Anime Revolution Sprites

You are not connected. Please login or register

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1Creepypasta Empty Creepypasta Wto Maj 25, 2010 7:10 pm

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
Ogólnie, na początek wspomnę że nie musicie nic komentować, jeżeli nie chcecie. Wystarczy sobie poczytać. Chcę także powiedzieć jeszcze, iż sam pomysł na temat pochodzi z forum na temat zjawisk paranormalnych. Dlatego też zachęcam do wypowiadania się. Będę w tym dziale także dodawał inne tematy, gdzie można będzie debatować na temat zjawisk paranormalnych. Mimo wszystko, chcę jednak sprawdzić jakie macie podejście do samego tematu Creepypasty.

Teraz, o co chodzi. Co to jest Creepypasta?
Nie, bynajmniej nie jest to jakiś rodzaj pasty, jak sobie pomyślała większość osób które odwiedzą ten temat.
Creepypasty to straszne historie krążące po internecie i mające tak Cię wystraszyć żebyś nie mógł/mogła zasnąć w nocy.
Większość Creepypast jest w formie tekstowej. Ciekawie się czyta, możemy sobie to wyobrazić. Są jednak także Creepypasty w formie Video. Nie będę na razie dawał linków do żadnych, bo niema sensu. Chyba że będziecie chcieli.
Co z tego wszystkiego będzie fikcją, a co prawdą? To zostawiam już do Waszej dyspozycji ;) Poszukajcie trochę informacji jeżeli Was dana Creepypasta zainteresuje i dowiecie się o niej więcej niż tutaj. Może.. xD

Dobra, do dzieła. Bo trochę za dużo się rozpisałem o samej definicji Creepypasty.

Na początek coś luźnego i w miarę ciekawego. Przynajmniej, wydaje mi się iż zainteresuje fanów Pokemonów na naszym forum (Pikachu, Diwanes?).


Creepypasta Pokemon-RBY-LavenderTown
Lavender Town

Kiedy gra „Pokemon” została pierwszy raz wypuszczona do obiegu w Japoni, tysiące dzieciaków rzuciło się do sklepów aby nabyć swoją wymarzoną grę. Z tym wydarzeniem wiąże się jednak dziwne i niepokojące zjawisko. U dzieci w wieku od 7 do 12 lat, występowały częstsze krwawienia z nosa, drażliwość, bezsenność i oczywiście uzależnienie od wymienionej wyżej gry. Dzieciaki spędzały nad nią kilkanaście godzin dziennie, kiedy rodzice ograniczali im dostęp do niej reagowały histerycznym płaczem i wymiotami.

Około 70% przypadków skończyło się samobójstwem.

Co zaskakujące prawie w każdym przypadku, pomimo tego że wewnętrzy zegar który mierzy ilość czasu jaką użytkownik spędził na graniu osiągał już swój limit, to gra nie posuneła się nawet o krok z miasta „Lavender Town”.

Bliższa analiza gry wykazała że w soundtracku „Lavender Town” znajduje się niewykrywalny dla ludzkiego ucha dźwięk. W ciągu kilku tygodni od wypuszczenia pierwszej wersji na rynek wszystkie egzemplarze po cichu znikneły ze sklepów, zastąpiono je nową wersją ze zremasterowaną wersją „Lavender Town”. Oczywiście wszystko zostało przeprowadzone po cichu i bez zbędnego rozgłosu – jednak oczywiście jest kilka wersji które jakoś przedostały się do ogółu.

Najpopularniejsza mówi o trzech brakujących tonach w nowszym wydaniu gry, tak jak o tym że brakuje w niej unikalnego binauralnego tonu. Niestety wersja ta jest niepotwierdzona z powodu wielkiej trudności z dostępem do pierwszej wersji gry. W jedynych istniejących do dzisiaj egzemplarzach, takie funkcje jak „wewnętrzy zegar” czy „zapisywanie stanu gry” przestały działać, również w wielu przypadkach gra może się zawiesić podczas pierwszej lepszej walki.

Sprawa nabrała rozgłosu w 1997 roku, gdy na stronie http://cornus.lensig.../index538a.html, zaczeły pojawiać się szczegóły dotyczące tej sprawy. Teraz jak sami widzicie strona nie działa i nie wiadomo czy kiedykolwiek znowu zacznie funkcjonować.

Dla zainteresowanych na portalu YouTube znajduje się oficjalna wersja „Lavender Town song”, która oczywiście pochodzi z drugiej wersji gry.



Tekst był tłumaczony z Angielskiego, przez Użytkownika forum o zjawiskach paranormalnych, mającego Nick:
Shinji77

2Creepypasta Empty Re: Creepypasta Wto Maj 25, 2010 7:29 pm

Feli

Feli
Zasłużony
Zasłużony
Heh. Jak na razie Pasta mnie bawi :bunny:.
Nawet ciekawe te historyjki, w sumie zabawne było jak o tych dzieciach było dx.

MOAR... xd

3Creepypasta Empty Re: Creepypasta Wto Maj 25, 2010 7:55 pm

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
Skoro już dzisiaj dałem coś na temat gry, to nie będę niszczył tej kolejności. Masz Feli, o to kolejna Creepypasta.


Polybius

Creepypasta Polybius

Gra została wypuszczona na rynek w bardzo małym, wręcz znikomym nakładzie. Jeden czy dwa przestarzałe automaty na przedmieściach Portland. Wokoło gry panuje atmosfera tajemnicy i kraży o niej wiele dziwnych opowieści, podobno powodowała amnezję, ludzie nie pamiętali gdzie mieszkają a nawet nie pamiętali swojego imienia!

Miała być ona wyprodukowana przez pewien rodzaj wojskowej grupy badawczej która zajmowała się najnowszą technologią. Pracowali także nad metodami modyfikacji zachowań ludzkich. Wszystko było opracowywane na potrzeby CIA. Dzieci które grały w tą grę budziły się z krzykiem w środku nocy, więkoszość z nich miała potworne koszmary.

Zgodnie z zeznaniami właściciela salonu gier, "faceci w czerni" zbierali nagrania z procesu gry. Nie interesowały ich pieniądze jakie mogli zarobić na automacie, oni po prostu zbierali informacje na temat gry.

Pomijając całą tajemniczą otoczkę, sama gra też nie należała do zwykłych. Abstrakcja która zakrywała na psychodelie łącząca szybką akcję z elementami układanki - ten dziwny, bądź co bądź, opis najlepiej opisuje jak gra mogła wyglądać. Dzieci które w nią zagrały, odczuwały potem paniczny strach przed jakimikolwiek rodzajamy gier wideo. Jeden z nich rozpoczął nawet swojego rodzaju krucjatę przeciwko nim. Skontaktowaliśmy się z nim, z nadzieją że będzie miał dla nas jakieś informacje na temat Polybiusa, niestety jedyne co był nam w stanie powiedzieć to to że gra znikneła z salonu gier niecały miesiąc po tym jak w nią zagrał.

Nikt nigdy nie znalazł ROMu (przyp. tłumacza pamięć tylko do odczytu, pozwala nam np grać w gry z snesa na komputerze) choć niektóre źródła twierdzą że jednak istnieje jakaś wersja, jednak jest w posiadaniu nieznanego kolekcjonera. Po internecie krąży pare screenshotów z gry.


Creepypasta 1086566949

To zdjęcie pochodzi ze spisu "The Killer List of Videogames" (http://www.klov.com/). Automat pojawia się także w odcinku Simpsonów "Please Homer, Don't Hammer 'Em".

Creepypasta Habf20_04_triangle_wars

Na automacie widziamy napisa "Property of U.S Government", co pokazuje jak bardzo popularna była ta legenda w czasach kiedy ten odcinek był w produkcji. Pozostając przy napisach, na ekranie początkowym (rys.1) oprócz rzucającego się w oczy napisu "Polybius" jest jeszcze nazwa firmy "Sinnesloeschen". Jest to rodzaj zabawy językiem bowiem nie znajdziemy tego słowa w jakimkolwiek słowniku języka niemieckiego, jednak kiedy rozbijemy słowo na części pierwsze wszystko zaczyna nabierać sensu, "Sinn(es)" znaczy nie mniej nie więcej a "zmysł" lub "rozum". Drugi człon czyli "Loeschen" znaczy tyle co "usunąć" czy "pozbawić".

Na stronie internetowej YouTube można znaleźć filmik który przedstawia dwójkę znajomych, którzy po otrzymaniu od anonimowego informatora dokładnych danych o tym gdzie znajduje się prawdziwy automat, odkrywają mitycznego Polybiusa.




Grę można pobrać z internetu, ale nie jest ona tą samą grą jaka była na automatach. Jest to kopia, jak najbardziej odzwierciedlająca oryginał.

4Creepypasta Empty Re: Creepypasta Wto Maj 25, 2010 8:00 pm

Wzol

Wzol
Paramecia User
Paramecia User
Ciekawe.. ale na ten filmik to trochę za późno :)
Mógłbyś dodać ich kilka na raz, bo fajnie się to czyta.

5Creepypasta Empty Re: Creepypasta Wto Maj 25, 2010 8:02 pm

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
Nie wiem czy nie będzie to zbyt długie, aby chciało się Wam czytać.
Znam podejście kilku osób do długich i b. długich postów. Dlatego też nie chcę ich zbytnio pisać, jeżeli chodzi o ten temat.

@Edit
Dobra, jutro wrzucę kilka na raz. Dzisiaj dam jeszcze jedno krótkie, acz ciekawe.. Naprawdę.


Nowy Telefon

Kilka miesięcy temu, kuzynka mojej koleżanki (samotna matka) dostała nowy telefon. Pewnego dnia gdy wróciła po całym dniu ciężkiej pracy do domu, rozłożyła się na fotelu i relaksowała się przed telewizorem. Swoją komórkę położyła na biurku koło fotela by nie tracić jej z oczu. Jej syn który uwielbia wszystkie techniczne nowinki zapytał czy może pobawić się jej nowym telefonem. Przystała na jego propozycje lecz przestrzegła go by nie dzwonił do nikogo i żeby nie czytał jej smsów. Około 23.20 kiedy zmęczenie wzięło górę, postanowiła utulić swojego synka przed snem, sama też chciała już położyć się do łóżka. Udała się do jego pokoju ale ku jej zdziwieniu nie znalazła go tam, okazało się spał w najlepsze w jej łóżku trzymając w rączce jej komórkę. Przeglądając telefon nie zastała żadnych większych zmian poza zmienioną tapetą i motywem. Jako że jej syn uwielbiał robić zdjęcia postanowiła przejrzeć też sekcję ze zdjęciami. Usuwała wszystkie po kolei, aż doszła do ostatniego zdjęcia na karcie... Gdy pierwszy raz je zobaczyła nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zdjęcie przedstawia jej synka śpiącego na łóżku a nad nim część twarzy nieznanej starszej kobiety, która musiała wykonać tą fotografie....

Creepypasta 67137911

6Creepypasta Empty Re: Creepypasta Wto Maj 25, 2010 9:27 pm

Bercik6c

Bercik6c
Zbanowany
Zbanowany
Człowieku to ostatnie jest chore, nie dosc ze i tak mam amnie na temat duchow itp. Poprostu sie boje, czytajac o tej porze pewnie bede biegl do kibla i spowrotem xd, ciekawe to wszystko, czekam na wiecej.

7Creepypasta Empty Re: Creepypasta Sro Maj 26, 2010 10:58 am

Feli

Feli
Zasłużony
Zasłużony
Nom. Czytając to o tym automacie to głupie było. Ani śmieszne ani straszne po prostu zrąbane.
Ale te ostatnie no to, już trochę straszniej było. Fajna ta fotografia, tzn. straszna buu... ; o.
No więcej takich strasznych.

8Creepypasta Empty Re: Creepypasta Sro Maj 26, 2010 1:44 pm

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
"Barbie.avi"

Witam

To wszystko zaczęło się jakiś miesiąc temu, wreszcie muszę się z kimś tym podzielić.

Zaczęło się na przyjęciu u mojego znajomego. Jest on artystą który wynajmuje mieszkanie na poddaszu, w przemysłowej części miasta. Jeżeli potrafisz sobie wyobrazić Detroid w latach 20', to właśnie tak wygląda to miejsce. Kilka przestarzałych fabryk które tworzą razem potężne bloki. Większość z nich jest dawno opuszczona i zapomniana. Wracając do imprezy, troszkę przesadziłem z piciem więc postanowiłem trochę zluzować i przespać się na kanapie.

Obudziłem się około 4 nad ranem, słońce jeszcze nie wstało ale było już na tyle widno że takie czynności jak poranna toaleta nie stwarzały już zbytnich problemów. Skierowałem się więc do łazienki, starałem się cichutko stąpać na palcach aby nie pobudzić pozostałych członków zabawy, którzy, sądząc po ilości porozrzucanych butelek już dawno odpłynęli. Gdy korzystałem z ubikacji przez okno mogłem podziwiać panoramę opuszczonego, porzuconego miasta. Przypomniałem sobie jak bardzo lubiłem takie miejsca gdy byłem mały, miejsca ciemne, pozbawione życia, tętniące tajemniczością ale z drugiej strony dziwnie spokojne.

Zrobiłem co miałem do zrobienia w kiblu, wróciłem na kanapę i starałem się ponownie zasnąć. Po około 45 minutach wpatrywania się w sufit, liczenia baranów i Bóg wie czego uznałem że nie mam zamiaru spędzić tutaj ani chwili dłużej. Odstawiając swoją męską dumę na bok, postanowiłem obudzić swoją dziewczynę i poprosić ją czy mogła by odwieźć mnie do domu. Myślałem o tym, aby wrócić na piechotę, ale o tej godzinie było to zbyt niebezpieczne miejsce aby wybierać się gdziekolwiek. Jest fantastyczną dziewczyną więc chętnie się na to zgodziła i powiedziała że będzie tam za około pół godziny, jak tylko dotrze to zadzwoni do mnie żebym wyszedł na zewnątrz. Niestety moja komórka rozładowała się po około 10 minutach, więc postanowiłem że będą wyglądał za nią przez okno. Siedziałem tak chwilę przy tym oknie czując że moje powieki robią się coraz cięższe aż wreszcie zapadłem w niespokojny sen.

Nagle jakiś hałas wyrwał mnie ze snu. Nie był strasznie głośny, ale to wystarczyło abym powrócił do rzeczywistości. Wyjrzałem przez okno poszukując źródła dźwięku ale nie zobaczyłem nikogo. Jednak po drugiej stronie ulicy, obok wielkich kontenerów leżał komputer i rozbity monitor którego wcześniej tutaj nie było (w czasie imprezy parę razy wychodziłem wynieść śmieci i żadnego komputera tam nie było).

W tym samym momencie usłyszałem warkot silnika i zobaczyłem samochód mojej dziewczyny. Zszedłem na dół, przytuliłem ją i już miałem wsiadać do samochodu, kiedy przypomniało mi się że mój przyjaciel potrzebował kilku części od komputera, więc postanowiłem przejść się koło kontenera aby sprawdzić czy może dałbym rade uratować jakieś części z leżącego tam sprzętu.

Monitor był bez wartości - całkowicie rozbity. Jednostka ku mojemu zdziwieniu wyglądała na praktycznie nową, więc włożyłem ją do bagażnika i odjechaliśmy.

Całkowicie o niej zapomniałem , dopiero gdzieś tydzień od tamtego zdarzenia zadzwoniła moja dziewczyna że jednostka ciągle znajduje się w bagażniku i że mam pół godziny aby ją odebrać. Tej samej nocy przywiozłem ją do domu i postanowiłem najpierw podłączyć jednostkę do monitora i sprawdzić czy nadal działa - ku mojemu zdziwieniu działała znakomicie. Na dysku twardym był zainstalowany system Windows XP i był zupełnie wyczyszczony. Z chorą ciekawością postanowiłem przeszukać dokładnie cały system. Do wyszukiwarki wpisywałem słowa takie jak "porno", "cycki" czy "cipka" w nadziei że znajdę jakieś zupełnie odjechane a może nawet nielegalne filmy czy zdjęcia pornograficzne których poprzedni właściciel starał się pozbyć.

(Nie)Stety moje poszukiwania nie przyniosły żadnego efektu. Wyszukiwanie zdjęć - nic. Więc zabrałem się za wyszukiwanie filmów. Tutaj pojawił się jeden jedyny plik. Ukryty w folderze WINDOWS/system32 o rozszerzeniu avi. "Barbie.avi". Co innego mogłem zrobić ? Uruchomiłem go...

Teraz jest właśnie ten moment gdy wszystko robi się naprawdę dziwne.

Film wydawał się nie być poddany jakimkolwiek obróbkom, trwał około godziny. Przedstawiał siedzącą na krześle kobietę na białym tle. Przewinąłem film do przodu i ciągle widać było na nim tą samą siedzącą kobietę. Wtedy postanowiłem pooglądać dokładnie cały film aby dowiedzieć się czegoś więcej, szczególnie interesowało mnie to o czym ona mówi... Niestety po około 15 sekundach nagranie jest fatalnej jakości a jej głos ginie w białym szumie. W ten sposób nie doszedłbym do niczego, więc postanowiłem wrzucić ten film do jakiegoś programu który zajmuje się obróbką audio i pobawić się w odizolowanie jej głosu od reszty szumów. Troszeczkę pomogło ale dalej nie byłem w stanie zrozumieć co chce powiedzieć. Byłem już wtedy bardzo zaintrygowany całą sprawą więc zacząłem zwracać uwagę na język jej ciała i mimikę twarzy.

Uznałem że ktoś musi zadawać jej jakieś pytania, ponieważ od czasu do czasu przestaje ona mówić i uważnie słucha, a następnie znowu coś mówi. Od 15 minuty filmu, jej twarz wyraźnie poczerwieniała - jakby ktoś zadawał jej bardzo intymne pytania, lecz nadal odpowiada na każde z nich. Wkrótce po tym zaczyna płakać. Szlocha histerycznie już do końca filmu. Jednym z niewielu słów jakie byłem w stanie rozczytać z ruchu jej warg to "skóra". Powtarza to słowo wiele razy podczas całego materiału a nawet w pewnym momencie ciągnie się za skórę na ręce. Wydaje się być z niej bardzo niezadowolona.

Jest znacznie więcej rzeczy które muszę wam opowiedzieć, ale robi się późno i nie mogę już kontynuować. Resztę napiszę jutro. Boże chroń moją duszę.

Po tym czasie Autor tematu znika na dzień, po czym pojawia się i dokańcza swoją opowieść.

OP TUTAJ (OP znaczy Original Poster co oznacza mniej więcej autora tematu) :

Po około 40 minutach płacze już tak mocno że ledwo może patrzeć do kamery. W tym miejscu przestaje cokolwiek mówić i przez resztę materiału po prostu płacze, a jej głowa jest spuszczona w dół. Co jest bardzo dziwne nie porusza się ani nie wstaje.... po chwili obraz robi się kompletnie czarny. Byłem cholernie oszołomiony kiedy film dobiegł końca. Oglądałem ten film jeszcze kilkanaście razy w ciągu tamtej nocy, starając się wychwycić najmniejszą nawet poszlakę która pozwoliłaby mi dowiedzieć się czegoś więcej. Czułem się bardzo niezadowolony z wyników, chciałem wiedzieć więcej.

