o moc. Proces powstawania symbolu wymaga ogromnej mocy i skupienia, bowiem trzeba cały czas przekazywać energię niezbędną do stworzenia czegoś, co zamknie przestrzeń.
Nightmare Lord wyglądał na zadowolonego. Wózek zniknął, a on nieco bardziej się skupił.
Nightmare Lord:: Czyli moje zadanie jest jednym z najważniejszych, a moje umiejętności czynią mnie najsilniejszym z Nas wszystkich? Przyznaj mi rację.
Gonnoh Lord:: Nie. Ty jedynie tworzysz pieczęć, ale nic poza tym. Sam symbol nie jest w stanie zablokować danej przestrzeni. Dodatkowo, w grę ZAWSZE wchodzi wielkość danej rzeczywistości. Tutaj wkracza Chie Lady. Jej moc jest niezbędna do tego, by pieczęć była wieczna. Tutaj zachodzi pewne zjawisko, które ciężko mi wytłumaczyć słowami.
Gonnoh spojrzał na Nightmare Lorda.
Gonnoh Lord:: Dobra, to ogólnie będzie ciężkie. Chodzi o to, pojedyncza cząsteczka energii jaką uzyskamy po połączeniu Waszych mocy, wystarczy do tego by stworzyć małe uniwersum. Przy samym tworzeniu symbolu, przelewacie biliony cząsteczek energii. Moja rola polega zaś na tym, a żeby stworzyć w pieczęci odpowiednie zabezpieczenia. Te w przyszłości uniemożliwią złamanie lub ominięcie jej przez niepożądane istoty. Dodatkowo, moja energia wpływa na to, a żeby nie połączyła się zbyt duża ilość cząsteczek Waszych energii. W skrócie. Beze mnie zniszczylibyście korytarz między-wymiarowy.
Kimie Lady stała spokojnie gdzieś na uboczu, zastanawiając się gdzie w tym wszystkim miejsce dla niej. Właściwie, trzech pozostałych przedstawicieli rasy tworzy "kłódki" dla przestrzeni, bez jej pomocy... Dopiero niemowlak na czaszce "kościotrupa", zwrócił uwagę reszty na lekko zaniepokojoną Kimie Lady.
Kimie Lady:: Właściwie... Poradzili byście sobie beze mnie... Jaki jest mój cel w tym wszystkim?
Gonnoh Lord:: Twoje zadanie jest jednym z najważniejszych. A właściwie Wasze, ale mniejsza o szczegóły. Posiadacie moc kontrolowania czasu, co wpływa znacząco na proces tworzenia pieczęci. Gdybyśmy robili to we trójkę, tak jak zaproponowałaś, owszem, dalibyśmy sobie radę. Ale wszystko zajęłoby Nam w przybliżeniu, jakieś 3500 lat. Skala pomyłki to maksymalnie 200 lat do tyłu lub do przodu, ale wychodzi na jedno.
Nightmare Lord:: To nieźle.
Gonnoh Lord:: A no.
Chie Lady:: Może to niepotrzebne wtrącenie, ale myślę, że powinniśmy udać się do Lady of Abisekai, a żeby złożyć standardowy raport.
Wszyscy przytaknęli na propozcyję Chie Lady, po czym zniknęli w jednym z przejśc prowadzących do innej przestrzeni.
[Pieczętowanie jednego ze światów, 380 bilionów lat temu...]
Wszystko przebiegało bez żadnych przeszkód - jak zwykle, zresztą - jednak, do czasu. Przedstawiciele rasy Vida pieczętowali kolejny wymiar, gdy nagle energia symbolu wymknęła się spod kontroli. Zagrożenie było dosyć poważne, bowiem mogła ucierpieć znaczna część korytarza, a wraz z nim niektóre światy
Nightmare Lord:: K***a mać, co jest?!
Kimie Lady:: Zatrzymam czas wok-...
