Piękna, młoda szatynka o dość powabnych kształtach spokojnie leżała w łóżku, w swoim pokoju. Ten z kolei znajdował się piętro nad restauracją „Pod złotym obłoczkiem”, umieszczoną na parterze niewielkiego budynku mieszkalnego. Przyjazna atmosfera oraz stosunkowo niskie ceny w porównaniu do „sąsiadów” sprawiały, że rodzina Utsukushi nie narzekała nigdy na brak stałych klientów. Tego jakże pięknego dnia, rodzice dziewczyny postanowili poświęcić niemalże cały dzień sobie, a co za tym idzie, restauracja była zamknięta. Również ich córka miała dzięki temu trochę więcej czasu na odpoczynek, niż zwykle. Normalna nastolatka zastanawiałaby się w takiej sytuacji nad urządzeniem jakiejś imprezy dla znajomych. Owszem, Sara utrzymywała dobre kontakty ze swoimi rówieśnikami, lecz nikogo nie traktowała jak przyjaciela, któremu można byłoby powierzyć nawet największe sekrety. Powodem dla którego zdecydowała się właśnie tak żyć była prawdopodobnie jej moc, którą odziedziczyła po swoim ojcu. Zastanawiała się jednak nad dalszą przyszłością. Nie będzie wiecznie przebywała na „garnuszku rodziców”. Poza tym, dorastała – jako kobieta potrzebowała coraz więcej przestrzeni dla siebie. Czy przejąć „rodzinną firmę” i w ten sposób zarabiać na życie, gdy przyjdzie jej założyć własną rodzinę? Tutaj z kolei rodzi się kolejne pytanie – czy rodzice przepiszą jej restaurację, na której stworzenie tak ciężko pracowali? A może dojdą do wniosku, że sama powinna cokolwiek osiągnąć, kiedy już trafi na mężczyznę, z jakim będzie chciała spędzić resztę życia? Spoglądając w biały sufit, zastanawiała się nad pewną, zabawną kwestią. Otóż, czy warto zrobić sobie dobrze? Niby nie było to dziwne – w końcu nie miała chłopaka właśnie ze względu na tajemnicze zdolności, jakie zdarzało się jej w „tych kluczowych momentach” przejawiać. Z drugiej strony, fakt, że musi „to” robić samodzielnie denerwował ją coraz bardziej z każdym, powoli mijającym dniem. Nastolatka była rozgrzana… Kiedy jednak miała ochotę na „samodzielną zabawę”, ni stąd, ni zowąd pojawiła się jakaś nieznajoma aura, którą Sara od razu wyczuła. Owa energia zbliżała się do Setirps i nie należała do nikogo, kto pochodziłby z Terry. Przecież dziewczę kojarzy obrońców działających aktualnie na planecie. Poziom mocy tajemniczego przybysza nie był jednak wysoki, a całkiem wyrównany, jeżeli chodzi o szatynkę. Zamierzała działać, nawet pomimo wyraźnego zakazu swojego ojca. Nie miała zielonego pojęcia, po co te wszystkie treningi dotyczące kontrolowania własnej mocy? Po co w ogóle ten cały rozwój nadprzyrodzonych zdolności, jeżeli nie może ich wykorzystać? Dziewczyna zadała sobie proste pytanie – jeżeli nie teraz, to kiedy, do ciężkiej cholery?
- Przepraszam, tato. Teraz moja kolej, żeby was ochronić…
Córka państwa Utsukushi bez chwili zawahania otworzyła okno w swoim pokoju, wyskakując na zewnątrz – następnie wzbiła się wysoko w powietrze i udała za źródłem tej niepokojącej energii.
Skoro zaś o nich mowa… Niedaleko restauracji znajdował się niewielki park w którym rodzice dziewczyny uwielbiali przebywać. Pewien zadowolony mężczyzna o jasnych, długich włosach spojrzał w niebo, drapiąc się z tyłu głowy.
- Te dzieci zdecydowanie za szybko dojrzewają.
Dojrzała, aczkolwiek w dalszym ciągu piękna kobieta siedziała wtulona w swojego męża. Uśmiechając się na słowa ukochanego, również postanowiła dodać coś od siebie.
- Widać, po kim odziedziczyła charakter, kochanie.
- Noo, chyba nie sądzisz, że po mnie!
Zielonooka szatynka jedynie cicho zachichotała.
- Przepraszam, tato. Teraz moja kolej, żeby was ochronić…
Córka państwa Utsukushi bez chwili zawahania otworzyła okno w swoim pokoju, wyskakując na zewnątrz – następnie wzbiła się wysoko w powietrze i udała za źródłem tej niepokojącej energii.
Skoro zaś o nich mowa… Niedaleko restauracji znajdował się niewielki park w którym rodzice dziewczyny uwielbiali przebywać. Pewien zadowolony mężczyzna o jasnych, długich włosach spojrzał w niebo, drapiąc się z tyłu głowy.
- Te dzieci zdecydowanie za szybko dojrzewają.
Dojrzała, aczkolwiek w dalszym ciągu piękna kobieta siedziała wtulona w swojego męża. Uśmiechając się na słowa ukochanego, również postanowiła dodać coś od siebie.
- Widać, po kim odziedziczyła charakter, kochanie.
- Noo, chyba nie sądzisz, że po mnie!
Zielonooka szatynka jedynie cicho zachichotała.