Wtedy też zauważyłem że wyciemnienie trwa około 10 minut a około drugiej minuty film rozpoczyna się od nowa. Jest teraz bardzo zniekształcony prawie nie nadający się do oglądania. Widziałem na nim parę nóg które spacerują wzdłuż torów kolejowych, nie widać nic więcej tylko małą stację kolejową w oddali. Domyślam się że kamera przypadkowo sama się włączyła lub jej właściciel zapomniał ją po prostu wyłączyć. Osoba na filmie spaceruje wzdłuż torów około 6 minut a następnie skręca do lasu i przechodzi przez coś co wygląda na zrobioną ze sklejki kładkę. W tym miejscu film już definitywnie się kończy.

Moje serce zaczęło bić szybciej, niedaleko mojego domu znajduje się stara stacja kolejowa która wygląda bardzo podobnie do tej którą możemy zobaczyć na filmie. MUSIAŁEM to sprawdzić. Zadzwoniłem do mojego przyjaciela Ezra - typowy "byczek" jak zwykło się takich ludzi określać. 6'4 wzrostu i 250 funtów mięśni. Przekonałem go aby wyruszył wraz ze mną na małą ekspedycję. Sam nie jestem jakimś wymoczkiem, ale czułem że zabranie dodatkowych extra mięśni na wyprawę do lasu w poszukiwaniu Bóg-wie-czego jest bardzo dobrym pomysłem. Cały ten plan nie pozwolił mi tamtej nocy zmrużyć oka.

Następnego ranka w słoneczną Sobotę, wziąłem latarkę, aparat oraz moją 7-calową "sztywną" pałkę teleskopową o metalowym wykończeniu po czym wyszedłem na spotkanie z Ezarem. Kiedy dotarłem do jego domu właśnie przewracał się na drugi bok pogrążony w głębokim śnie. Kiedy go obudziłem, grzecznie kazał mi "spierdalać". Byłem już spakowany i przygotowany psychicznie na moją przygodę więc postanowiłem nie odpuszczać. Z nim czy bez niego. Nieważne - wyruszam !

Niecałe pół godziny później zaparkowałem swój samochód na stacji kolejowej, wziąłem moje rzeczy i wskoczyłem na tory. Po pewnym czasie, zauważyłem kawałek złamanej kładki, zrobionej oczywiście ze sklejki. Moje kolana niemal ugięły się z wszechogarniającego podniecenia. Szedłem powoli szlakiem wyznaczonym przez kładkę, zwracając baczną uwagę na wszystko. Zatrzymywałem się od czasu do czasu aby uklęknąć i nasłuchiwać kogokolwiek lub czegokolwiek... lecz dookoła było tak cicho. Nigdy wcześniej w swoim życiu tak się nie denerwowałem. Tak naprawdę nie miałem nawet bladego pojęcia co mogę zastać na końcu drogi.

Gęsty las powoli ustępował miejsca łące, wtedy też TO zobaczyłem - dom który wyglądał jakby został dosłownie pożarty przez las. Na pierwszy rzut oka mógłbyś powiedzieć, że nikt w nim nie mieszkał przez 20 może 30 lat. Miałem ze sobą aparat i pstryknąłem parę fotek. Kilka metrów od domu widziałem także wiatę zbudowaną z blachy, teraz już kompletnie zardzewiałej. Przez chwilę siedziałem ukryty wśród drzew wszystko bacznie obserwując. Nie chciałem wyjść na otwarte pole, miałem złe przeczucie że coś lub ktoś może mnie zobaczyć. Minęło kilka dobrych minut nim zebrałem w sobie wystarczająco dużo odwagi by ruszyć w stronę domu.

Drzwi były częściowo otwarte, uchyliłem je trzymając w mojej ręce przygotowaną wcześniej latarkę, stwierdziłem z ulgą że wnętrze jest całkiem dobrze oświetlone. Odłożyłem więc latarkę i wyjąłem aparat aby zrobić kilka zdjęć. Nie było tam żadnych mebli, a po podłodze walały się kawałki drewna, masa gruzu i wszystko co możliwe. Ruszyłem w głąb domu, widziałem różne rzeczy do których nie przywiązywałem wtedy większej wagi, lecz teraz kiedy myślę o nich z perspektywy czas, wydają mi się one bardzo, a nawet bardzo bardzo dziwne.

Pierwszą dziwną rzeczą był drzwi które prawdopodobnie prowadziły do piwnicy, wyglądały na zbyt nowe i nie pasowały zupełnie do tego całego dusznego i starego domu. Co więcej jako jedyne drzwi w całym domu były zamknięte. Gdy wdrapałem się na drugie piętro, widziałem kilka krzeseł i składany stół które też wydawały się zupełnie tutaj nie pasować (tak jak drzwi były zbyt nowoczesne).

Lecz to co najbardziej mnie niepokoiło to łazienka. Kurz z lustra był wytarty, nad wanna była zawieszona czysta plastikowa zasłonka z której spływało kilka kropel wody ! W tym samym czasie usłyszałem głośny jęk. Starając się opanować ogarniające mnie przerażenie, wyskoczyłem przez okno jak oparzony i ile sił w nogach pognałem w kierunku torów. W połowie drogi zdałem sobie sprawę że jęk był bardzo podobny do dźwięku który wydają rury wodociągowe kiedy ktoś otwiera zawór lub kiedy po prostu płynie przez nie woda. Chwila ulgi zmieniła się w horror kiedy do głowy przyszło mi pytanie :

"Dlaczego w zasranym opuszczonym domu który znajduje się w samym środku pierdolonego lasu, przez rury płynie woda i najprawdopodobniej ktoś właśnie z niej korzysta ?".

Od tamtego czasu nie było mnie tam i nie mam najmniejszego zamiaru wracać.

Więcej wiadomości od OP nie stwierdzono.

Na koniec kilka zdjęć które pojawiły się w temacie:


Creepypasta 1247567301166
Opuszczony dom

Creepypasta 1247568864093
Scena która prawdopodobnie rozpoczyna film barbie.avi

Fragment rzeczonego pliku, ale prawdopodobnie nie jest to oryginał:




Samobójstwo Skalmara

Chce rozpocząć od tego, że jeśli szukasz tu odpowiedzi to przygotuj się na rozczarowanie.
Byłem na stażu w Nickelodeon Studios w roku 2005. Mialło mi to zapewnić dyplom z animacji. Oczywiście było to darmowe, tak jak większość praktyk, lecz musiałem wykonywać część roboty jak parzenie kawy itp. Nie zrobi to wrażenia na dorosłych, ale dla dzieciaka takiego jak ja było to duże wyzwanie. Od czasu kiedy pracowałem bezpośrednio z redaktorami i animatorami miałem dostęp do najnowszych odcinków jeszcze przed emisją.
Studio wypuściło niedawno film o Spongebob'ie i było trochę wyczyszczone z pomysłów, dlatego też produkcja sezonu się opóźniała. Jednakże, serię opóźniał też pewien problem z pierwszym odcinkiem.
Ja i dwóch innych stażystów siedzieliśmy w pokoju wraz z animatorami i dźwiękowcami. Przygotowywali ostatnie kadry i kiedy skończyli, otrzymaliśmy kasetę, która miała być odcinkiem "Fear of Krabby Patty". Skupiliśmy się wokół ekranu. Jako, że nie była to wersja ostateczna animatorzy umieszczali w niej wiele lubieżnych dowcipów jak tytuł "How Sex Doesn't Work" zamiast "Rock-a-by-Bivalve", gdzie Spongebob i Patryk adoptują morską muszelkę. Nie jest to bardzo zabawne, ale potrafi wywołać lekki uśmiech. Dlatego też, nie zdziwiłem się gdy ujrzałem tytuł "Samobójstwo Skalmara". Wesoła muzyczka zaczęła grać jak normalnie i zaczęło się.
W pierwszym ujęciu Skalmar ćwiczy grę na klarnecie, wydając z niego kilka fałszywych dźwięków. Słyszymy głos Spongebob'a zza kadru i Skalmar przestaje grać. Zaczyna wrzeszczeć na Sponge'a, że musi ćwiczyć na swój wieczorny koncert. Bob odpowiada "OK" i idzie do Sandy z Patrykiem. Wtedy pojawia się przejście w postaci bąbelków, a w następnej scenie możemy ujrzeć Skalmara grającego na koncercie. Wtedy to zaczynają się dziwne rzeczy. Niektóre klatki wydają się powtarzać, lecz dźwięk gra bez zarzutu (na tym etapie dźwięk jest zsynchronizowany z obrazem, więc nie zdarza się to często. Po zakończeniu gry rozlega się charakterystyczne "Buuu". Nie jest to jednak standardowe "Buuu", gdyż można w nim dosłyszeć żywą złośliwość. Kamera zaczyna pokazywać Spongebob'a w pierwszym rzędzie, który (co do niego nie podobne) również wyraża dezaprobatę. Od normalnej kreskówki odróżniają to oczy. Wyglądają jak żywe.
Spojrzeliśmy na siebie, lecz uznaliśmy, że to po prostu jakaś nowa technologia. W następnym ujęciu widzimy Skalmara siedzącego na łóżku na tle nocnego nieba zza okna. Najbardziej niepokojące jest to, że w tym momencie nie ma dźwięku. Z głośników nie wydobywał się nawet standardowy szum. Trwało to przez 30 sekund, kiedy to Skalmar zaczął cicho łkać. Położył ręce (macki) na oczy i cicho zawył. Dźwięk był bardzo prawdziwy.
Ekran zaczął powoli przybliżać się do jego twarzy. Było to bardzo powoli, różnicę można było zauważyć dopiero między 10 sek. Szloch staje się coraz głośniejszy, z coraz większą dozą gniewu i bólu. Następnie ekran drga lekko, a potem wraca do normalności. Płacz staje się coraz głosńiejszy i dosadniejszy jakby nie wydobywał się z głośników tylko Skalmar stał wraz z nami w pokoju. Nie istnieje jeszcze sprzęt, który mógłby emitować takiej jakości dźwięk.
Następnie szloch trochę ucichł, przerodził się jakby w śmiech. W tle było słychać dziwny, niezidentyfikowany dźwięk. Po 30 sek. tego, ekran drgnął gwałtownie i coś błysnęło. Jeden z animatorów przewinął akcję i...
Ukazał się nam obraz martwego dziecka. Nie miało połowy ciała i oczu. W tle widać było odbicie fotografa. Nie wyglądało to na zdjęcie policyjne. Wydawało się, że to ów fotograf zabił to dziecko.
Zlękliśmy się, lecz wciąż mieliśmy nadzieję, że to jakiś chory żart. Po ponownym włączeniu Skalmar wciąż trzymał swe macki na oczach, z których zaczęła lecieć krew. Wyglądało to bardzo prawdziwie. Jego płacz stawał się coraz donośniejszy, zmieszał się ze skowytem. Wtedy ponownie ujrzeliśmy zdjęcie. Podobne, ale innego dziecka. Trwało to ok. 5 sekund. Od tego momentu zdjęcia pokazywały się coraz częściej i dłużej, a ciała na nich przedstawione były coraz bardziej makabryczne. Płacz zmieszał się ze śmiechem i był nazbyt prawdziwy. Po ok. minucie wszystko ustało. Ujrzeliśmy Skalmara stojącego an face i usłyszeliśmy donośny głos "ZRÓB TO". Skalmar powoli przystawia sobie pistolet do skroni i strzela. Krew oraz organy rozbryzgują się po całym ekranie, a w tle słychać owy przerażający śmiech. Ostatnie 5 sek. filmu wypełnione było przez widok zwłok Skalmara.
Cała sprawa została zgłoszona prezesowi. Domagał się odpowiedzi na to co się stało. Nie wierzył naszym opowieścią, więc puściliśmy film na nowo. Ów obraz utkwił w mej głowie na zawsze.
Śledztwo wykazało, że pliku nie modyfikował nikt z pracowników, a utworzony został ok. 24 sekundy przed naszym seansem. To ok. pół minuty za późno. Wszystkie programy nie wykazały niczego szczególnego, lecz my wiedzieliśmy, że coś było nie tak. Prowadzono też śledztwo w sprawie tych zdjęć, lecz nie zostały wysnute żadne wnioski. Żadne dziecko nie zostało na nim zidentyfikowane ani nie udało się ustalić tożsamości fotografa. Nigdy wcześniej nie wierzyłem w zjawiska tego typu, lecz od tego momentu podchodzę inaczej do takich spraw.

----

Warto wspomnieć że nie stwierdzono tego czy plik barbie.avi naprawdę istnieje czy nie. Nie stwierdzono jednak też tego, że samego pliku niema.
Mam jeszcze Creepypastę o trzech plikach, ale to kiedy indziej :P

Na koniec, dam jeszcze dwa obrazki, rzekomo mówiące o tym co jest w pliku smije.jpg. Nie pisałem o tym pliku, ale może kiedyś napiszę. Nie są to prawdopodobnie oryginały.
Dam w linkach xd

http://encyclopediadramatica.com/File:Smile.dog.jpg
http://encyclopediadramatica.com/File:Smiledog.jpg

Samych Creepypast o plikach jest w Internecie trochę, ale większość po angielsku i nie tłumaczona :P
To tyle.

Enjoy! xd

9Creepypasta Empty Re: Creepypasta Sro Maj 26, 2010 3:19 pm

Cineg

Cineg
Zoan User
Zoan User
O holy fuck! Ale żem się wydygał jak pierwszy raz zobaczyłem: http://encyclopediadramatica.com/File:Smile.dog.jpg

Cóż, dla mnie wydaje się to zabawne x> Ale zapewne jakbym czytał to z 6-7 godzin później bym się zesrał ze strachu. Joszak, wrzucaj więcej.

BTW. na tych obrazkach smiledog miałem reklamę hentaia o.O

10Creepypasta Empty Re: Creepypasta Sro Maj 26, 2010 4:54 pm

Feli

Feli
Zasłużony
Zasłużony
XD.
Też jak pierwszy raz zobaczyłem tego Smile'a się zlękłem, ale potem wybuchłem smiechem xd.
O pliku barbie nie doczytałem całego, bo bym miał jakieś koszmary potem XD, więc wolałem nie ryzykować :fuckemo:

11Creepypasta Empty Re: Creepypasta Sro Maj 26, 2010 10:29 pm

Bercik6c

Bercik6c
Zbanowany
Zbanowany
Ja przeczytalem o barbie całe ale o tym drugim nie od początku ale do samego końca, ta, czlowieku znowu jest taka gdzina ze beigne do kibla(przez ciemny przedpokoj) i spowrotem i trza w kime, pierdole jak nie wroce jutro to twoja wina yosz, capishi?

12Creepypasta Empty Re: Creepypasta Czw Maj 27, 2010 9:27 am

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
Bercik6c napisał:Ja przeczytalem o barbie całe ale o tym drugim nie od początku ale do samego końca, ta, czlowieku znowu jest taka gdzina ze beigne do kibla(przez ciemny przedpokoj) i spowrotem i trza w kime, pierdole jak nie wroce jutro to twoja wina yosz, capishi?
Ty 'pijaczynko' biedna xD Wrócisz..

Daję nowe..

"Binarne DNA"

Mówi się że kiedy zrobisz komuś zdjęcie to jego dusza zostaje w nim uwięziona. Między innymi wierzyli w to Indianie, dla których wielką tragedią było to gdy ktoś namalował ich portret czy zrobił im zdjęcie.

Nie wiem tak naprawdę od czego mam zacząć... Może zaczniemy w ten sposób. Czy wiesz co to jest „Pierwotna Zupa” ? Jest to niezmierzony ocean pierwiastków które chaotycznie się poruszają. Robiły tak przez miliony lat, w końcu w pewnych okolicznościach które ciągle pozostają dla nas zagadką, pierwiastki połączyły się i utworzyły pierwszy na świecie organizm jednokomórkowy.

To naprawdę bardzo okrojona wersja wydarzeń ale jestem pewien że załapałeś mniej więcej o co mi chodzi. Przenieśmy się teraz o jakieś kilka miliardów lat do przodu, do początku lat 90’, kiedy to dostęp do internetu zaczął gwałtownie rosnąć. Praktycznie co sekundę do sieci został podłączany coraz to nowy komputer.

Tryliony bajtów przesyłane z komputera na komputer, od firmy do firmy za pośrednictwem internetu. Z prędkością światła mogłeś (i dalej możesz) pobrać z internetu muzykę, pliki tekstowe i to co nas najbardziej interesuje : zdjęcia. Teraz zastanówmy się przez chwilę, jeżeli zrobisz komuś zdjęcie, co się stanie z jego duszą kiedy obraz zostanie prze-konwertowany na dane i zapisany na dysku twardym ? Czy dusza tam pozostanie ? Po 15 latach wierzymy że tak. Wierzymy że kiedy zapisujesz zdjęcie na dysku to wraz z danymi obrazu zostają tam też zapisane, nazwijmy to dane duszy. Niektórzy mogli by powiedzieć że zostaje tam jej odbicie.

Spójrz teraz na swój folder ze zdjęciami. Jak wiele dusz zostało schwytanych ?

Całkiem niedawno grupa hakerów, którzy sami siebie nazwali “Cardinals” („Kardynałowie”) zainteresowali się tą teorią i zaczęli z nią eksperymentować. Jedną z ciekawszych rzeczy którą odkryli było to że każde zdjęcie tej samej osoby posiada w pewnym momencie ten sam unikalny ciąg kodu binarnego. Jeżeli miałbym wytłumaczyć to krócej powiedziałbym „Binarne DNA”.

Hakerzy posiedli zestaw trzech bardzo tajemniczych plików. Jeden o rozszerzeniu avi, drugi o rozszerzeniu jpeg, a trzeci mp3, każdy z nich posiadający ciekawe, niewytłumaczalne właściwości.

Film cradle.avi, przedstawia grupkę nastolatków zwiedzających piwnicę jakiegoś domu. Obraz jest nagrany na niskiej jakości kamerze, prawdopodobnie z telefonu komórkowego. Film jest tak zniekształcony a jego jakość tak słaba że jego zrozumienie wydaje się być praktycznie niemożliwe. Przez większość filmu kamera jest podawana z rąk do rąk co sprawia że obraz przez prawie cały czas jest rozmazany i bardzo trudno uchwycić cokolwiek.