Gonnoh Lord:: Nie! Jeżeli to zrobisz, zaburzysz ilość energii jaką mamy przekazywać do zamknięcia tej rzeczywistości!
Chie Lady:: Więc co do jasnej cholery mam zrobić?!...
Nightmare Lord spojrzał po kolei na swoich towarzyszy, lekko się przy tym uśmiechając. W pewnym momencie odrzucił każde z nich za pomocą dodatkowych kończyn wytworzonych z ciemnej, mrocznej materii.
Chie Lady:: Co Ty odpieprzasz?!
Kimie Lady:: Właśnie! Sam nie dasz sobie rady!
Gonnoh Lord zaczął się nad czymś zastanawiać. Gdy skończył, wykonał krok przed siebie i spojrzał na Nightmare Lorda, który postanowił wziąć wszystko na swoje barki
Gonnoh Lord:: To może się udać, debilu! Nim upłynie pięć sekund od czasu zaabsorbowania mocy pieczęci, wyrzuć ją z siebie wraz ze swoją energią gdzieś w przestrzeń! W innym przypadku, to może być niebezpieczne nie tylko dla Ciebie, ale i dla Nas!
Nightmare Lord:: AŻ pięć sekund? To kupa czasu!
Pan Koszmarów zaczął absorbować moc pieczęci, jaka była niezbędna do jej utworzenia. Cały proces zawsze rozpoczynał kawałek kryształu, wielkości paznokcia, którego Vida otrzymywali od Lady of Abisekai. Następnie w powstały symbol - tak zwany szkielet - przekazywano energię każdego przedstawiciela rasy, która zajmowała się zamykaniem przestrzeni. Problem w chwili obecnej polegał na tym, iż poza energią swoich towarzyszy, Vida Zniszczenia musiał pochłonąć również energię pieczęci - to co mogło nastąpić przy najmniejszym błędzie było czymś nieznanym nawet dla "wszechwiedzącego" Gonnoh Lorda. Nagle, symbol, który znajdował się na wejściu do zamykanej rzeczywistości, zwyczajnie zniknął - został jakby "wchłonięty" do dziury znajdującej się na klatce piersiowej Pana Koszmarów. Po upływie trzech sekund, wyrzucił on całą energię jaką zaabsorbował dodając do tego, również i swoją moc. Wszystko poszło zgodnie z planem... Przynajmniej tak mogło się wydawać reszcie towarzyszy Nightmare Lorda. Dziura na klatce piersiowej ciemnej istoty zaczęła powoli zmieniać swój kolor z seledynowego na czerwony - Vida Zniszczenia, z dosyć denerwującego, aczkolwiek pogodnego i zabawnego Wszechboga, zaczął z czasem zamieniać się w szaleńca - bez jakichkolwiek skrupułów mordował słabsze istoty, świetnie się przy tym bawiąc. Zaczął uwielbiać destrukcję, chaos i mrok - ich obecność wokół niego sprawiała, że rósł w siłę.
[378 bilionów lat temu...]
Cała czwórka przedstawicieli rasy Vida spokojnie oczekiwała w jednej z zamkniętych przestrzeni na pojawienie się Lady of Abisekai - jedynie Koszmarek sprawiał wrażenie niecierpliwego i wkurzonego.
Nightmare Lord:: Gdzie ona jest, do jasnej cholery? Po kiego c***a w ogóle zostaliśmy tutaj wezwani w trybie pilnym, skoro jej tutaj nie ma?
Chie Lady:: Spokojnie, zaraz powinna się pojawić. Zostaliśmy wezwani w konkretnym celu, niech ta informacja Ci wystarczy na chwilę obecną.
Pan Koszmarów spojrzał zdenerwowany na Chie Lady.
Nightmare Lord:: Czyli jednak wiesz po co tutaj jesteśmy. Wy też wiecie, nie?... Jestem k***a jedynym, który nie ma pojęcia co się wokół niego dzieje? Zajebiście. K***a, zajebiście.