Jednak pod koniec filmu kamera skupia się na odległej ścianie piwnicy. Obraz uspokaja się na tyle że można dokładnie zobaczyć że twarzą do ściany stoi młoda dziewczynka. Ma długie poskręcane włosy i ubrana jest w białą suknię. Widać ją tylko przez ułamek sekundy, ale wielu ludzi którzy wiedzieli ten film mówią o tym że jest w niej coś niepokojącego. Wydaje się być nieco zdeformowana ale żaden z widzów nie potrafił wyjaśnić w jaki sposób, nikt nie był w stanie podać żadnych szczegółów.

Osobliwą właściwością tego filmu jest jednak to co dzieję się z komputerem użytkownika podczas jego końcówki. W ostatniej sekundzie aplikacja zostaje zmuszona do przejścia w tryb pełnoekranowy (jeżeli oczywiście już wcześniej tego nie zrobiliśmy). Po czym na naszym ekranie wyświetla się jednosekundowy klip na którym widzimy stare okno umiejscowione w ścianie jakiegoś budynku. Klip jest zapętlony i odtwarza się 15 razy, po czym znów widzimy dziewczynkę która tym razem stoi po drugiej stronie okna, plecami do widza i powoli jakby w transie kiwa się do przodu i do tyłu. Po chwili kończy się film a komputer sam się wyłącza.

Kontrole wykazały że rejestr został całkowicie uszkodzony, i nie da się go w żaden sposób odzyskać, jedyny sposób aby komputer znów działał to kompletny „twardy” format dysku i zainstalowanie nowego systemu operacyjnego.

Drugi plik znany jest jako needles.mp3. Jest to plik dźwiękowy który trwa około trzech minut. Jest, tak jak poprzedni plik bardzo zniekształcony. Od czasu do czasu nasze ucho może uchwycić jakąś formę rozmowy lecz przede wszystkim słychać tam pomruki, piski czy coś na kształt warkotu.

Ludzie którzy słuchają tego pliku, często doświadczają ekstremalnych nudności i tracą równowagę przez krótki okres czasu.

Ostatni plik znany jest jako burningman.jpg.

Nazwa pliku (na Polski będzie to coś w stylu „płonący człowiek” przyp. tłumacza) nie ma nic wspólnego z tym co możemy na nim zobaczyć. Zamiast tego przedstawia on potężny, mroczny korytarz w którym panuje potworny bałagan a wszędzie leża ogromne sterty lalek których ktoś pozbawił oczu. Na obrazku widać także mężczyznę stojącego w tle ze spuszczoną głową. Nie można dostrzec żadnych szczegółów ponieważ, tak jak reszta plików, obraz jest bardzo zniekształcony.

Po pobraniu i otworzeniu (przez jakikolwiek program graficzny) plik na zawsze przechodzi w tryb stały. Nic więcej się nie dzieje, jedynie obraz ciągle jest włączony : nie da się go ani wyłączyć ani zminimalizować. Dopóki nie zainstalujesz nowego systemu, mężczyzna z obrazu będzie ciągle obecny w lewym dolnym rogu Twojego pulpitu.

Z tego co grupa hakerów była w stanie dostrzec i zrozumieć, pliki zostały skompilowane do postaci który znacznie wyprzedza znane nam teraz pliki CMD (pliki wsadowe przyp. tłumacza). Pliki są bardzo złożone i skomplikowane (działają pod każdym systemem operacyjnym nieważne czy to Windows czy Linux), lecz nadal nie wiemy kto i po co je stworzył. W rzeczywistości wielu ludzi nie wie o tym że plików nie da się ani przesłać ani skopiować więc dokładne badania są praktycznie niemożliwe.

To wszystko tylko podsyca całą aurę tajemniczości wokoło nich ponieważ zazwyczaj są one wysyłane z anonimowych adresów e-mail. Odrazu tutaj ciśnie się na usta pytanie, jak to jest możliwe ? Kto był w stanie przesłać te pliki ? Cóż tajemnica pozostaje nierozwiązana.

Jeżeli kiedykolwiek zobaczysz któryś z tych plików na swojej poczcie mailowej, powstrzymaj się od ściągania ich ! Każdy z nich działa jak wirus siejąc zniszczenie na Twoim komputerze. Potrafią dokonać usunięcia całego rejestru, uszkodzenia system32 (jeżeli używasz Windowsa), zamrożenia myszy czy zawieszenia komputera.

Powoli zbliżamy się do końca, więc poświęćcie jeszcze parę minut na dokończenie tekstu.

„Kardynałowie” zabrali się za za analizę tych trzech dziwnych plików. Słyszeli także o innych filmach, obrazach czy plikach mp3, lecz żaden z nich nigdy nie wpadł im w ręce. Plotka jednak głosi że w rzeczywistości udało im się odnaleźć i zebrać wszystkie „legendarne” pliki takie jak smile.jpg, barbie.jpg czy suicidemouse.avi, mówi się także że byli w stanie odnaleźć nawet oryginalne nagranie „grifter”.

Niemniej jednak, grupa postanowiła zbadać pliki pod względem binarnym, szukali oni podobieństw czy nawet takich samych ciągów serii binarnych w ich kodach.

Gdy odkryli już podobieństwa i różnice postanowili oni połączyć (opierając się na binarnym 0/1 kodzie) wszystkie pliki razem. Według legendy udało im się to. Otrzymali 7 niezależnych od siebie plików, których jednak nie dało się uruchomić. Każdemu nadali także swoją nazwę : Pożądanie, Obżarstwo, Chciwość, Zazdrość, Lenistwo, Gniew oraz Duma.

W końcu postanowili połączyć także i te pliki. Co jest godne uwagi to to że stało się coś bardzo dziwnego, z 7 plików które wydawały się nie mieć żadnego zastosowania powstał jeden plik o rozszerzeniu exe, uprzednio już nazwany.

“BarelyBreathing.exe”

Czy wiemy coś o tym pliku ? Cóż, niestety był to punkt po którym już niewiele wiadomo o całej sprawie. „Kardynałowie” byli zbyt mądrzy żeby po prostu go uruchomić. Najpierw przeanalizowali go na wszystkie możliwe sposoby : Hex (szesnastkowy system liczbowy), kod binarny sprawdzali dosłownie wszystko aby dowiedzieć się co ten dziwny plik może zrobić.

Kod binarny pliku tworzył jeszcze większą bezsensowną plątanine zer i jedynekm które (tak samo jak wcześniejsze 7 plików) nie miały żadnego sensu.

Jedyne co im pozostało to uruchomić ten program. Zgrali go na osobny przenośny dysk i uruchomili. Było to ostatnie polecenie które udało się odnaleźć policyjnym informatykom na ich zniszczonych komputerach tydzień później. Ich ciała były tak zdeformowane że nawet rodzina i przyjaciele mieli trudności z rozpoznaniem ich. Policyjny opis zwłok stwierdza że zostali brutalnie pocięci po twarzy i rękach a ich skóra została zupełnie spalona, następnie wielokrotnie odcinana przez bardzo cienką brzytwę.

Rząd szybko próbował zatuszować całą sprawę, lecz pojawiały się ciągle przecieki na jej temat. Wszystko dzięki temu że „Kardynałowie” prowadzili bloga na którym opisywali przebieg ich pracy (blog został od razu usunięty więc nawet go nie szukajcie) . Szybko rozeszło się nad czym pracowali i co starali się osiągnąć, pojawiły się także spekulacje na temat tego czy miało to jakiś związek z ich straszliwą śmiercią.

A co z przenośnym dyskiem na którym jest zapisany plik ? Według doniesień został znaleziony w kieszeni jednego z hakerów a następnie zamknięty w policyjnym sejfie, skąd w tajemniczych okolicznościach zniknął.

Plik krąży już po całym świecie. Rządy oczywiście próbują wszystko zatuszować, ale niektóre informacje i tak przeciekają do mediów, zauważcie jak wiele jest doniesień na temat ludzi którzy zostali brutalnie zabici we własnym domu przez „mordercę” a ich komputery zostały skradzione.
Więc jeżeli kiedykolwiek dostaniesz tajemniczy e-mail z załączony plikiem BarelyBreathing.exe, to ... NIE OTWIERAJ GO !



Smile.jpg

3 lipca 2009 otrzymałem e-mail’a od mojego przyjaciela Matt’a Garcia w którym po prostu spytał mnie: "Czy słyszałeś o smile.jpg?
Odpisałem mu szczerze: "Nie, nie słyszałem... czy to jakiś plik? Co to jest? "

Potem postanowił mi o tym opowiedzieć:
"Natknąłem się na to wczoraj wieczorem. Najwyraźniej jest to jakiś stary obrazek, lecz nie wiadomo kto go umieścił i po co. Dziwnie wpływa na ludzi, którzy na niego patrzą. Bardzo trudno jest go znaleźć, bo przeważnie okazuje się fałszywym plikiem albo został już usunięty. Może mi się tylko wydaję, ale gdy go oglądam czuję się dziwnie, jakby coś zza obrazu patrzyło na mnie. Za pierwszym razem wystraszyłem się nie na żarty i natychmiast zamknąłem przeglądarkę. Nie mówię, że obrazy na zdjęciu są straszne, ale te kolory i wzory, mają w sobie jakiś hipnotyczny efekt. Powinieneś sam to sprawdzić i ocenić. Poniżej wysyłam ci link do strony i zdjęcia. Daj znać, co o tym myślisz. -Matt G.

Odkąd otrzymałem e-mail’a od Matt’a, sprawdziłem tę historię i zapisałem tajemniczy obrazek na dysku. Badałem go przez ostatnie pięć dni. Mogę powiedzieć jedno, …moje koszmary stały się bardzo realistyczne. Ten obraz związał się ze mną. Przyłapałem się na myśleniu o nim kilka razy w ciągu dnia. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że zawsze miałem koszmary. Ale ten tydzień był inny. Czułem, że stały się one bardziej rzeczywiste. Nie mówię, że uwierzyłem w tą historię, ale powiem, że jest to … trochę ironiczne. Sami sprawdźcie . Na dole tego postu znajduje się link do ściągnięcia oryginalnego smile.jpg. A teraz opowiem wam historię Mary. Mówi się, że ten obrazek zniszczył jej życie. – Shad

Ciekawy przypadek Mary

Po raz pierwszy spotkałem się osobiście z Mary E. latem 2007 roku. Umówiłem się z jej mężem, Terence’em, abym mógł przeprowadzić z nią wywiad . Mary początkowo zgodziła się, bo nie byłem reporterem, ale raczej amatorskim pisarzem gromadzącym informacje na kilka tematów na uczelnie, jeśli wszystko by poszło zgodnie z planem, zebrałbym trochę czystej fantazji. Zaplanowaliśmy rozmowę na weekend, kiedy akurat byłem w Chicago z niepowiązanych spraw, ale w ostatniej chwili Mary zmieniła zdanie i zamknęła się w swojej sypialni, odmawiając wizyty ze mną. Przez pół godziny siedziałem z Terence’em przed drzwiami sypialni, następnie słuchałem i robiłem notatki gdy Terence próbował bezskutecznie uspokoić żonę. Rzeczy, które Mary mówiła nie były zbyt sensowne, ale nadające się do wzorca, którego się spodziewałem: choć nie widziałem jej, wiem, że płakała i częściej niż jej wymówki aby nie rozmawiać ze mną, skupiała się na chaotycznym dialogu z jakaś wyimaginowaną istotą, z jej snów lub koszmarów. Terence przeprosił mnie z całego serca, kiedy przestał uspokajać Mary, a ja starałem się ją przekonać, przypominając, że nie jestem reporterem w poszukiwaniu historii, ale tylko ciekawym, młodym człowiekiem w poszukiwaniu informacji. Poza tym, pomyślałem, że może mógłbym dowiedzieć się czegoś o niej w inny sposób jeżeli tylko zdobędę odpowiednie materiały.

Mary E. była odpowiedzialna za obsługę sieci internetowej w niewielkiej siedzibie w Chicago Bulletin Board System w 1992 r., kiedy po raz pierwszy zetknęła się ze smile.jpg i jej życie zmieniło się na zawsze. Ona i Terence byli małżeństwem tylko od pięciu miesięcy. Mary była jedną z około 400 osób, którzy widzieli obraz, kiedy został opublikowany na BBS jako hiperłącze, jednak była ona jedyną osobą, która otwarcie mówiła o tym doświadczeniu. Reszta pozostała anonimowa, lub być może nie żyje. W 2005 r., kiedy byłem dopiero w dziesiątej klasie, smile.jpg po raz pierwszy zwrócił moją uwagę przez rosnące zainteresowanie w internetowych, niewyjaśnionych zjawiskach. Mary była najczęściej wskazywaną ofiarą tego, co jest czasem określane jako "Smile.dog", nazwa smile.jpg jest to rzekome ułatwienie do wyświetlenia. To, co ożywiło moje zainteresowanie (nie oczywiste elementy grozy cyber legend i moja skłonność ku takim rzeczom) był zwykły brak informacji, zazwyczaj ludzie nie wierzą, że może istnieć coś poza plotką czy mistyfikacją.

Ten przypadek jest wyjątkowy, ponieważ, mimo że cały fenomen opiera się tylko na jednym obrazku, nigdzie nie można go znaleźć. To oczywiste, że wiele fałszywych i pozornych śmieci internetowych nazwanych smile.jpg, pojawia się na najczęściej odwiedzanych stronach o tematyce paranormalnej na przykład takich jak 4chan czy imageboard. Podejrzewa się, że są to podróbki, bo nie oddziaływają na ludzi tak samo jak prawdziwy smile.jpg , który może powodować nagłą padaczkę, ból w skroniach lub silne poczucie niepokoju. Te rzekome reakcje są jednymi z powodów, dlaczego smile.jpg traktuje się z taką pogardą, ponieważ wydaje się być oczywistym absurdem, ale w zależności kogo spytamy o niechęć do potwierdzania istnienia smile.jpg jest po prostu spowodowana strachem lub po prostu niedowierzaniem.

Ani smile.jpg ani Smile.dog nie jest nigdzie wspomniany na Wikipedii, ale na stronie znajdują się artykuły o innych skandalicznych przypadkach jak hello.jpg lub 2girls1cup, wszelkie próby stworzenia strony o smile.jpg są usuwane przez jednego z wielu administratorów encyklopedii.
Spotkania z smile.jpg są materiałami napędzającymi powstawanie legend Internetu. Historia Mary E. nie jest jedyna, istnieją niepotwierdzone pogłoski, że pokazano smile.jpg w pierwszych dniach istnienia Usenet. Istnieje nawet opowieść, że w 2002 r. haker sfloodował forum humoru i satyry strony Something Awful zdjęciami Smile.dog, powodując, że prawie połowa użytkowników forum dostała padaczki. Mówi się też, że od połowy lat 90 do ich końca, smile.jpg był przekazywany na Usenet jako załącznik w e-mail’ach łańcuszkowych z tematem "UŚMIECHNIJ SIĘ! BÓG CIĘ KOCHA!” Jednak pomimo wielu odsłon tych afer okazało się, że niewiele osób przyznaje się do brania jakiegokolwiek w tym udziału. Żaden ślad ani link do oryginalnego pliku nigdy nie został odkryty.

Ci, którzy twierdzą, że naprawdę widzieli smile.jpg często tłumaczą się, że byli zbyt zajęci, aby zapisać kopię obrazu na dyskach twardych. Jednak wszystkie domniemane ofiary, podają ten sam opis zdjęcia: Pies-jako stworzenie (zazwyczaj opisywany jako podobny do Husky), oświetlone przez lampę błyskową aparatu, znajduje się w mrocznym pokoju, jedyny szczegół, który jest widoczny w tle jest ręka ludzka, wychodząca z ciemności po lewej stronie ramki. Ręka jest pusta, ale zazwyczaj opisywana jest jako „machająca” lub „kiwająca”. Oczywiście, najwięcej uwagi poświęca się psu (lub stworzeniu podobnemu do psa, ponieważ nikt tak naprawdę do końca nie wie co widział). Pysk zwierzęcia rzekomo dzieli szeroki uśmiech, który ukazuje dwa rzędy białych, bardzo prostych, bardzo ostrych, bardzo ludzko wyglądających zębów…


//Coś ode mnie. To właśnie ta Creepypasta dot. tych fotek:
http://encyclopediadramatica.com/File:Smile.dog.jpg
http://encyclopediadramatica.com/File:Smiledog.jpg
//

Dead Bart

Czy wiesz, jaki, amerykańska stacja telewizyjna Fox, ma dziwny sposób liczenia odcinków Simpson’ów? Odmówili policzenia kilku z nich, przez co kolejność odcinków jest niespójna. Powodem tego jest zaginiony odcinek z sezonu pierwszego.

Znalezienie informacji o tym odcinku jest bardzo trudne, nikt, kto przy nim pracował nie chcę o nim rozmawiać. To, co zostało zmontowane w utraconym odcinku zostało napisane w całości przez Matt’a Groening’a. Podczas produkcji pierwszego sezonu, Matt zaczął się dziwnie zachowywać. Był bardzo cichy, wydawał się zdenerwowany i chory. Gdy ktoś wspominał coś o jego zachowaniu, Matt wściekał się i zakazywał komukolwiek o tym wypominać. Pierwszy raz usłyszałem o tym na jednym z pokazów, gdzie wypowiadał się David Silverman. Ktoś z tłumu zapytał go o ten odcinek, wtedy Silverman po prostu zszedł ze sceny, kończąc prezentacje godzinę wcześniej. Numerem produkcji odcinka był 7G06, a zatytułowany został jako Dead Bart. Epizod oznakowany jako 7G06, Moaning Lisa, został stworzony później a nazwie Dead Bart nadano tylko numer produkcji aby ukryć jego istnienie.

Oprócz ogólnej złości, pytano wszystkich, kto był na prezentacji aby powstrzymać każdego przed bezpośrednią próbą kontaktu z Matt’em Groening’iem. Podczas spotkania dla fanów, gdy opuszczał tłum, udało mi się za nim niespostrzeżenie podążyć i w końcu miałem szanse porozmawiać z nim sam na sam, kiedy wyszedł z budynku. Nie wydawał się zdenerwowany tym, że za nim szedłem, prawdopodobnie spodziewał się typowego spotkania z natrętnym fanem. Kiedy jednak wspomniałem o zaginionym odcinku, zbladł i zaczął się trząść. Kiedy zapytałem go, czy mógłby mi zdradzić jakieś szczegóły, on brzmiał jakby miał się zaraz rozpłakać. Chwycił kartkę, napisał coś na niej i wręczył mi ją. Prosił mnie abym już nigdy nic nie wspominał o tym odcinku.

Na kartce był zapisany adres strony internetowej, nie chcę go podawać ze względów, o których zaraz się dowiesz. Wpisałem adres do przeglądarki i wszedłem na stronę, która było całkowicie czarna, z wyjątkiem żółtej linii tekstu, linku do pobrania. Kliknąłem na niego i rozpoczęło się pobieranie pliku. Gdy plik został ściągnięty, mój komputer oszalał, był to najgorszy wirus, jakiego widziałem. Przywracanie systemu nie działało, cały komputer musiał być ponownie uruchomiony. Przedtem jednak, skopiowałem plik na płytę CD. Spróbowałem go otworzyć na wyczyszczonym komputerze i tak jak podejrzewałem, był to jeden z odcinków The Simpsons.

Odcinek rozpoczął się jak wszystkie inne, ale był w bardzo słabej jakości. Jeśli widziałeś oryginalną animację Some Enchanted Evening, to było podobne, ale mniej stabilne. Pierwsza część była dość normalna, ale sposób, w jaki postacie się zachowywały był bynajmniej dziwny. Homer wydawał się bardziej zły, Marge jakby smutna, Lisa jakaś niespokojna, a Bart wydawał się rozdrażniony, darząc rodziców szczerą nienawiścią.
Odcinek był o Simpson’ach udających się w podróż samolotem, pod koniec pierwszej części, samolot startuje. Bart jak zawsze się wydurnia. Jednak, gdy samolot jest na wysokości około 50 stóp nad ziemią, Bart wybija okno w samolocie i zostaje wyssany na zewnątrz
Na początku serii, Matt wpadł na pomysł, że animowany świat Simpson’ów, reprezentował nieprawdziwe życie a ta śmierć miała zmienić wszystko na bardziej realistyczne. Zostało to wykorzystane w tym odcinku. Zdjęcie zwłok Bart’a było ledwie rozpoznawalne, wykorzystali swoje możliwości w pełni, dlatego rysunek jego martwego ciała był niemal fotorealistyczny.

Część pierwsza zakończyła się widokiem zwłok Bart’a. Kiedy rozpoczęła się część druga, Homer, Marge i Lisa siedzieli przy stole i płakali. Płacz wydawał się nie mieć końca, coraz bardziej to bolało, a brzmiało to wszystko coraz bardziej realistycznie, lepiej odegrane niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Obraz zaczął się jakby rozpadać, im bardziej oni płakali, w tle można było usłyszeć jakieś szmery. Ledwo dało się rozpoznać postacie, zostały one rozciągnięte i rozmyte, wyglądały jak zdeformowane cienie, na które losowo rozrzucono jasne kolory. Przez okna zaglądały jakieś twarze, pojawiały się i znikały, nie można było dostrzec czym są. Postacie płakały przez całą drugą część
Część trzecia zaczęła się tytułem, który informował, że minął już rok. Homer, Marge, Lisa byli bardzo chudzi i nadal siedzieli przy stole. Nie było żadnego znaku od Maggy czy zwierząt…

Zdecydowali się odwiedzić grób Bart’a. Springfield było całkowicie opuszczone, a gdy szli na cmentarz domy były coraz bardziej zburzone. Wyglądały jakby wszystkie były opuszczone. Kiedy dotarli do grobu, ciało Bart’a leżało przed jego nagrobkiem, wyglądało identycznie jak na końcu części pierwszej.

Rodzina znowu zaczęła płakać. W końcu przestali i tylko patrzyli na ciało Bart’a. Obraz zostaje zbliżony na twarz Homera. Według zestawień, Homer w tej scenie opowiada dowcip, ale nie jest słyszalny w wersji, którą ja widziałem, nie wiadomo, co Homer mówi.

Obraz wraca do normalnego ujęcia, gdy odcinek zbliża się do końca. Nagrobki w tle miały nazwy wszystkich gwiazd goszczących w Simpson’ach. O niektórych nikt jeszcze w 1989r. nie słyszał lub nie zostały jeszcze stworzone w serialu. Wszyscy mieli na nagrobkach daty śmierci. Były terminy dla osób, które już zmarły np. Michael’a Jacksona czy George'a Harrisona. Napisy końcowe były wyświetlane w całkowitej ciszy i sprawiały wrażenie ręcznie napisanych. Na końcowym obrazie znajdowała się rodzina Simpson’ów siedzących na kanapie, jak na wstępie, ale zostali namalowani martwi i super realistycznie,tak, jak zwłoki Bart’a.

Po obejrzeniu odcinka, przyszła mi do głowy pewna myśl, aby spróbować użyć nagrobków do przewidzenia daty śmierci gości Simpson’ów. Lecz jest coś dziwnego w większości tych, którzy jeszcze nie umarli. Na nagrobkach gwiazd znajduje się ta sama data śmierci.

13Creepypasta Empty Re: Creepypasta Czw Maj 27, 2010 3:08 pm

Studnia

Studnia
Steel Saint
Steel Saint
Człowieku nigdy więcej.Nigdy więcej Ci nie zaufam i nie wejdę w żaden temat,który założyłeś.Wczoraj poczytałem trochę tych chorych rzeczy wyżej.Na początku pokemony trochę mnie śmieszyły,ale potem było ze mną coraz gorzej.Przeczytałem to o zdjęciu,a tego z barbie nie doczytałem już do końca.Nie mogłem.Jak wyłączyłem kompa,to moja wyobraźnia nie pozwalała mi wyjść z mojego pokoju choć na 1m.Nigdy więcej tego nie czytam.A właśnie.O smile.jpg nie chciało mi się już czytać.Przeglądnąłem sobie tylko zdjęcia.I wiesz co?Ten pierwszy pies to chyba jakiś narkoman!!!Po prostu nie mogę.DO WSZYSTKICH:NIE WIERZCIE TYM ZDJĘCIOM!!!Tak właściwie,to wiem,że z tym synkiem to zdjęcie jest nielogiczne.Tylko ludzie mogli zrobić coś takiego.Przecież wiadome jest,że jak się robi zdjęcie,to albo całego synka,albo całego siebie i synka.Kawałek twarzy tylko ludzie mogli wkleić na zdjęcie chłopca.

14Creepypasta Empty Re: Creepypasta Czw Maj 27, 2010 3:26 pm

Bercik6c

Bercik6c
Zbanowany
Zbanowany
Powiem tak, o tej porze nie jest to takie straszne, może i te opowieści nie SA straszne, ale bardzo wciągające. Jednak wróciłem :) Lubie takie historie itp. ogółem interesują mnie rzeczy paranormalne, mimo, że boję się ich xd, no wiecie. Nie oglądałem, żadnego z filmików w poprzednich postach, nie otwierałem też zdjęć, poczekam se do soboty, zobaczycie :)
Czekam na więcej takich, może odrobinę dłuższych bo jest to cholernie wciągające, nawet nie wiem kiedy skończyła mi się odpalona na początku czytania muzyka.

@Studnia
Te zdjęcie z synem przypomina trochę lalkę, no wiesz ta twarz, tak jak kiedyś było w gęsiej skorce.
Pamiętam kiedy oglądałem ten odcinek u kolegi z pietra wyżej(często chodziliśmy do siebie po nocach lub jak padało) Była to godzina 22 czy nawet później, była zima wiec było cholernie ciemno, bylem młody(podstawówka - 4 klasa bodajże, od 6 nie zadawałem się tak już z nim, były miedzy nami 4 lata różnicy) No wiec jak wiecie z kilku postów wyżej balem się pójść do kibla we własnym domu, a co dopiero z klatki. No wiec poprosiłem kumpla żeby mnie odprowadził(swiatlo nie dzialalo u nas na klatce) no wiec ten mnie odprowadzil, kiedy juz bylismy pod moimi drzwiami zapalilo sie światło(ktore nie dzialalo) ze strachy błyskawicznie wbiegłem do domu, nie zamknołem drzwi bo moj kumpel stal na klatce, nagle otworzyły się drzwi od klatki(mieszkam na parterze) słychać było taki psychiczny smiech, miałem już pełne gacie ale okazalo sie ze to sasiad tak brechal, ale mialem taki kisiel, ze nie wiem co. zastanawiam sie tylko jak wlaczylo sie jebane swiatlo.
Aniz djecia ani filmu na yt nie znalazlem z tego docinka ani z poprzedniej jego czesci...

15Creepypasta Empty Re: Creepypasta Czw Maj 27, 2010 5:57 pm

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
Tragiczny finał wyprawy na Ural - 50 lat od zaginięcia grupy Diatłowa


Na początku 1959 roku grupa radzieckich studentów wybrała się na trudną ekspedycję w góry Ural, z której nigdy nie powrócili. Jak się okazało zginęli oni w bardzo dziwnych okolicznościach, uciekając w popłochu z obozu, który rozbili na stoku wzgórza. Ich ciała nosiły ślady promieniowania, zaś relacje z tego okresu wskazywały na obserwacje dziwnych jasnych kul na obszarze, w którym się znajdowali. Akta sprawy utajniono, aby udostępnić je na nowo w latach 90-tych, ale dodały one sprawie tylko nowych pytań. Co zatem stało się z ekipą 9 narciarzy?

Historia ta przypomina nieco niskobudżetowy horror. Dziewięcioro młodych studentów wybiera się na narty na Ural, aby nigdy nie powrócić. Ostatecznie ekipa ratunkowa natrafia na ich ciała. Okazuje się, że pięcioro z nich zamarzło na śmierć w pobliżu namiotu, jednak pozostała czwórka nosi znacznie bardziej tajemnicze obrażenia – zmiażdżoną głowę czy ucięty język schowany w śniegu jakiś kawałek dalej. Wszyscy jak się wydaje, uciekali nocą w przerażeniu ze swego obozu. Porzucając po drodze narty, jedzenie i ciepłe płaszcze dotarli oni śnieżnym zboczem do gęstego lasu, gdzie już nie mieli szans na przeżycie na 30 stopniowym mrozie. W owym czasie zdumieni historią śledczy nie zaoferowali wyjaśnień odpowiadających za śmierć studentów, upatrując jej przyczyny w „nieznanej sile”, następnie zaś opatrzyli akta dotyczące zdarzenia klauzulą „ściśle tajne”.

Minęło pół wieku, ale tajemnica nadal istnieje. Jaka była natura owej „nieznanej siły”? Czy radzieckie władze starały się coś ukryć? W międzyczasie wysunięto różne hipotezy, które obejmowały niemalże wszystkie czynniki – od wrogich plemion, po śnieżnych ludzi (rosyjskie odpowiedniki Yetiego), obce istoty oraz sekretną wojskową technologię.

- Jeśli miałbym szansę zadać Bogu jedno pytanie, to zapytałbym o to, co stało się w rzeczywistości z moimi przyjaciółmi tamtej nocy – mówi Jurij Juin – dziesiąty i jedyny ocalały członek ekspedycji. Judin zachorował i po kilku dniach wrócił z wyprawy. Los reszty jego przyjaciół pozostawał bolesną tajemnicą, którą starał się również wyjaśnić na własną rękę.

WYPRAWA


Judin wraz z resztą grupy wyruszyli 23 lutego 1959 kierując się ku górze Otorten w północnej części Uralu. Zarówno on, jak i pozostali jej członkowie byli studentami Uralskiego Instytutu Politechnicznego w Jekaterynburgu.

Miasto noszące wówczas nazwę Swierdłowsk najlepiej znane było jako miejsce wymordowania członków rosyjskiej rodziny carskiej po Rewolucji październikowej. (Sama nazwa Swierdłowsk nadana została miastu po Jakowie Swierdłowie – liderze partii bolszewickiej). W 1959 roku Związek Radziecki dotknięty był odwilżą po dekadach stalinowskich represji. Na czele kraju stał Nikita Chruszczow. W latach 50-tych ZSRR był także świadkiem eksplozji „turystyki sportowej”. Mieszanka narciarstwa, wspinaczki i innych aktywności nie była tylko formą zdrowego trybu życia, ale także ucieczki od codziennego życia, powrotem do natury i najlepszym sposobem na spędzenie czasu z przyjaciółmi z dala od wszechobecnych oczu państwa. Szczególną popularność zyskała sobie ona wśród studentów, którzy wybierali się w najdziksze regionu kraju.

Grupa w skład której wchodził Judin składała się z doświadczonych członków klubu turystyczno-sportowego swierdłowskiej uczelni. Na jej czele stał 23-letni Igor Diatłow – znany ze swej znajomości narciarstwa oraz gór. Ich wyprawa na Ortoten, który wznosi się 1100 m. ponad poziom morza została oznakowana „III kategorią”, czyli najniebezpieczniejsza o tej porze roku, lecz doświadczenie studentów oznaczało, że nic nie powinno przeszkodzić w jej organizacji.

Obok Diatłowa i Judina na Ural wyruszyli: Georgij Krywoniszczenko (lat 24), Jurij Doroszenko (24), Zina Kołmogorowa (22), Rustem Słobodin (23), Nicolas Thibeaux-Brignollel (24), Ludmiła Dubinina (21), Aleksander Kolewatow (25) oraz Aleksander Zołotariow (37). Tylko ostatni członek ekspedycji nie był studentem, zaś niektóre źródła opisują do jako nieco dziwną postać, której uczestnictwie w wyprawie miał sprzeciwiać się Diatłow. Ten jednak okazał się doświadczonym turystą i wyruszył z nimi z rekomendacji znajomych Diatłowa.

23 stycznia grupa przygotowywała się do trzytygodniowej wyprawy. Dotarli oni 25 stycznia pociągiem do Iwdela, zaś potem samochodem do Wiżaj – ostatniej zamieszkałej osady leżącej na skraju pokrytej śniegiem głuszy wśród której leżał Otorten. 28 stycznia Judin zachorował i musiał wracać, przez co na miejscu pozostała tylko grupa 9 osób. Wtedy po raz ostatni widział też wszystkich żywych. Obrót wydarzeń po odjeździe Judina da się odtworzyć jedynie z dzienników i zdjęć autorstwa członków grupy, które znaleziono w ich ostatnim obozowisku.

Po odjeździe kolegi, członkowie grupy przedzierali się przez odludne tereny i zamarznięte jeziora, poruszając się przez 4 dni po trasach lokalnego plemienia Mansów. 31 stycznia dotarli nad rzekę Auspia, gdzie rozbili obóz, w którym pozostawili narzędzia i prowiant, który wykorzystać mieli w drodze powrotnej. Stamtąd pierwszego dnia lutego wyruszyli ku górze Otorten. Z jakichś powodów (a najprawdopodobniej z racji złej pogody) grupa zbłądziła odnajdując się na zboczu góry Cholatczachl na wysokości ponad 1000 m. Tam około 17:00 rozbili namiot, w którym mieli spędzić noc, choć w odległości 1.5 km znajdował się las, który mógł zapewnić im lepsze schronienie.

Ostatnie zapiski z dzienników wskazują, że uczestnicy wyprawy byli w dobrych nastrojach. Wydawali nawet swą własną „gazetę” o nazwie „Otorten Wieczorny”. Następnego dnia mieli przejść 10 km na północ.

POSZUKIWANIA


Wedle planu grupa miała powrócić do Wiżaj przed 12 lutego, skąd Diatłow miał nadać telegram do klubu sportowego, że wyprawa się udała. Nikt jednak nie zdziwił się, gdy telegram nie przyszedł zgodnie z planem, jednak obawy nie były zbyt wielkie gdyż członków grupy znano jako doświadczonych narciarzy. Alarm 20 lutego podnieśli dopiero krewni studentów, zaś na Ural z Instytutu wysłano ekipę poszukiwawczo-ratunkową, po której na miejsce udała się również milicja i wojsko wyposażone w śmigłowce i samoloty.

Ratownicy-ochotnicy na opuszczony obóz natknęli się 26 lutego.

Ekipa poszukiwawczo-ratunkowa


- Odkryliśmy, że namiot został rozcięty od środka i był pokryty śniegiem. Był pusty, zaś w środku znajdowały się wszystkie rzeczy w tym buty – mówił Michaił Szarawin, który znalazł namiot.

W głębokim na metr śniegu odkryto ślady ludzi bosych, w skarpetach, walonkach oraz jednym bucie. Odciski stóp pasowały do członków grupy, choć nie udało się ustalić czy 8 czy 9 z nich. Na miejscu nie znaleziono śladów szamotaniny czy obecności innych niż studenci osób. Ich samych jednak nie było.

Ślady prowadziły w dół zbocza w kierunku lasu, jednak po 500 metrach się urywały. W odległości 1.5 km od namiotu trafiono na pierwsze dwa ciała. Georgij Krywoniszczenko i Juri Doroszenko leżeli bosi i odziani jedynie w bieliznę na krawędzi lasu, w pobliżu dużej sosny. Ich ręce były poparzone a w pobliżu znajdowały się ślady ogniska. Złamane na wysokości 5 m. gałęzie drzewa sugerowały, że któryś z narciarzy wspiął się tam, aby spojrzeć na coś z wysokości.

300 m. dalej leżało ciało Diatłowa. Leżał na plecach z twarzą zwróconą w kierunku obozu, w jednej ręce trzymając gałąź. 180 m. dalej w kierunku namiotu ekipa natrafiła na zwłoki Słobodina, zaś 150 m. dalej Ziny Kołmogorowej. Wyglądał na to, że dwójka starała się dotrzeć ostatkiem sił do obozu.

Lekarze orzekli, że cała piątka zmarła wskutek hipotermii. Jedynie ciało Słobodina nosiło obrażenia inne od poparzonych rąk. Jego czaszka była pęknięta, choć prawdopodobnie nie było to obrażenie śmiertelne.

Poszukiwania pozostałej czwórki zajęły dalsze dwa miesiące. Ich ciała odnaleziono pod 4-metrową warstwą śniegu w leśnej rozpadlinie w odległości 75 m. od drzewa, przy którym znaleziono pierwsze dwie ofiary. Nicolas Thibeaux-Brignollel, Ludmiła Dubinina, Aleksander Kolewatow oraz Zołotariow zmarli jak się wydawało w sposób znacznie bardziej tragiczny. Czaszka pierwszego z nich była zmiażdżona, zaś Dubinina i Zołotariew mieli liczne połamane żebra. Kobiecie brakowało także języka. Mimo wszystko brak było śladów obrażeń wewnętrznych.

Jak twierdził pisarz Igor Sobolow, który zajmował się przypadkiem tragicznego końca ekspedycji, wydawało się, że niektórzy z pozostałej czwórki zabrali ubrania tych, którzy zmarli na początku. Niektóre z nich miały w sobie cięcia, jak gdyby zostały zdarte na siłę. Zołotariow miał na sobie futro Dubininej, podczas gdy ona miała stopy owinięte bielizną Krywoniczenki. Francuz miał na sobie dwa zegarki – jeden pokazywał 8:14, zaś drugi 8:39.

Mimo wielu pytań bez odpowiedzi, śledztwo zamknięto wraz z końcem miesiąca, zaś dokumentację przesłano do tajnego archiwum. Co równie ciekawe, na trzy następne lata ustalono zakaz odwiedzin w tym miejscu.

ŚLEDZTWO


- Miałem wtedy 12 lat, ale pamiętam, jak głęboki wpływ miał ten incydent na społeczeństwo mimo wysiłku władz, aby badacze i członkowie rodzin zmarłych trzymali język za zębami – mówi Jurij Kuncewicz – kierownik jekaterynburskiej Fundacji Diatłowa, która do dziś stara się rozwikłać zagadkę.