Gonnoh Lord:: Nie zachowuj się jak dziecko. Od przeszło dwóch bilionów lat zmieniasz się na Naszych oczach... na gorsze. Właśnie na ten temat chcemy porozmawiać z Lady of Abisekai.
Nagle, obok Kimie Lady otworzyło się przejście, przypominające zwykłe pęknięcie w czasoprzestrzeni. Powolnym krokiem wyszła z niego jasna istota, bardzo przypominająca wyglądem Chie Lady - różnicą były jednak zdecydowanie większe skrzydła, aureola nad głową oraz coś w stylu długiego, energetycznego płaszcza połączonego z ciałem.
Lady of Abisekai:: Witajcie.
Poza Nightmare Lordem, reszta przedstawicieli rasy Vida zwyczajnie uklęknęła - bardzo szanowali LoA, mimo tego, że ona sama z siebie należała do dosyć wyluzowanych. Istota przypominająca jasnego archanioła, spojrzała z lekkim niepokojem na ciemną postać, która przyglądała się jej z dosyć dużą nienawiścią w oczach.
Lady of Abisekai:: Jestem tu z Twojego powodu, mój drogi. Ostatnimi czasy dochodzą mnie słuchy, że przestałeś szanować jakiekolwiek życie w innych światach. Kiedy przychodzi do tego, byście zamknęli jakąś przestrzeń, zabijasz bez konkretnego powodu zamieszkujące ją rasy. Nie mam zielonego pojęcia po co to robisz, ale chciałabym prosić Cię o to, byś zaprzestał tego typu działań. Przynajmniej, nie mając bezpośredniej zgody ode mnie.
Na twarzy Vidy pojawił się szeroki uśmiech.
Nightmare Lord:: Słabszy musi umrzeć, a żeby silniejszy mógł przetrwać. Mam prosić o zgodę na wybijanie życia w danym uniwersum, którą będziesz rozpatrywała niewiadomo ile czasu? Wolę samodzielnie się tym zająć.
Pomarańczowa, energetyczna postać spojrzała z lekką złością na swojego towarzysza.
Gonnoh Lord:: Trochę więcej szacunku, pajacu! Pamiętaj z kim rozmawiasz!
Nightmare Lord:: Wiem z kim mam przyjemność, kretynie... I ten ktoś nie zasłużył na to bym ją szanował, ot co. Jak masz jakieś zastrzeżenia, zawsze mogę skrócić Cię o głowę.
Atmosfera przez chwilę była dosyć napięta - spór przerwała Lady of Abisekai, zadając Vidzie jedno, proste pytanie.
Lady of Abisekai:: Co uczyniłam, że nie zasłużyłam na Twój szacunek?
Nightmare Lord:: Szczerze? Nic sp-...
Lady of Abisekai:: Kiedyś byłeś inny. Zmieniłeś się, a ja nie miałam na tą zmianę najmniejszego wpływu.
Nightmare Lord:: Nie przerywaj mi, kiedy do Ciebie mówię.
Reszta przedstawicieli rasy Vida była zaskoczona tonem, jakim Pan Koszmarów rozmawia ze Stwórczynią Wszechrzeczy; nie mieli jednak najmniejszego zamiaru ingerować w tą rozmowę. Sama Lady of Abisekai wyglądała nie tyle na zdziwioną, co na zaniepokojoną zaistniałą sytuacją.
Lady of Abisekai:: Jeżeli ze mną rozmawiasz, prosiłabym Cię przynajmniej o odrobinę szacunku.
Nightmare Lord:: Pieprzenie. Nie zasługujecie na mój szacunek. Nie jestem już Panem Koszmarów, a Władcą Chaosu, Destrukcji, Cierpienia, Mroku i Śmierci! Nie mam zamiaru kłaniać się przed kimś takim jak Ty. To raczej Wy powinniście kłaniać się mi!