Przez lata wielu ludzi starało się zrozumieć, co tak naprawdę stało się nocą z pierwszego na drugi lutego 1959 roku na zboczu Cholatczachl. Niektórych, jak Sobolowa zafascynował tragiczny los narciarzy. „Studenci, którzy stali się legendą, z odwagą stanęli do nierównej walki z nieznanym na zboczach Cholatczachl i pokazali, że mogli stanąć do niej z pewnością” – pisał.


Widok, na jaki natrafili poszukiwacze. Namiot był rozcięty od środka, zaś wokoło niego widać było ślady narciarzy, którzy uciekli z niego zupełnie nieprzygotowani do trudnych warunków.


Ale jaka jest prawdziwa natura „nieznanego”, z którą walczyli i niestety przegrali? Dlaczego uciekli z namiotu i dlaczego zdecydowali się na dalszą ucieczkę pośród nocy, choć rozpalili już ognisko? Dlaczego druga grupa spoczęła pod kilkumetrową warstwą śniegu? Teorii jest wiele.

Jedna z pierwszych, którą starali się zgłębić na początku śledczy w sprawie dotyczyła morderstwa ze strony miejscowego ludu Mansów za naruszenie ziemi świętej. Przypuszczenia takie nie były bezpodstawne, gdyż incydent z lat 30-tych mógł dobrze zachować się w pamięci śledczych. W tym okresie szaman Mansów rzekomo utopił geolożkę, która wspięła się na górę uważaną za zakazaną przez jego lud. W przypadku grupy Diatłowa ani jedna ani druga góra nie były jednak ważne dla Mansów, nie stanowiąc miejsc świętych ani zakazanych. Zdumiewającym zbiegiem okoliczności może być to, że nazwa Ortoten oznacza w miejscowym języku „nie idź tam”, zaś Cholatczachl tłumaczy się jako „Góra śmierci”. W każdym razie nazwy te mogą dla wędrujących Mansów mieć raczej praktyczne aniżeli jakiekolwiek inne zastosowanie. Ponadto najbliższa wioska ludu znajdowała się w odległości ok. 100 km, zaś oni sami utrzymywali raczej przyjazne stosunki z Rosjanami i nie zapuszczali się w zimę w okolice, w które wybrali się studenci, gdyż nie wiązały się one ani z ich terenami łowieckimi ani pastwiskami. Jakiś czas potem teorię o zemście Mansów odrzucono z racji braku dowodów. Inne sugestie mówiły, że Diatłow i jego ludzie mogli natknąć się na przebywającą w okolicy grupę przestępców albo też zostali oni przypadkowo wzięci za zbiegłych więźniów przez strażników z miejscowego obozu.

Jakiś czas potem mówiono nawet, że więźniowie obozu śpiewali piosenkę opartą na słowach wiersza Diatłowa, choć mało prawdopodobne jest, aby ten jakiekolwiek pisał. Historia ta jest raczej zmienioną wersją faktu, że podczas noclegu w Wiżaj grupa Diatłowa spotkała się z ekipą geologów, od których nauczyli się wielu „zakazanych piosenek”, co odnotowała w swym dzienniku Dubinina. Nie wiadomo, czy były to piosenki polityczne czy też zwyczajne „złodziejskie ballady”.

W każdym razie wszystkie teorie dotyczące interwencji ludzi w sprawę śmierci członków grupy nie odpowiadały faktom, bowiem w okolicach ostatniego obozu ani też przy ciałach nie odnaleziono innych niż pozostawione przez nich śladów stóp. Co więcej, dr Borys Wozrożdenny, który badał ich ciała orzekł, że według jego opinii żaden człowiek nie mógł spowodować u nich podobnych obrażeń, bowiem siła z jaką je zadano była tak wielka, że zniszczeniu nie uległy tkanki miękkie.

- Był to efekt porównywalny z tym, co dzieje się w czasie wypadku samochodowego – mówił.

Ale jeśli nie ludzie spowodowali śmierć narciarzy, to co za nią stoi?

Owe tajemnicze obrażenia zgodnie z opinią rosyjskiego kryptozoologa Michaiła Trachtengertza wyglądały tak, „jak gdyby ktoś za mocno ich uścisnął”. Inni fotelowi teoretycy sugerowali, że ucieczkę narciarzy z namiotu spowodował widok 3-metrowej wysokości potwora, który wyłonił się ze śniegu.

Obserwacje „śnieżnych ludzi” i innych stworzeń przypominających wyglądem himalajskiego Yetiego są w Rosji powszechne, jednak jeśli te stworzenia rzeczywiście ukrywają się gdzieś w głuszy, robią to aby skryć się przed ludzkimi oczyma.

Trachtengertz twierdził również, że tworzona przez nich „gazetka” zawierała oświadczenie napisane wielkimi literami: „Od dziś wiemy, że ludzie śniegu istnieją.” W dalszej części czytamy: „Można ich spotkać na Północnym Uralu, niedaleko Ortotena.” Jednakże biorąc pod uwagę raczej satyryczny ton gazetki, której zadaniem było jednoczenie grupy można odnieść wrażenie, że studenci odnosili ten zapis raczej do siebie nie zaś do nieznanych nauce istot. Oprócz tej pojawiły się także inne sugestie, w tym jedna odnosząca się do ataku podziemnych istot.

AKTA


Akta w sprawie grupy Diatłowa udostępniono dopiero w latach 90-tych ub. wieku, ale zabieg ten dodał jedynie tajemnic wydarzeniom z lutego 1959 roku. Testy medyczne wykazały znaczne ślady promieniowania na ciałach i ubraniach czwórki narciarzy odnalezionych w rozpadlinie. Wyglądało na to, że albo mieli oni do czynienia z materiałami radioaktywnymi, albo też znaleźli się w skażonej okolicy. Jeden z pierwszych badaczy sprawy, Lew Iwanow opisuje zachowanie licznika Geigera w czasie wizyty w obozie grupy Diatłowa na górskim stoku. Iwanow mówi, że w miarę zbliżania się do miejsca licznik zaczął nagle piszczeć i klikać.

Stwierdził on jednak, że władze regionalne nakazały mu zamknąć dochodzenie i trzymać sprawę w tajemnicy. Władze niepokoiły także liczne doniesienia armii i służby meteorologicznej dotyczące „jasnych latających kul” widywanych nad obszarem, gdzie leży Chylat-Siachyl w lutym i marcu 1959 roku, których obserwacje koncentrowały się wokół 17 lutego.

- Przypuszczałem wówczas i dziś również tak sądzę, że owe latające kule miały bezpośredni związek ze śmiercią członków ekspedycji – powiedział Iwanow jednej z kazachskich gazet.

Akta zawierały zeznania innej grupy turystów, studentów geografii, którzy tej samej nocy, gdy doszło do ucieczki grupy Diatłowa z namiotu stacjonowali w odległości 50 km na południe od nich. Ich lider zeznał, że widzieli wówczas dziwne pomarańczowe kule lub też „kule ognia”, które unosiły się na niebie w okolicach Cholatczachl. Inny z nich odnotował, że widział „jasny okrągły obiekt, który przeleciał nad wioską z południowego-wschodu na północny-zachód. Jasny dysk był praktycznie w rozmiarze księżyca w pełni. Miał niebiesko-biały kolor i otoczony był niebieskawą aurą. Otoczka nieznacznie błyskała, tak jak znajdująca się daleko burza. Gdy obiekt zniknął za horyzontem, niebo w tym miejscu pozostawało jasne jeszcze przez kilka chwil.”

Iwanow spekulował, że jeden z narciarzy mógł feralnej nocy opuścić namiot, zauważyć kulę i zbudzić swymi krzykami innych, co skłoniło ich do pościgu w dół zbocza. W tym czasie kula mogła eksplodować zabijając czwórkę, która odniosła poważne obrażenia, jak i powodując uraz czaszki Słobodina.

- Nie wiem, czym były te kule – czy była to broń czy też obcy, albo jeszcze coś innego, ale jestem pewien, że bezpośrednio wiążą się one z ich śmiercią – dodał Iwanow.

Jurij Judin również myśli podobnie. Tajemnica otaczająca wydarzenie skłoniła go do wniosku, że mogli oni przypadkowo trafić na tajny poligon wojskowy, co tłumaczyłoby ślady radioaktywności na ich ubraniach. Kuncewicz zgadza się z tym wnioskiem dodając, że ważną wskazówką jest odkryta na ciałach opalenizna.

- Brałem udział w pogrzebach pierwszych pięciu ofiar i pamiętam, że ich twarze wyglądały na opalone na głęboki brąz – mówił.

Inne relacje również sugerowały jakoby członkowie rodzin ofiar mówili o nienaturalnym kolorze ich skóry oraz siwych włosach. Ujawnione dokumenty nie zawierają jednak informacji o stanie organów wewnętrznych członków ekspedycji.

- Wiem, że umieszczono je w specjalnych pojemnikach a potem wysłano na badania – powiedział Judin.

Mimo to w okolicach obozu nie natrafiono na jakiekolwiek ślady eksplozji. Dwa lata przed tragicznym finałem wyprawy Rosjanie wystrzelili z Kosmodromu Bajkonur pierwszego satelitę.

Dwa lata po wydarzeniach z 1959 roku Jurij Gagarin z tego samego miejsca udał się w pierwszą podróż kosmiczną. Ale czy radziecki program kosmiczny może mieć jakikolwiek związek z tym, co przytrafiło się grupie studentów?

Podczas gdy rakieta z Bajkonuru mogłaby dotrzeć na północy Ural, nie ma jakichkolwiek zapisków o odbywających się w tym czasie próbach – mówił Aleksander Żelezniakow – historyk rosyjskiego programu atomowego. Drugi leżący jednak znacznie bliżej kosmodrom w Plesiecku otwarto dopiero pod koniec 1959 roku. Rakiety ziemia-powietrze, który mogły być z niego odpalane jeszcze wówczas nie powstały.

Mimo to Jurij Kuncewicz, który w 2007 roku poprowadził w rejon Cholatczachl ekspedycję, trafił tam na ślad „cmentarzyska” metalowych części wskazujących na fakt, że wojsko przeprowadzało tam swego czasu eksperymenty.


Jeden z fragmentów odnalezionych przez Kuncewicza w czasie wyprawy na Ural w 2007 roku dowodzi, że obszar ten stanowił wojskowy teren testowy.

- Nie możemy stwierdzić, jaki rodzaj broni testowano, ale katastrofa z 1959 była z pewnością spowodowana przez człowieka – mówi.

Judin wierzy z kolei, że wojsko mogło dotrzeć do namiotu grupy jeszcze przed ratownikami. Dodaje również, że poproszono go o zidentyfikowanie właścicieli każdego ze znalezionych na miejscu przedmiotów, lecz nie udało mu się ustalić przynależności kawałka tkaniny, który wyglądał jak materiał użyty do szycia wojskowych płaszczy, pary nart oraz ich kawałka. Judin miał widzieć również dokumenty, które doprowadziły go do wniosku, że śledztwo w sprawie zdarzenia otwarto już 6 lutego, czyli dwa tygodnie przed znalezieniem namiotu przez ekipę ratunkową.

Inni zwolennicy teorii o wojskowym spisku w sprawie zdarzenia idą jeszcze dalej twierdząc, że narciarze mogli zostać celowo zamordowani po natknięciu się na pewien rodzaj wojskowej tajemnicy. Niezależnie od tego co testowano, prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że na tym odludziu pośrodku zimy znaleźć się mogą jacykolwiek ludzie. Kiedy natrafiono na ich obecność, priorytetem było zapewnienie tajności poprzez eliminację ocalałych świadków.

Ale ci albo już nie żyli, albo umierali. Eksplozja zabiła troje z nich na stoku i jeszcze dwóch przy ognisku. Czwórka nadal żyła, jednak cierpiała wskutek napromieniowania. Gdy stracili przytomność, wrzucono ich do rozpadliny, co spowodowało znalezione u nich obrażenia. Następnie szczelinę zasypano śniegiem.

Mimo wszystko teoria ta jest trudna do zaakceptowania z racji wspominanego już braku w okolicach obozu jakichkolwiek obcych śladów.

Moisej Akselrod, przyjaciel Diatłowa, podchodzi do sprawy z bardziej przyziemnym spojrzeniem. Jak mówi, według jego opinii na namiot spadła lawina. Część studentów odniosła rany w czasie, gdy śnieg uderzył w ściany namiotu, blokując jednocześnie wyjście, zmuszając ich do wykonania cięcia od środka. Grupa skierowała się do poprzedniego obozu, lecz zabłądzili. Przy ognisku część z nich zdjęła ubrania, aby dać je rannym.

Jewgienij Bujanow oraz Walentin Nekrasow, doświadczeni turyści również wspierają tą wersję mówiąc, że charakter obrażeń odkrytych u studentów zgadza się z tymi jakie odnieść można po zderzeniu z masą śniegu. Czaszka Thibauxa-Brignolle’a pękła w wyniku uderzenia, zaś Dubinina mogła odgryźć sobie język.

Krytycy tej wersji wydarzeń wskazują na fakt, że narciarze opuścili obóz pieszo i przeszli ponad kilometr w temperaturze -30 stopni Celsjusza. Thibeaux-Brignollel mógł być nieprzytomny z racji zmiażdżonej czaszki, jednak mógł być niesiony przez innych (zatem śledczy nie byli w stanie ustalić dokładnej liczby śladów w śniegu). Dubnina i Zołotariew mogli poruszać się mimo złamanych żeber, choć obrażenia, jakich doznała kobieta (której żebro przebiło serce) sprawiały, że było przed nią jedynie kilkanaście minut życia. Zmarłaby zatem przed dotarciem do lasu i rozpadliny. W jaki zatem sposób jej dwaj towarzysze zamarzli na śmierć przed tym nim nastąpił jej zgon? Po raz kolejny pozostaje nam więcej pytań niż odpowiedzi.

DZIEDZICTWO


Ponieważ w latach 90-tych pojawiło się więcej szczegółów w sprawie wydarzenia, wielu badaczy kontynuowało próbę znalezienia odpowiedzi. Jekaterynburski dziennikarz, Anatolij Gusczin, jedna z pierwszy osób, które dotarły do oryginalnych dokumentów ze śledztwa przeprowadzonego w 1959 roku mówił, że brakowało znacznej liczby stron wymienionych w dokumentacji. W 1999 roku wydał on książkę pt. „Cena tajemnic państwa w dziewięciu żywotach”, gdzie wysuwa on swą własną teorię dotyczącą testów tajnej broni i wojskowego spisku. Lew Iwanow dodał wagi tym twierdzeniom, gdy oświadczył, że nakazano mu milczeć w tej sprawie. Iwanow emeryturę spędził w Kazachstanie, gdzie zmarł cały czas trwając w wierze, jakoby za tragedią grupy studentów stało UFO i obca technologia.

W roku 2000 regionalna stacja telewizyjna nakręciła dokument o incydencie, zaś pisarka Anna Matwiejewa opublikowała na wpół fikcyjną powieść opartą o losy grupy studentów. Od tego czasu założona przez przyjaciela Diatłowa, Jurija Kuncewicza, fundacja mieszcząca się w Jekaterynburgu zajmuje się pielęgnowaniem pamięci o studentach oraz próbą ponownego otwarcia badań nad ich śmiercią.

W 2008 roku sześciu członków oryginalnej ekipy ratunkowej oraz 31 niezależnych ekspertów zgromadziło się na konferencji zorganizowanej przez Uralski Krajowy Uniwersytet Techniczny, Fundację im. Diatłowa oraz kilka organizacji pozarządowych. Doszli oni do wniosku, że za śmierć członków ekipy odpowiada wojsko przeprowadzające testy na obszarze północnego Uralu. Mimo to „brak nam dokumentów, o które prosimy Ministerstwo Obrony, Rosyjską Agencję Kosmiczną oraz FSB i dzięki którym otrzymalibyśmy pełniejszy obraz sytuacji” – czytamy w oświadczeniu jej uczestników.

Co rzeczywiście stało się nocą z 1 na 2 lutego 1959 roku? Odpowiedzi możemy nie poznać nigdy, ale z pewnością ofiary tego incydentu, w tym Diatłow, nie zostaną tak szybko zapomniani. Okolica, w której rozbili swój ostatni obóz została oficjalnie nazwana „Przełęczą Diatłowa”.


Źródło: infra.org.pl

Śmierć grupy Diatłowa - nieznane szczegóły oraz inne tajemnicze przypadki


Niewyjaśniona śmierć studentów w górach Ural, która miała miejsce 50 lat temu nie była jedynym tego typu przypadkiem w historii kraju. A. Guszczin w swym artykule ujawnia inne zaskakujące i makabryczne szczegóły dotyczące tragedii, która rozegrała się w drodze na Ortoten. Przywołuje ponadto inne przypadki tajemniczych zgonów, które rozgrywały się w podobnych okolicznościach. Nieliczni, którzy uszli z nich cało, wspominali o wszechogarniającym strachu…

Na północy okręgu swierdłowskiego – tam, gdzie bierze początek dopływ rzeki Łozwa – Auspija, stoi góra o mrożącej krew w żyłach nazwie Cholatczachl, co w języku plemienia Mansów oznacza „Góra Umarłych”. 50 lat temu, w lutym 1959 roku, niedaleko od niej - na zboczu góry Otorten w niewyjaśnionych okolicznościach zginęło 9 turystów – w większości studentów Uralskiej Politechniki. Ta tajemnicza śmierć po dzień dzisiejszy pozostaje mroczną zagadką.

23 stycznia 1959 roku grupa 10 turystów wyruszyła z miasteczka Iwdel (okręg swierdłowski) w kierunku góry Otorten. Od wioski Wiżaj poruszali się na nartach. We wsi Drugoj Sewernyj jeden z członków grupy Jurij Judin zawrócił w powodu ataku bólów reumatycznych, co w efekcie uratowało mu życie. Według planu, po powrocie do Wiżaj turyści powinny byli wysłać telegram. Jednak tak się nie stało i wkrótce rozpoczęły się poszukiwania. Piątego dnia poszukiwań – 26 lutego niedaleko góry Otorten odnaleziono porzucony namiot z całym wyposażeniem i nienaruszonym prowiantem. Namiot był zasypany śniegiem i częściowo zniszczony. W środku nikogo nie było, jednak wszystkie rzeczy były na miejscu. Ostatni zapis w dzienniku był dokonany przez Diatłowa – kierownika wyprawy 31 stycznia. Odnaleziono też aparat fotograficzny, udało się ustalić, że ostatnie zdjęcie było zrobione około godziny piątej, 1 lutego 1959.

Od porzuconego namiotu prowadziło 9 ścieżek śladów, co potwierdzało że wszyscy poruszali się samodzielnie. Śladów obcych ludzi było brak. Badanie porzuconych rzeczy i namiotu nie potwierdziło istnienia śladów krwi co oznacza, że nikt nie miał otwartych ran i wszyscy poruszali się samodzielnie aż do miejsca gdzie zginęli.


Pod górą przy samym lesie odnaleziono zamarznięte ciała trójki turystów. Dalej pod wysoką sosną kolejne dwa ciała. Ci dwoje byli rozebrani i leżeli w bieliźnie przy resztkach ogniska. Jedna strona sosny była oczyszczona z gałęzi, które leżały obok ogniska, lecz nie zostały użyte. Za przyczynę śmierci uznano wychłodzenie oraz odniesione obrażenia.

Powtórne poszukiwania zorganizowano w maju 1959 roku. Trochę dalej już w lesie pod kilkumetrową warstwą śniegu odnaleziono ciała kolejnych 4 osób. Troje z nich miało bardzo ciężkie obrażenia. Jedna osoba zmarła z powodu wychłodzenia organizmu. Wszyscy byli bardzo lekko ubrani i nie mieli obuwia. Analiza faktów pozwoliła naszkicować taki oto obraz wydarzeń. Coś zmusiło turystów do opuszczenia w pośpiechu namiotu i bez niezbędnych rzeczy ruszyć w dół zbocza w kierunku lasu. Dalsze zachowanie turystów nie ma logicznego wytłumaczenia, jak i brak wytłumaczenia dla odniesionych ran i obrażeń.

Jeden ze śledczych W.I. Karatajew, który w 1959 r. pracował w Iwdelskiej prokuraturze wspomina fakt, że praktycznie od razu po tragedii odnaleziono około 10 świadków spośród Mansów, m.in mężczyzn o nazwisku Kurikow, Aniamow i Sanbujndałow, którzy twierdzili, że w dniu śmierci studentów widzieli na niebie ogniste kule, które nie tylko opisali, ale także naszkicowali. Później materiały te zostały wysłane do Moskwy, jednak wspomnienie o nich pozostało. W radiogramie Maslennikowa z 2 marca 1959 roku znajduje się oświadczenie, że „zagadką tej tragedii pozostaje przyczyna opuszczenia namiotu przez grupę. Jedyna rzecz oprócz czekana znaleziona na zewnątrz to chińska latarka, co potwierdza hipotezę o tym, że ktoś ubrał się i wyszedł z namiotu a następnie dał znak wszystkim pozostałym do ucieczki. Przyczyną mogło stać się jakieś naturalne zjawisko, ewentualnie rakieta meteorologiczna. Jutro będziemy szukać dalej.”

Wśród wersji tłumaczących śmierć turystów są i takie, które mówią o wojskowych próbach nowej broni. Jednak materiały z badań pokazują, że nie wszyscy ucierpieli jednakowo i byli nie tylko poważnie ranni, ale z nieznanej przyczyny stracili też wzrok.

Ekipa poszukiwawcza

Ojciec Jurija Kriwoniszczenko – jednej z ofiar wyprawy, badał sprawę na własną rękę, wypytując o szczegóły przyjaciół syna, którzy uczestniczyli w poszukiwaniach grupy Diatłowa. Ich świadectwa okazały się nadzwyczaj ciekawe. Zauważono, że „ognisko obok sosny zgasło nie z braku opału, ale dlatego że przestał być podkładany”. Oznacza to, że turyści byli zdezorientowani, oślepieni. Studenci z grupy poszukiwawczej twierdzili, że gałęzie były w zasięgu ręki – kilka metrów od ogniska.

Według materiałów sprawy wydarzenia postępowały następująco. Jako pierwszy w kierunku obozu po ucieczce wyruszył Diatłow, jednak stracił przytomność i zamarzł. W ślad za nim poszli Słobodin i Kołmogorowa, ale z tym z tym samym skutkiem. Wszyscy zostali odnalezieni w dynamicznych pozycjach, co oznacza że wpierw stracili przytomność a później zamarzli.

Sześcioro turystów, którzy zostali przy sośnie rozdzieliło się. Kriwoniszczenko i Doroszenko zostali podtrzymywać ogień, Kolewatow, Thibeaux-Brignollel, Zołotariow i Dubinina wykopali w śniegu na zboczu legowisko. Ognisko paliło się przez około dwie godziny, jednak niewyjaśnione pozostaje, jakim sposobem sześć osób doznało obrażeń nie dających szans przeżycia.


W maju 1959 roku pod 5-metrowa warstwą śniegu przy ognisku odnaleziono ciała Dubininej, Zołotariowa, Thibeaux-Brignollela i Kolewatowa. Przy powierzchownych oględzinach nie stwierdzono żadnych obrażeń. Sensacją stały się wyniki badania ciał w Swierdłowsku. Okazało się, że u trójki osób wewnętrzne obrażenia oznaczały definitywną śmierć na miejscu. Dubinina miała złamane prawe żebra - 2,3,4 i 5 i lewe - 2,3,4,5,6,7 jeden odłamek żebra przebił jej serce. Zołotarew miał złamane 2,3,4,5 i 6 żebro. Zewnętrzne oględziny tego nie wykazały. Tak bywa zazwyczaj w wypadku działania ogromnej ukierunkowanej siły, jak np. w przypadku uderzenia samochodu jadącego z dużą prędkością. Ale tego typu obrażenia nie powstają w skutek upadku z wysokości kilku metrów. Dookoła było dużo kamieni i skał, jednak nie znajdowały się na trasie, którą poruszali się ludzie. Na powierzchni ciał nie było żadnych krwiaków. Zadziałała więc jakaś ukierunkowana siła, która dotknęła tylko niektórych turystów.

Pozostaje zagadką przyczyna śmierci Diatłowa i jego towarzyszy, chociaż podobne fakty były już znane z innych przypadków. Istnieje wiele podobnych zdarzeń, które łączy fakt niewytłumaczalnego, nagłego przemieszczenia się grupy ludzi, poczym następuje ich śmierć z powodu wychłodzenia lub śmiertelnych obrażeń.

W 1961 roku na Północnym Uralu podobny los spotkał grupę studentów-geologów z Petersburga. Ludzie w panice wyskoczyli z myśliwskiej chaty i rozbiegli się w różnych kierunkach. Wszyscy zginęli w równej odległości od chaty.

Na Cholatczachlu (według wspomnień świadka z 1964-65 roku) grupa geologów wracała do bazy i znalazła się w podobnej sytuacji. Uczestnik grupy, B. Polakow, udający się na polowanie w tajdze nagle przeżył przypływ niewytłumaczalnego wręcz strachu i paniki jakby z tajgi w jego kierunku zbliżało się coś strasznego. Odczekał jakiś czas w barłogu, gdzie się ukrył. Kiedy geolog wrócił do kolegów okazało się, że wszyscy nie żyją. Kierownik grupy leżał twarzą do ziemi z wystrzelonym pistoletem, palił się namiot, który był zerwany z haków i omotany wokół ciała jednego z geologów. Trzeci ofiara leżała obok drzewa, czwartej nie było widać. Później sprawa została zamknięta a śmierć wytłumaczono zepsutymi konserwami.

W tym samym miejscu, na przełęczy Purlachtyn-Sori (czyli „Przełęczy, która przynosi ofiary”) znaleziono trójkę turystów z Petersburga. Wszyscy leżeli twarzą do ziemi a kolor ich skóry był jaskrawożółty.

Pod koniec 1970 roku radziecki statek wielorybniczy KK-0065 trzy dni ścigał kaszalota na Atlantyku. Zmęczony radiotelegrafista położył się odpocząć. Zbudziwszy się po dwóch godzinach marynarz ze zdziwieniem stwierdził, że wisi do góry nogami zaczepiony o ubranie. Statek płynie dalej jednak nikt nim nie kieruje, cala załoga zniknęła. Do dziś nie wiadomo co stało się z 30 osobami.

Jesienią 1971 roku na brzegu jeziora Bałchasz odnaleziono pusty kuter należący do grupy biologów. Spośród 5 członków wyprawy na różnych krańcach jeziora odnaleziono cztery ciała. Ostatniej osoby nie znaleziono nigdy. Oględziny kutra wykazały, że wszystkie rzeczy pozostały na miejscu, brak było śladów walki. Wyglądało na to, że 10 września 1971 roku 5 zdrowych mężczyzn rozebrało się i wskoczyło do lodowatej wody, aby rozpłynąć się w różnych kierunkach.

Latem 1972 roku w górach Alakit zaginęła geologiczna wyprawa składająca się z 4 osób. Wkrótce udało się odnaleźć namiot tylna ścianka którego była rozpruta nożem. Ciała geologów bez zewnętrznych śladów obrażeń znaleziono w odległości 2-3 km od namiotu. Wszyscy byli lekko ubrani i bosi.

23 marca 1974 r. na Atlantyku zniknęło 40 członków załogi rybackiego kutra. Przeżył tylko mechanik Kurt Schneider, który w tym czasie był pod woda, bo próbował uwolnić śrubę okrętowa zaplątaną w sieć. Kiedy wynurzył się z wody, okazało się, że cała załoga rozpłynęła się w powietrzu.

Zimą 1976 roku z namiotu nad jeziorem Ładoga znikło troje narciarzy, a noc przed tym zdarzeniem wiele osób widziało w tym miejscu zagadkowe światła.


Latem 1989 roku kolejna tragedia według tego samego scenariusza rozegrała się na Morzu Azowskim. Zaginęły dwa statki miejskiego klubu młodych marynarzy z dorosłymi członkami załogi. 28 lipca o 13:30 do Rady miejskiej Mariupola nadeszła informacja, że statki odnalazły się ale po załogach nie ma śladu. Wieczorem 31 lipca w okolicach miejscowości Kamyszewatska odnaleziono 5 ciał, które zostały wyrzucone na brzeg przez fale. Na pokładzie dwóch statków pozostały przy życiu tylko dwie osoby – 8-letni chłopak i 17-letnia dziewczyna, którzy nie widzieli co się stało, bo spali. Obudzili się w nocy z uczuciem strasznej paniki. Zobaczyli tylko porozrzucane rzeczy i pusty statek.

Powróćmy jednak go przypadku grupy Diatłowa i wyszczególnimy wszystkie obrażenia, których doznali turyści
Kołmogorowa Zinaida Aleksandrowna, 22 lata. Ustalono, że śmierć spowodowana została niską temperaturą (zamarznięcie), na ciele istnieją liczne obrażenia powstałe w wyniku upadku lub potknięć o kamienie, lód. Badania wykryły pękniecie postawy czaszki, co spowodowało utratę świadomości, stan śniegu pod zwłokami wskazuje na to, że po tym obrażeniu denatka żyła niedługo i zmarła nie odzyskawszy świadomości. Śmierć miała gwałtowny charakter.

Słobodin Rustam. Śmierć spowodowana niską temperaturą (zamarznięcie), ale sekcja zwłok wykazała jeszcze złamanie lewej strony kości czoła, co mogło stać się wynikiem upadku na lód lub kamienie. Wskazane wewnętrzne obrażenie mogło być wynikiem uderzenia tępym przedmiotem. Spowodowało to utratę świadomości, co skończyło się zamarznięciem. Brak widocznego wylewu krwi pozwala przypuszczać, że śmierć spowodowało zamarznięcie. Wszystkie obrażenia Słobodina pozwalały mu w pierwszej godzinie po ich powstaniu poruszać się i czołgać. Śmierć Słobodina miała gwałtowny charakter.


W protokołach śledczego zapisano, że w odróżnieniu od innych ofiar Słobodin miał nie tylko drobne obrażenia ale też duże pękniecie czaszki długości 6 cm i rozejście się skroniowych szwów czaszki po obu stronach głowy, które powstały już po śmierci denata. Cala twarz pokryta drobnymi zadrapaniami ciemnoczerwonego koloru, w tym i na nosie, usta otwarte, koło nosa ślady. Brakuje informacji o istnieniu śladów krwi na śniegu i ubraniu.

Dalej w aktach napisano o drobnych zadrapaniach na twarzy i dłoniach przy czym część z nich powstała jeszcze za życia, a część już po śmierci i w trakcie agonii. Jeden z uczestników badań pisze, że Słobodin miał ciężki wstrząs mózgu co spowodowało utratę świadomości, wychłodzenie organizmu i śmierć.

Ciekawe, że część ran i obrażeń dwóch osób koło sosny i Słobodina powstały przy niskim ciśnieniu, co jest charakterystyczne dla takiej fazy, kiedy do naczyń skóry już nie dopływa krew. Ten moment oznacza początek agonii, ale inne obrażenia powstały już po śmierci i nie spowodowały krwotoku.

Doroszenko Jurij: Przy powierzchownych oględzinach widoczne liczne drobne obrażenia spowodowane upadkiem, śmierć nastąpiła w wyniku wychłodzenia.

Kriwoniszczenko: Śmierć nastąpiła z powodu niskiej temperatury. Przy powierzchownych oględzinach zauważono mnóstwo drobnych obrażeń.

Kolewatow. Na prawym policzku – rana 4 na 5,5 cm, taka sama za prawym uchem. Śmierć spowodowana wychłodzeniem, pomarszczona skóra ciała w wyniku tego, że zwłoki znalazły się na jakiś czas w wodzie. Śmierć miała gwałtowny charakter. Kolewatow miał znacznie lżejszy wstrząs mózgu, ale na pewno jednak stracił przytomność.

Zołotarew: Złamane żebra 2,3,4,5 i 6 i domięśniowe krwotoki.. Na rękach i ciele tatuaże. Obrażenia (złamanie żeber i krwotok) powstały za życia ofiary i były wynikiem działania dużej siły na klatkę piersiowa w momencie jego upadku. Śmierć miała charakter gwałtowny.



Thibeaux-Brignollel: W okolicach prawej skroni – krwiak i złamanie kości skroniowej wielkości 9 na 7 cm., z obfitym krwawieniem wewnątrz czaszki. Duże pękniecie i przemieszczenie złamania w środkową część czaszki. Badania pozwalają przypuszczać, że śmierć spowodowało złamanie podstawy czaszki i obfity wewnętrzny krwotok, złamanie miało miejsce jeszcze za życia denata i było spowodowane naciskiem dużej mocy i upadkiem. Nicolas Thibeaux-Brignollel oprócz złamania ma jedno długie pęknięcie – 17 cm. W protokole ujęta jest rozmowa z ekspertem medycyny sądowej. Na pytanie od jakiej siły mogła powstać taka rana pada odpowiedź, iż w wyniku rzucenia, to nie upadek z wysokości wzrostu ofiary, wtedy były by obrażenia miękkich części, a to wygląda tak, jakby na niego najechał duży samochód z ogromną szybkością. W czasie sekcji zwłok były pobrane organy wewnętrzne dla chemicznej i histologicznej analizy. Wyniki tych badań nie są znane.

Dubinina: Brak języka i całej diafragmy wewnątrz. Dwustronne złamanie żeber – 2,3,4,5,6,7, w miejscach złamań - liczne krwiaki. Śmierć spowodował obfity krwotok do płuc, który spowodować mogło działanie olbrzymiej siły, przy czym odbyło się to jeszcze za życia denatki, jakby jakaś straszna siła rzuciła ją na klatkę piersiowa. W aktach Dubininej jest informacja o krwiaku w wyniku wylewu w serce i obfitego krwotoku do płuc przy czym rany były jedynie wewnętrzne. Na zewnątrz nie było jakichkolwiek śladów. Wygląda tak jakby tu działała straszna nieokreślona siła.

Kobieta odniosła bardzo poważne obrażenia – stłuczenie serca oraz złamanie żeber. Można przypuszczać, że nie żyła dłużej niż 20 minut. Śmierć nastąpiła wkrótce po uderzeniu. Ale obrażeń opisanych w protokole doznała ona przed śmiercią. To bardzo ważne, gdyż śmiertelne obrażenia ona otrzymała już na miejscu. Śmierć spowodowało nie żebro, które przeszyło serce - zmarła od uderzenia w serce. Przyczyną nie mogła być lawina, bo ona dotknęłaby wszystkich jednakowo. Ponadto namiot był nienaruszony, zaś wszyscy szli o własnych siłach. Jak w ogóle to wszystko można wytłumaczyć? To jest pytanie dla specjalistów od medycyny sądowej.

Źródło: infra.org.pl


Ciekawostka jest taka że ta historia miała miejsce naprawdę.
Poczytajcie w internecie ;P

16Creepypasta Empty Re: Creepypasta Nie Maj 30, 2010 8:31 am

Wzol

Wzol
Paramecia User
Paramecia User
Satan's Sphinx

Mit

Satan's Sphinx jest znany jako film zakazany przez Amerykański rząd, z powodu natłoku różnego rodzaju podprogowych przekazów, które prowadzą widza do popełnienia samobójstwa. Mimo tego twierdzenia, nie ma dosłownie żadnych informacji na ten temat. Można znaleźć tylko zadane pytania i słabej jakości filmy na YouTube. Przypuszcza się, że jest to spowodowane nałożeniem cenzury przez rząd USA.

Przerażające fakty

Oto cytat z Yahoo Answers'. Pytanie o Satan's Sphinx:

„I first heard about this movie on 4chans /x/ - not exactly the most reliable source of information but here's what they have come up with so far. It may be a video of a satanic ritual. It may be similar in style and content to some of the sickest movies ever made. (Horror Brain) Or it may be a government movie designed to torture prisoners either with lights and sound designed to induce sickness or containing atrocities which they are forced to watch.
Let me say that I have no idea whether this movie is real or not as all my attempts to find it lead to 404s and removed videos. ''

Co oznacza:
„Po raz pierwszy usłyszałem o tym filmie na 4chanie który co prawda nie jest do źródłem informacji godnym zaufania, ale tak czy inaczej oto czego udało im się dowiedzieć. Otóż może to być video z satanicznego rytuału. Może być również podobne stylowo i zawartościowo do niektórych z najbardziej chorych filmów jakie kiedykolwiek powstały. (Horror Brain). Albo może to być film wyprodukowany przez rząd, służący do torturowania więźniów. Poprzez grę świateł i dźwięków miałby wywoływać różne dolegliwości.
Pozwólcie mi dodać, że nie mam pojęcia czy ten film rzeczywiście istnieje czy nie, ale wszystkie moje wysiłki mające na celu znalezienie go prowadzą ku 404 albo usuniętych filmów”

Tłumaczenie z:
http://x.datchan.org/index.php?title=Satan's_Sphinx

kilka ciekawych zrzutów ekranu:
http://x.datchan.org/index.php?title=File:Stans1.jpg
http://x.datchan.org/index.php?title=File:Stans2.jpg
http://x.datchan.org/index.php?title=File:Stans3.jpg

Nie bójcie się, to nic strasznego (jeżeli nie przeczytasz.. muahaha !)

Żródło: http://www.paranormalne.pl/

--------------------------------------------------------------------

Poniżej zapisane są dzienniki Christophera Younda, brata Daryla Younga, zapisane jako indywidualne pliki na jego komputerze, nazwane odpowiednio prologu.doc ch1.doc ch2.doc itd. Oprócz połączenia ich w jeden dokument tekstowy nie było modyfikowane w żaden sposób.