Lady of Abisekai:: Znasz mnie bardzo dobrze i wiesz, że nienawidzę zarozumiałych oraz pewnych siebie istot. Nie rozkazuję Ci, a jedynie proszę o to, byś okazał mi podczas tej rozmowy trochę więcej szacunk-...
Stwórczyni Wszechrzeczy wykonała unik w ostatniej chwili - ciemna ściana energii z niewyobrażalną szybkością przeleciała obok niej. Gonnoh Lord postanowił zareagować od razu - wystawiając rękę przed siebie, wystrzelił w Pana Koszmarów jasny promień energii. Atak został jednak zaabsorbowany przez coś w stylu czarnej dziury, która otworzyła się w ostatniej chwili przed stojącym spokojnie Nightmare Lordem.
Nightmare Lord:: Powtarzasz się, pieprzona suko... W Twoim przypadku Gonnoh, zawiodłem się. Nie spodziewałem się z Twojej strony, aż tak wielkiej odwagi.
Nagle za ciemną postacią otworzyło się przejście, z którego wyleciało kilka jasnych, energetycznych pnączy - splątały one "zdrajcę" i unieruchomiły. Vida Zniszczenia nie wykonywał właściwie żadnych ruchów, więc unieruchamianie go było lekko nie na miejscu - technika miała jednak nieco inne, bardziej cwane zastosowanie - uniemożliwiała splątanemu oponentowi, używania jakiejkolwiek energii. Z przejścia po chwili wyłoniła się Chie Lady.
Nightmare Lord:: Ty pieprzo-...
W oczach jasnej istoty Nightmare Lord dostrzegł łzy.
Chie Lady:: Wybacz... Pani, działaj i zapieczętuj Nas!
Nightmare Lord:: ŻARTUJESZ SOBIE?!...
Gonnoh spojrzał na Stwórczynię Wszechrzeczy z dosyć poważnym wyrazem twarzy. Ta natomiast zaczęła wykonywać sekwencję jakichś pieczęci, następnie narysowała przed sobą coś w stylu jasnego okręgu. Cały proces wykonywania techniki pieczętującej trwał około kilku sekund - w tym czasie reszta przedstawicieli rasy Vida starała się niedopuścić do tego by "zdrajca" wydostał się z "uścisku" Chie Lady. Ten jednak nawet nie próbował tego robić.
Nightmare Lord:: Wiecie, że to nie zadziała. Za kilka milionów lat ktoś i tak mnie uwolni, a wtedy zemszczę się na Was wszystkich...
Chie Lady:: Jestem pewna, że Lady of Abisekai pokieruje Naszymi losami w taki sposób, byś nie miał na to szansy.
Poza jasnymi, energetycznymi pnączami, Pana Koszmarów unieruchomiły również łańcuchy oraz kilkanaście pnączy o pomarańczowym kolorze. Pani Odrodzenia była zdziwiona całą tą sytuacją, jednak po chwili uświadomiła sobie o co chodzi.
Gonnoh Lord:: Powstaliśmy wszyscy razem, a teraz damy się w taki prosty sposób zapieczętować...
Chie Lady:: Nie musicie...
Kimie Lady:: Ale chcemy. Jako czwórka Wszechbogów, zamykaliśmy i pieczętowaliśmy konkretne przestrzenie. We dwójkę nie damy sobie z tym rady, a nie zamierzam przechodzić na inną zmianę.
Gonnoh Lord:: Dobrze powiedziane.
Nightmare Lord:: To żałosne. Poświęcicie się po to, a żeby mnie unieszkodliwić na marne kilka milionów lat? Kiedy będę zapieczętowany, ten czas zleci dla mnie w oka mgnieniu.
Pod czwórką przedstawicieli rasy Vida, nagle pojawił się przeogromny pentagram, który zaczął wysysać z nich energię.