Prologue
Dwa tygodnie później pojawił się szumiący dźwięk, dochodził z miejsca na dywanie, miejsca w kącie, JEGO miejsca.

Ch1
Zaczynam być zaniepokojony. Myślę, że wcześniej byłem po prostu zaskoczony, ale teraz wszystko stało się jasne. Oni odeszli, a ja z minuty na minutę staję się coraz bardziej przerażony.
Biała jak kreda bezkształtna masa. Szkaradna, absolutnie obrzydliwa rzecz. Widziałem to. Widziałem to na dywaniku i wystraszyło mnie. Spojrzało na mnie swoimi niewykształconymi jeszcze oczyma, którymi przewracało w górę i w dół. Czułem jakby stwór emanował od siebie niewidzialnym, przyprawiającym o mdłości gorącem, widział moje obrzydzenie i napawał się tym.
Miałem nadzieję że zamieszka to w jednym z moich pokoi ale to miało zamiar rozpełznąć się po całym domu, zostawiając za sobą ślady. Jestem prawie pewien, że gdybym nie zasłonił szpary w drzwiach ręcznikiem to spróbowałoby przyłapać mnie podczas kąpieli.

Ch2
Dzisiaj stwór ma dwie macki. Nie jestem pewien czy istniały wcześniej, ale teraz na pewno tak. Ma je po jednej z każdej strony i czołga się jak obrzydliwy, przechylony insekt. Próbował przejść za mną przez drzwi, ale kopnąłem gada i więcej nie próbował.
Hałasuje kiedy próbuję spać, uderzając w ściany i pozostawiając za sobą wszędzie ten paskudny śluz.
Zaniosłem mojego kota do Deryla, stwór nie poszedł za mną. Jestem zadowolony, może dopaść mnie, ale nie mojego kota.

Ch3
Dzisiaj stwór ma cztery macki i wydaje się wytwarzać coś na kształt czaszki pod jego pulsującą skórą. Ma wygięte usta i obawiam się, że zacznie wydawać paskudne dźwięki. Trzy macki są dłuższe od czwartej, tak więc głównie macha nią dookoła zataczając koła. Stwór rośnie większy i nie przestaje się przekształcać. Miałem nadzieję, że zaprzestanie transformacji i pozostanie jakimś stworzeniem, którego wygląd mógł wymyślić jakiś chory psychopata. Jestem prawie pewien, że to zamierza przekształcić się w coś na kształt człowieka, a przynajmniej coś podobnego. Chciałbym to zabić… Ciekawe, czy bym zdołał…

Ch4
Macki są teraz równej długości. Są obrzydliwe, wydają się małymi, powykręcanymi kończynami. Zdaje się, że widze płetwy i… Kikuty. Pod przezroczystą białą skórą widzę pulsujące, niebieskie żyły. Siedzi i patrzy się na mnie jak kot, ale nie z ciekawością, ale z żądzą pochłonięcia, zjedzenia mnie. Kiedy zamknę oczy widze jego zielono-żółte ślepia przeszywające mnie na wskroś.

Ch5
Siedzi na górze schodów czekając na mnie, uśmiechając się do mnie wykrzywionymi oczyma i paszczą wypełnioną małymi, czarnymi zębami. Moja sypialnia znajduje się na górze, ale boję się tam wejść.
Oprócz tego stwór ma teraz ręce i stopy, kikuty ustąpiły miejsca małym palcom. Zaczyna chodzić po kątach i wspinać gdzie się da. Na każdej z klamek znajduje się mały odcisk dłoni. Zdaje się, że mogę przestać zakrywać szpary w drzwiach ręcznikami.

Ch6
Tak, teraz jestem pewien, potrafi otwierać drzwi. Anatomicznie jest obojnakiem, ale wydaje mi się, że to jest samcem. Ciągle gapi się na mnie i uśmiecha szyderczo, ale nic nie mówi. Co za ulga…

Ch7
Ostatniej nocy postanowiłem poczytać mój ulubiony zbiór opowiadań. Usiadłem na bujanym krześle zaraz obok okna mojej sypialni. W odpowiedzi ten przeklęty stwór stanął w progu, przeszywając mnie wzrokiem jakby chcąc powiedzieć „nie ma ucieczki”. Udało mu się mnie złamać. Frustracja i strach przekształciły się we wściekłość, wyrwałem okno z zawiasów, zrobiłem dziurę w siatce i wyrzuciłem książke w otchłań nocy.
To coś momentalnie udało się ku schodom, zeszło na dół, wyszło na zewnątrz i przyniosło książkę powrotem kładąc mi ją na kolanach i zostawiając na ich odcisk kościstej dłoni. To był moment kiedy stwór podszedł do mnie najbliżej. Nie potrafię odnaleźć słowa by opisać moje przerażenie.
Spojrzałem na postać i rzuciłem książkę na podłogę. Myślałem : „żeby tylko dobiec do schodów i zbiec na dół”. Potwór wyśmiewał mnie i torturował, żywił się i oddychał moim przerażeniem. I obserwował. Rzucił okiem na książkę i podczołgał się do kąta. Znowu mnie obserwował przerażającymi, nierównymi oczyma nie pokrytymi żadną powieką, skórą. Obserwował mnie i wyszczerzał swoje malutkie zęby.

Ch8
To coś zaczęło zanieczyszczać moje jedzenie, albo chowało je… Albo jedno i drugie. Odkryłem że szampon parzy moją skórę, a żyletki zostały poprzyklejane do każdej strony w mojej książce. Przestało chaotycznie krążyć po domu i gapić się na mnie, zaczęło aktywnie zamieniać moje życie w koszmar i udrękę.

Ch9
W końcu nie mając wyjścia udałem się do lokalnego supermarketu w celu wymienienia artykułów zepsutych przez monstrum i zaopatrzenia się w jedzenie. Zdałem sobie sprawę że to lubi przebywać w moim domu, naruszając moją przestrzeń osobistą, ale zawsze miałem podejrzenia, że może za mną podążać. Moje obawy się potwierdziły.
Pojechałem do sklepu, zrobiłem zakupy i zapłaciłem. Nic specjalnego się nie wydarzyło. Wyszedłem na zewnątrz. NIC! Doszedłem do samochodu i mógłbym przysiąc, że znów go widziałem, ale… Chyba nie. Spojrzałem w górę i oto znów go ujrzałem.
Był daleko. Nie wiem, czy probował się ukryć, ale był tam, patrzył się na mnie, połowicznie schowany za drzewem. Nasze spojrzenia spotkały się, przeszły mnie drgawki. Wydawał się zadowolony. Nagle z rozleniwieniem schował się za drzewem, zatrzymał się i wychylił głowę zza rośliny. Oczy były tych samych rozmiarów, ale zdawały się być większe i mroczniejsze niż kiedykolwiek, nawet z daleko kontrastowały z jego trupiobladą skórą.
Uśmiechnął się, ale nie pokazał zębów. Przypuszczam, że nie chciał tego robić publicznie. Zastanawiałem się co jeszcze dla mnie szykował. Mrugnąłem i… Zniknął…
Zatrzymałem się na chwilę, zaniepokojony, że może pojawić się w innym miejscu. Bliżej mnie, ale nic takiego się nie stało. Spakowałem zakupy i wróciłem do domu. Zatrzymałem się przy skrzynce na listy, odebrałem korespondencję, zaparkowałem, spojrzałem w górę i zobaczyłem nieznane mi światło w oknie mojej sypialni. Za oknem była jakaś przeźroczysta sylwetka, specjalnie wpatrująca się we mnie zza szkła, niszcząc mój pokój. Jestem pewien, że to coś obserwowało mnie cały czas, czekając, aż go zauważę. Ta sylwetka wydawała się taka ludzka. Przypominała coś na kształt chudego dziecka z niewyobrażalnie wielkimi, czarnymi oczyma.
Jeśli bym to zabił czy władze zauważyłyby to i oskarżyły mnie o zabicie człowieka? Nie wiem. Myślałem.

Ch11
Ostatniej nocy usiadłem na kanapie i skakałem po kanałach, desperacko szukając zajęcia. Telefon był obok mnie ale byłem zbyt przerażony by zadzwonić po jakąkolwiek pomoc. Presja zaczęła być przytłaczająca.
Usiadłem ponownie w „jego” kącie w sfinksopodobnej pozie by nie wyglądać jak człowiek i ponownie skakałem po kanałach. Kiedy zaprzestałem tego stwór zaczął szeptać, zignorowałem to i powróciłem do zmieniania kanałów mając nadzieję, że wreszcie się zamknie. Jego szept powoli narastał, spojrzałem mu w oczy w których odbijał się telewizyjny ekran. Ślepia rozszerzyły się i… Jego mała klatka piersiowa rozwarła się momentalnie. Podłgłosńiłem odbiornik i z niesamowitą szybkością zmieniałem stacje, wiadomości, sport, kreskówki, wiadomości, film i nagle jego głowa pojawiła się na ekranie, z wywalonym jęzorem i posiniałą twarzą zdawał się z trudem łapać powietrze, stwór był w telewizji i naprzeciwko mnie, patrząc na mnie, gapiąc się na mnie, przeszywając mnie wzrokiem, pochłaniając mnie spojrzeniem, wrzasnąłem i w pokoju zapadła ciemność.

Ch12
To za dużo… Teraz rozumiem ludzi znajdujących się w niebezpieczeństwie, sytuacji bez wyjścia, przebywających ze śmiercią sam na sam. Poznałem istotę zabijania i strachu przez zostaniem schwytanym i osaczonym, ale myśl o ocaleniu czy chociażby odebraniu sobie życia była dla mnie abstrakcją.
Jedynymi myślami tej kreatury było pogrążenie mnie, wepchnięcie mnie w otchłań rozpaczy, przejąć moje myśli, znaleźć się w samym centrum mojej duszy, zagnieździć się głęboko we mnie i straszyć, przerażać.
Chcę to zabić, ale nie wiem co się stanie jeśli spróbuję. Nie wiem co robić.

Ch13
Powiem to teraz. Może to pomoże. Trwało to chwilę, ale zabiłem go.
Zrobiłem to. Patrzył na mnie, patrzył na mnie i patrzył na mnie i nie chciał przestać. Powinienem wiedzieć, że nie przestanie. Powaliłem go i zacząłem dusić aż krtań pękła pod naporem mojego ucisku i przeciągnąłem ciało gdzieś daleko.
Na początku miałem koszmary o nim, krzyczącym, potem charczącym, potem o jego oczach i skórze wybuchających jak konfetti. Miałem je każdej nocy.
Potem policja odeszła i zostałem sam z książką w moim łóżku i kotem śpiącym nieopodal. Śledztwo ustało, koszmary ustały i zapanował spokój. Potem zaczęło brzęczeć.
Brzęczało cały czas a ja widziałem jego odbicie w ekranie mojego monitora.

Ch14
Mój dom, moje łóżka, ja i moje sny. Znowu mam koszmary, ale są znacznie, znacznie gorsze. To jest w moich snach. Nie ma oczu, ale stoi, ta przeklęta, wysoka postać, te jego przeklęta, wielkie usta mówią do mnie, śmieją się ze mnie, krzyczą i są gotowe by mnie pożreć. Czasami go rozumiem, czasami nie jestem w stanie zrozumieć jego słów, ale z każdym razem jak się budzę nie mogę spamiętać ich wydźwięku. Sny są mroczne, przytłaczające i przygnębiające i myślę, czy może zdarzyć się cokolwiek gorszego jeśli umrę.
Rozmyślałem, czy to podąży za mną jeśli się zabiję, albo zrobi to ktoś inny.

Ch15
Może to zrobię. Mam pistolet w kasetce w sypialni i jeśli tylko mógłbym się prześliznąć się na górę i mieć wystarczającą ilość czasu by chwycić broń i uciec.
Jednak nie byłbym pewien na kogo zmarnować naboje.
Martwiłem się, że stwór może czyta te wpisy i odkryć moje intencje, ale nie spostrzegłem żadnych śladów jego działalności na klawiaturze ani monitorze. Pocieszałem się myślą, że jego sposób pojmowania jest zbyt prymitywny i kierujący się żądzą strachu by mógł posunąć się do takich działań.
Może jestem głupcem.
Może wie wszystko.
Mimo wszystko, on jest w moich snach, w mózgu, duszy, w każdej sekundzie mojego życia i jestem zdeterminowany by wreszcie z tym skończyć.

Ch16
Znalazłem rozwiązanie. Kupilem shotgun. Jeśli oboje będziemy w zasięgu kiedy pociągnę za spust powinno się udać. Życzcie mi szczęścia.

Ch17
Czemu nie umarłem?!
Czemu on nie umarł?!

Ch16
Nie rozumiem.
Wyczyściłem dywan, ale znów jest przesiąknięty krwią.
Zastanawiam się czy z głową w takim stanie, patrzenie na to jest jak wpatrywanie się w lustro, ja krwawiłem jak człowiek, a on na czarno, i… jego szczątki są wszędzie i… Nie patrzyłem w lustro ale odstrzeliłem mu połowę głowy i wszędzie są jego czerwone i sine szczątki i… TO WCIĄŻ SIĘ NA MNIE PATRZY, GAPI SIĘ NA MNIE, PRZESZYWA WZROKIEM, UŚMIECHA SIĘ, PLUJE NA MNIE I KRWAWI NA MNIE.
Klawiatura jest pokryta moją krwią i nie wiem jak długo jeszcze pociągnę.
Mam jeszcze tylko jeden pomysł.
Myślę, że odejdę daleko stąd.
---
Powyżej znajdują się wpisy Christophera Younga, znalezionego martwego w kamieniołomie nieopodal częściowo zgniłego ciała Shauna Dawsa, jego młodego sąsiada i (byłego) przyjeciela.
Przyczyną zgonu Dawsa było niedokrwienie mózgu spowodowane uduszeniem, ale powód śmierci Younga jest wciąż nieznany, wypada wspomnieć, że był niedożywiony a jego fizyczny stan pozostawiał wiele do życzenia. Niewiadomo jak w jego stanie zdołał oddalić się tak daleko od domu i zakończyć swój żywot w tym kamieniołomie.
Wypada również wspomnieć, że ani świeża krew ani broń palna o której wspominał Young w swoim dzienniku nie zostały znalezione w jego domu. Wszystko co znaleźli technicy to stare ślade na dywanie i płaszcz który prawdopodobnie należał do Dawsa. Obecnie czytamy protokół z autopsji Younga by dowiedzieć się czegoś o jego stanie psychicznym. Nie znaleźliśmy żadnych dowodów ani świadków, którzy potwierdzili by to co zostało zapisane w powzyszych wpisach poza wywiadem z „Darylem”, bratem Christophera.
Żeby być z wami szczerym, nawet analiza wywiadu była bezowocna, mówi, że Young wydawał się być w perfekcyjnym stanie i mówił, że wyjeżdza na wakacje, tylko prosi o opiekę nad jego kotem przez co najmniej tydzień. Dwa ciała zostały później znalezione w kamiennym kręgu, co oznacza, że jeśli starszy z braci Young był prawdomówny (i nie był pod wpływem psychozy jego brata), psychiczny i fizyczny stan Younga zmienił się w znacznie większym tempie niż nam się wydawało i znacznie szybciej niż to było w ogóle możliwe.
Dam wam znać jeśli dowiemy się czegoś nowego. To wszystko jest bardzo dziwne.
Dzięki za pomoc.
Wasz --- ---
--- --- Wydział Policji

Żródło: http://www.paranormalne.pl/

17Creepypasta Empty Re: Creepypasta Pią Lip 30, 2010 8:20 pm

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
Dobra Creepypasta..
Cieszę się że jakąś znalazłeś.

A ja dam Creepypasty z YT. Ogólnie, niektóre ostrzejsze xd To znaczy, niema "pornolka", ale nie wiem czy każdy wytrzymałby oglądanie do końca.

https://www.youtube.com/watch?v=nZtJ8a4K6WE
Chora creepypasta. "GONE: The Suicide of GOD ".
To scenki wycięte z Begottena - tłumacząc z angielskiego nazwę tego konkretnego urywka "Samobójstwo Boga". Ciężki filmik.

No i coś do czytania, na odświeżenie tematu:

Tajemnicze twarze

James Courtney i Michael Meehan, członkowie załogi S.S.Watertown, czyścili ładunkowy zbiornik tankowca ropy, który miał wypłynąć w kierunku Kanału Panamskiego z Nowego Jorku w grudniu 1924 roku. Dziwnym przypadkiem, mężczyźni zostali zabici przez opary gazu. Jak to było w tamtych czasach zwyczajem, marynarze zostali skremowani a ich prochy wrzucono do morza 4 grudnia koło wybrzeży Meksyku.

Lecz pozostali członkowie załogi, nie byli ostatnimi, którzy widzieli nieszczęsnych kolegów. Następnego dnia, przed zmierzchem, pierwszy oficer doniósł, że widział twarze dwóch mężczyzn w falach uderzających o burtę statku. Były widoczne na wodzie przez 10 sekund, potem znikły. Przez kilka kolejnych dni, twarze zjaw marynarzy były widziane przez innych członków załogi na płynącym statku. Po przybyciu do Nowego Orleanu, kapitan statku, Keith Tracy zgłosił dziwne wydarzenia swoim pracodawcom, the Cities Service Company, którzy zasugerowali mu aby próbował sfotografować te dziwne twarze. Kapitan Tracy zakupił aparat przed kontynuowaniem rejsu. Kiedy twarze pojawiły się ponownie na wodzie, kapitan Tracy zrobił sześć zdjęć, po czym zamknął aparat fotograficzny i film schował w sejfie. Kiedy film został wywołany przez handlowych deweloperów w Nowym Jorku, pięć zdjęć pokazywało tylko morską pianę. Ale szóste przedstawiało upiorne twarze straconych marynarzy. Negatywy zostały sprawdzone przez the Burns Detective Agency aby zbadać czy kapitan nie dopuścił się oszustwa. Po wymianie załogi statku, nie było więcej zgłoszeń obserwacji żadnych niewyjaśnionych zjawisk.

Creepypasta Facesk

18Creepypasta Empty Re: Creepypasta Sob Gru 18, 2010 2:10 pm

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
"princess.exe"

Mój brat, zaraz po tym jak otrzymał posadę jako technik komputerowy, wyprowadził się z domu. Był to początek 2002 roku i od tamtej pory słuch o nim zaginął. Starałem się z nim skontaktować – dzwoniłem, pisałem maile – wszystko na nic… Któregoś dnia postanowiłem osobiście złożyć mu wizytę. Przywitały mnie zamknięte drzwi oraz 3 koperty przybite do jego drzwi (jakieś zaległe rachunki i listy).

Wracając do domu, zauważyłem, że ktoś zostawił szary uszkodzony laptop na środku mojego podjazdu. Wysiadłem z samochodu aby obejrzeć go dokładniej.