Chie Lady:: Kilka milionów lat?... Przestań sobie kpić, mój drogi. Ta pieczęć ma wytrzymać minimalnie około 500 miliardów lat.
Gonnoh Lord:: Dłuuuuuga przerwa od pracy, nie sądzicie?...
Chie oraz Kimie Lady jedynie przytaknęły.
Nightmare Lord:: K***a mać, nie możec-...
Pan Koszmarów przybrał nagle postać energetycznej kuli, na której pojawił się ciemnoczerwony symbol. To samo spotkało po chwili Gonnoh Lorda oraz Kimie Lady.
Chie Lady:: Pani... Mogę mieć pewną prośbę?
Lady of Abisekai:: Oczywiście...
Chie Lady:: Pokieruj Naszym losem tak, bym miała na oku Nightmare Lorda... Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Stwórczyni Wszechrzeczy z lekkim uśmiechem, jednak i łzami w oczach spojrzała na proszącą o tak niewiele Panią Odrodzenia. Po upływie kilku sekund, spotkało ją to samo co jej towarzyszy.
Lady of Abisekai:: Niestety, ale nie mam takiej władzy, a żeby kierować Waszymi losami... Są pewne rzeczy, na które nawet ja nie mam wpływu.
LoA wrzuciła energetyczne kule do przestrzeni w której nie miało powstać żadne życie... Początkowo planowała zniszczyć tą przypadkowo powstałą rzeczywistość, jednak postanowiła uczynić ją miejscem w którym zapieczętowani przedstawiciele rasy Vida przez miliardy jak nie biliony lat, będą wędrować po wszechświecie bez celu.
Uniwersum to zwało się... Genao...
Praca spoza rankingu - czyli ta, która nie otrzymała żadnych głosów, należy do użytkownika - siiwuha.
- Spoiler:
- Milion lat temu ludzie z bogami toczyli wojne.
Ludzie walczyli mieczami i energią KI,mieli oni również magów
którzy wkładali w miecze specjalną rude dzięki
której mogli zabijać bogów,lecz pewien człowiek
i kobieta (bogini) się w sobie zakochali,w tajemnicy
się ze sobą spotykali,lecz człowiek podczas wojny został ciężko
ranny,prawie martwy,w nocy kiedy nikt nad nim
nie czuwał,bogini Perxona uleczyła go swoimi mocami
Wszyscy ludzie się dziwili jak to możile,niedułgo
póżniej mieli dziecko,które same w wieku 14 lat mogło
pokonać i ludzi i bogów,zostało nazwane wszechógiem.
Niedługo pużniej wszechbóg(Yonem)wyszedł za mąż,miał on syna i córke
Oni również byli wszechbogami.Wszechbogów było coraz wiecej,zakończyli wojne
miedzy ludzmi a bogami,niestety musieli zabić generała ludzi,i dowódce bogów.
Wszechbogów było tyle na ziemi że musieli się prznieśc na inną galaktyke i inną planete
Rasa wszechbogów zostala nazwana rasą Visa.Kiedy odeszli na ziemi znów rozpoczeła się wojna między bogami a ludzmi,wszechbogowie
wysłali na ziemie 100 swoich wojowników żeby zakończyli tą wojne.
Lecz ludzie zanim wszechbogowie przylecieli na ziemie wynalezli
broń która może zabić nawet wszechbogów.I tak wojownicy wszechbogów zwani inaczej jednostką specjalną
zgineli.Ludzie zaczeli przejmować inne rasy,wszechbogowie odkryli że mogą się trasformować,i tak
poraz drugi zakończyli wojne.Uznali że staną się niewidzialni i połowa z nich zostanie na ziemi
i będzie pilnowała pokoju.
Gdy coś się działo albo się ujawniali lub dawali moc ludzią którzy nie wykorzystają jej do złych celów,
I obronią ziemie.
Gratulacje dla wszystkich uczestników!