Monitor LCD zdecydowanie wykazywał oznaki „użytkowania”. W lewym górnym rogu ekranu widać było ogromny otwór, który wpasowywał się dokładnie w rozmiar standardowego śrubokręta marki „Philips Head”. Nad nim, widniała kamerka internetowa, która także została zniszczona przy użyciu śrubokręta. Oprócz tych dwóch „szczegółów”, komputer wydawał się być praktycznie nowy. Klawisze były lekko wyblakłe, ale nie do tego stopnia aby nie można było ich używać. Spojrzałem na tył monitora, aby dowiedzieć się jakiej jest marki, jednak nie mogłem nic znaleźć. Jestem pewien, że dokładnie go sprawdziłem i nigdzie, powtarzam NIGDZIE, nie znalazłem żadnego tekstu, żadnego logo. W rzeczywistości laptop nie posiadał nawet „Dowodu Licencji” czy naklejki gwarancyjnej. Co dziwniejsze, laptop posiadał tylko dwa porty : VGA (używany do podłączenia zewnętrznego wyświetlacza przyp. tłum) oraz USB. Było to zastanawiające ponieważ jak długo, jakiekolwiek urządzenie elektroniczne, może działać bez portu ładowania ? Uznałem w końcu, że musiał być to jeden z tych bardzo tanich laptopów w którym aby naładować baterię , należy wyjąć ją z komputera i podłączyć do zewnętrznej ładowarki – jeszcze bardziej zastanowiło mnie, dlaczego w takim wypadku posiadał on kamerkę internetową ?

Zaintrygowany, co dokładnie znajduje się na laptopie, pobiegłem do mojej piwnicy, gdzie był przechowywany mój stary, nieużywany od dawna komputer. Znajdował się tam tylko dlatego, że zapomniałem przenieść tego behemota do lokalnej stacji SarCan (punkty recyklingu elektroniki przyp. tłum). Używał bym go dalej jednakże potrzebuje on od 5-6 godzin aby w pełni się uruchomić, ponieważ zawsze przechodzi w tryb odzyskiwania systemu, a jego procesor jest o wiele za „wolny” aby odzyskać wszystkie dane na 500 gigabajtowym dysku twardym (pamiętaj ze 120mhz procesorem Pentium nie zajedziesz daleko). Cóż… nieważne zresztą. Usunąłem więc stary monitor typu CTR firmy LG i podłączyłem go do laptopa. Miałem już nacisnąć przycisk zasilania, gdy…

…Zatrzymałem się. Nie ma mowy żeby działał, bateria już dawno musi być rozładowana.

Przetrząsnąłem całą piwnicę aby znaleźć mój tester napięcia. Gdy tylko go dorwałem odłączyłem baterię od laptopa i sprawdziłem odczyt… Bardzo niskie… Nie ma szans aby działał. Trudno – pomyślałem – najwyżej poleży tutaj do rana. Jutro zabiorę ten cały szmelc do SarCan i zrobią wreszcie z tym porządek. Odłączyłem monitor od laptopa, podłączyłem do mojego PCta i zostawiłem tak wychodząc z piwnicy. Skierowałem się prosto do mojego pokoju aby pooglądać telewizję. Oglądałem ją przez jakieś trzy godzinki po czym położyłem się do łóżka.

Jednak nie cieszyłem się długo słodkim snem. Został on przerwany przez bardzo głośny dźwięk. Ku mojemu zdziwieniu rozpoznałem go jako sygnał uruchamiania systemu Windows 2000 – z wrażenia spadłem z łóżka. Hałas był tak głośny, że mógłbym przysiąc, że ktoś trzymał głośniki tuż przy moich uszach. Gdy wreszcie się jakoś pozbierałem, przez minutę czy dwie starałem się zrozumieć gdzie znajduje się źródło tych dźwięków.

Wreszcie wpadłem na świetny pomysł :

- Komputer ! Musiałem go przez przypadek włączyć gdy zmieniałem monitory !

Zadowolony z tego, że udało mi się rozwiązać zagadkę, skierowałem się w kierunku piwnicy, gdy nagle zamarłem w połowie drogi…

Zaraz...

To nie mógł być żadnym sposobem mój komputer…

Przecież miałem na nim zainstalowanego Windowsa 95…

Po tym wszystkim nie miałem najmniejszej ochoty na wybieranie się gdziekolwiek a na pewno nie do mojej piwnicy. Jednak zdrowy rozsądek zaczął brać górę nad przerażeniem i zdecydowałem, że musi być to jakiś problem systemowy – w końcu komputer był dość długo nieużywany. Ku mojemu zdziwieniu, komputer nie był włączany… mówiąc szczerze nie był on nawet podłączony do prądu. W takim razie pozostała ostatnia możliwość :

- Laptop…

Pośpiesznie usunąłem z niego baterię i podłączyłem jeszcze raz do woltomierza.

Tym razem nie mogłem odczytać żadnej konkretnej liczby. Tester zupełnie oszalał.

Podłączyłem baterię jeszcze raz i wcisnąłem przycisk „start”. Zaświeciły się jakieś światełka kontrolne co świadczyło o tym, że komputer jest w 100 % sprawny. Musiałem wiedzieć co się tutaj do cholery wyprawia. Podłączyłem mój stary monitor CTR do laptopa, i moim oczom ukazał się…

…Praktycznie pusty pulpit, jedyne co można było zobaczyć to trzy ikony znajdujące się w lewym dolnym rogu ekranu. Pasek zadań był pusty, nie było także nigdzie widać przycisku „start”.

Tapeta (a raczej jej brak) była zupełnie czarna. Czemu ktoś miałby zrobić coś takiego ze swoim komputerem ? Pytałem sam siebie. Każdy z nas może usunąć wszystkie ikony z pulpitu, ale trzeba być bardzo dobrze wyszkolonym hakerem aby zrobić to samo z przyciskiem „start”. Z wszystkich trzech ikon, jeden był to folder „Gry” a drugi „Video”. Trzecia ikonka to cmd.exe. Przez chwilę miałem wrażenie, że jest to jeden z tych laptopów stworzonych specjalnie dla dzieci. Kliknięcie na folder z grami potwierdziło moje przypuszczenia; laptop musiał należeć do jakiejś małej dziewczynki. Poczułem jakieś irracjonalne wyrzuty sumienia, dziewczynka musiała być dość biedna ponieważ w folderze znajdowała się tylko jedna gra i nie miałem bladego pojęcia jakiego gatunku. Nazywała się princess.exe. Włączyłem program z czystej ciekawości – chciałem zobaczyć na czym polegała. Moim oczom ukazał się w pełni animowany ekran tytułowy. Pojawiały się na nim różne bajkowe postacie. W tym momencie na ekranie pojawiło się logo gry. Nazywała się „Kreator Księżniczek : Spraw byś była piękna !”.

Ah, więc musiała być to jedna z tych nisko budżetowych gier typu „nałóż na swoje zdjęcie jpgi. ubranek”. Oczywiście dalsze buszowanie w programie tylko to wszystko potwierdziło. Gdy na ekranie pojawiło się „menu” otrzymałem do wyboru dwie możliwości :

- „Wystrój się !”
- „Przeglądaj śliczne zdjęcia”

Chciałem zobaczyć jak wyglądała dziewczynka do której wcześniej należał laptop więc wybrałem drugą opcję. Nie mogła mieć więcej niż 5 lat, co więcej wyglądała bardzo uroczo. Po jej rysach twarzy oraz kolorze skóry wywnioskowałem, że pochodziła z rodziny meksykańskiej bądź hiszpańskiej. Ubrana była w lekko zniszczoną białą sukieneczkę, dookoła kołnierzyka i rękawów miała doszyte czerwone falbanki. Cała sukienka była pokryta malutkimi czerwonymi różyczkami. Uśmiechnąłem się sam do siebie, wyglądała jakby sprawiło jej dużo frajdy nałożenie wirtualnego diademu na jej małą słodką główkę. Przeglądając zdjęcia zauważyłem, że więcej niż połowa zdjęć przedstawiała pusty pokój – jedyną widoczną rzeczą było łóżko znajdujące się w rogu pokoju. Jak sądzę z jakiegoś powodu unikała aparatu jakby miał ją poparzyć, czy coś w tym rodzaju, sam już nie wiem... Po chwili stwierdziłem, że wystarczy już zabawy z tym programem (w końcu był on skierowany do małych dziewczynek a nie do dorosłego faceta!). Nadszedł czas na kolejne foldery. Postanowiłem, przy użyciu aplikacji cmd poszukać innych plików znajdujących się na dysku twardym.

Po uruchomieniu, moim oczom ukazało się „:\>_”. Ok, to było już dość dziwne – nie było tam żadnej litery oznaczającej dysk ! Wprowadziłem polecenie „start C:\” . Wcisnąłem klawisz „Enter”. DOS przekazał mi tylko tyle, że „start” nie jest rozpoznane jako polecenie zewnętrzne, wewnętrzne czy też jako plik wsadowy. Po kilku sekundach program zawiesił się, a ja znów powróciłem do pulpitu. Ostatnią rzeczą do zobaczenia były więc pliki video. Po dwukrotnym kliknięciu na folder...

...Ekran momentalnie stał się czarny. Pomyślałem, że pewnie się zawiesił. Jednak w tym momencie zauważyłem mały migający punkcik w lewym górnym rogu :

"_"

Po krótkiej chwili, na ekranie wyświetlił się komunikat : "start :\>videos\001.wmv". Pojawił się film, wyświetlony w trybie pełnoekranowym. Bohaterką filmu była ta sama mała dziewczynka której zdjęcia przeglądałem przed chwilą. Uśmiechała się i trzęsła z podniecenia. Jej szczęście sprawiło, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Domyśliłem się, że musiała nagrywać film w czasie gdy grała w tą „ubierankę”. Na początku po prostu przesuwała paluszkami po padzie, chichocząc co chwilę. Musiała być to dla niej naprawdę dobra zabawa. Po jakiś dwóch minutach ekran znów stał się czarny na ułamek sekundy. Następnie wyświetlił się kolejny film... Tym razem dziewczynka miała na sobie różową koszulkę z odblaskowym napisem „Go Go Girl!”. Myślę, że program po prostu nagrywał ją za każdym razem, bez jej wiedzy. Poczułem się trochę nieswojo... Po co ktoś miałby właśnie tak zaprogramować zwykłą grę ? Zresztą nieważne, jeżeli folder z filmami nie zawierał niczego innego to równie dobrze mogłem wyłączyć komputer. Wcisnąłem więc przycisk zasilania...

...Laptop jednak nie zareagował w żaden sposób. Film nadal trwał, tym razem dziewczynka miała na sobie pomarańczowy topik. Uśmiechała się i chichotała jak zawsze, uznałem więc, że system sam się wyłączy po tym jak skończy wykonywać polecenie. Nie mógł przecież trwać długo. Odtwarzały się kolejne części filmu, a ja powoli zaczynałem przysypiać. Po kilkunastu cięciach jednak coś się zmieniło...

...Tym razem dziewczynka stała przed komputerem, bez żadnego wyrazu twarzy, zupełnie jakby nie odczuwała żadnych emocji... Zastanawiając się, co się tutaj do cholery dzieje, ponownie zainteresowałem się filmem. Tym razem nie wywołał on uśmiechu na mojej twarzy, mogę powiedzieć więcej – czułem się bardzo nieswojo widząc ją bez swojego zwykłego szerokiego uśmiechu... Pokój był bardzo ciemny, jedyne źródło światła to mała nocna lampka która stała na biurku. Tym razem ubrana była w białą piżamkę. Co ona ma zamiar zrobić – zastanawiałem się. Stała tam przez dobrą minutę, z tym przerażającym obojętnym wyrazem twarzy... Wpatrywałem się w nią w napięciu, jakby coś strasznego właśnie miało się wydarzyć...

W tym momencie pochyliła się i spod biurka podniosła piłkę do metalu. Trzymała ją przed sobą, jakby chciała mi ją pokazać... Następnie przyłożyła ją do swojego prawego policzka...

Na sam widok, skuliłem się w sobie...

Co tutaj się kurwa dzieje ?!

Dziewczynka powolutku zaczęła odcinać sobie część twarzy. Krew kapała jej na szyję... Powoli byłem w stanie zobaczyć jej ząbki... Po 10 sekundach było widać już wszystkie... Krew pokryła praktycznie całą jej prawą stronę ciała. W końcu dotarła do swojej dolnej szczęki... Jej policzek odpadł na ziemie z cichym łoskotem... Nadal patrzyła w kamerę bez żadnych emocji... Nie mogłem już tego wytrzymać. Wyrwałem baterię z laptopa ale film nadal trwał...

Kolejne cięcie...

Tym razem dziewczyna krzyczała z bólu... Prawie spadłem z krzesła – dźwięk był tak głośny... Krzyczała w agonii przez 10 sekund. Od strony drzwi było słuchać głośny stukot. Ktoś najprawdopodobniej chciał dostać się do środka. Była to kobieta, mówiła w języku, którego nie byłem w stanie zrozumieć. Waliła w drzwi z całych sił, jednak nie mogła ich otworzyć – dziewczynka musiała je w jakiś sposób zatrzasnąć. Miałem już tego dość, starałem się odłączyć monitor od zasilania jednak wyglądało jakby ktoś go zespawał go z portem. Krzyki i wrzaski trwały do następnego cięcia...

Znów, jej twarz nie zdradzała żadnych emocji... Kobieta nadal łomotała w drzwi, krzycząc i nawołując swoją córeczkę. Dziewczynka znów chwyciła piłkę i przystawiła ją do swojego prawego ramienia. Na ten widok zupełnie mnie zatkało... To było okropne, niewyobrażalnie okropne i obrzydliwe... Krew lała się strumieniami... Krzyki za drzwiami zamilkły – założę się, że kobieta pobiegła po pomoc. Kiedy piła dotarła do kości, usłyszałem okropny zgrzyt od którego zjeżyły mi się włosy na całym ciele... Miałem ochotę zwymiotować. Zauważyłem że kawałek jej mięśnia utkną pomiędzy ząbkami. Wtedy nastąpiło kolejne cięcie... Po nim kolejne... Jej ubranko było już całe czerwone od krwi...

Ponownie, patrzyła w monitor bez żadnych emocji...

Boże... co ona ma zamiar teraz zrobić...

Kobieta w tym czasie wróciła, byłem w stanie rozróżnić jeszcze dwa inne głosy, prawdopodobnie był to jej ojciec i brat. W tym momencie przyłożyła piłę do prawej części swojej główki... Słychać było głośne rytmiczne uderzenia w drzwi... Starali się je wyważyć... Dziewczynka powoli, tak jak poprzednio, przecinała swoją głowę na pół. Krew tryskała dosłownie w każdym kierunku... Jej prawe oko, wywróciło się i po chwili z oczodołu zaczęła wypływać krew... Dotarła do górnej szczęki i zaczęła torować sobie drogę przez kości i zęby... To był najgorszy dźwięk jaki kiedykolwiek w życiu usłyszałem... Wciąż czasami go słyszę, tak jak teraz... Rytmiczne uderzenia w drzwi nasilały się, jednak ja w duchu miałem nadzieję, że jednak im się nie uda – że nie będą musieli patrzeć na ten koszmarny widok...

Kolejne cięcie...

I kolejne...

Na następnym widać było jak połowa jej główki upada na biurko... Jej oczy wypadły z oczodołów pod wpływem uderzenia. Krew dosłownie wszystko zalała... Dopiero wtedy udało im się wyważyć drzwi. Wszyscy niemal stracili przytomność na tak makabryczny widok. Ich córeczka była w kawałkach. Matka zwymiotowała i wybiegła z pokoju. Ojciec wpadł do pokoju, „złożył” jej główkę, przytulił do siebie i zawył z rozpaczy. Drugi mężczyzna, prawdopodobnie jej starszy brat, po prostu patrzył przerażony, chyba nie bardzo wiedząc co ma zrobić.

Ten przerażający pokaz samookaleczenia skończył się z tym filmem i po następnym cięciu widać było tylko pusty pokój... Westchnąłem z ulgą, byłem cały spocony i ciężko dyszałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że było tak gorąco... Tyle pytań kłębiło mi się w głowie...

- Jak to w ogóle było możliwe !?

Byłem tak wystraszony, że spędziłem dobre 30 minut siedząc i wpatrując się w monitor – byłem dosłownie sparaliżowany. Wreszcie zebrałem się w sobie i wstałem... Popatrzyłem na laptop; miałem nadzieję, już po raz ostatni. Ciągle widać było pokój z łóżeczkiem...

Nagle...

Następne cięcie...

Na ekranie pojawiła się moja twarz...

Siedziałem w mojej piwnicy, używając laptopa...


Źródło: www.paranormalne.pl

19Creepypasta Empty Re: Creepypasta Sob Gru 18, 2010 7:18 pm

Saske

Saske
Zoan User
Zoan User
Yosh ło, dobre :O 10/10 :d Ciekawe co potem się stało :> Co on zrobił

20Creepypasta Empty Re: Creepypasta Pią Kwi 29, 2011 12:27 pm

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin
„Nie oczekuję, że to zrozumiesz, ale…”


Na śniadanie wzięłam dwie tabletki przeciwbólowe popijając wodą. Na drugie śniadanie wzięłam kolejne cztery i kolejny łyk wody. Na obiad dwie tabletki przeciwbólowe…wprost do żołądka.
Nie jestem anorektyczką, mogę przysiąc!
Wszyscy myślą, że robię to tylko dla siebie, bo chcę być piękna i chcę być kościstą modelką. To nie tak…

Chcę widzieć swoje kości.

Nie jem, bo pragnę widoku moich kości przeświecających przez cienką skórę. Kocham, kiedy prowokacyjnie wystają z mojego wychudzonego ciała…Szukam ostrych elementów, głębokich dołków i moje palce prześlizgują się z gracją po ich powierzchni. Ubóstwiam dotykać kościstymi palcami moje żebra, licząc je po kolei- raz, dwa, trzy…Oh, tak kocham zarzucać sobie ręce na ramiona, dotykać ich, czuć kostki w poszczególnych palcach, powodując przyjemne ocieranie jedna o drugą. Biegam 10 mil dziennie i strzykam kośćmi każdej nocy, bo chcę widzieć, jak mój szkielet błyszczy i lśni tuż pod drobną kurtyną tkanki skórnej i krwią.

Nie spodziewam się, że zrozumiesz.

Kiedy wszystkie inne dziewczyny mają wręcz obsesję na punkcie opalania, farbowania włosów, makijażu, ja, tak mi się wydaję, bardziej przywiązuję wagę do mojej kościstej struktury. Leżą wytrwale godzinami na słońcu by otrzymać zdrową, brązową karnację, podczas gdy ja smaruję się obsesyjnie tonami kremów z najwyższym filtrem gdziekolwiek wyjdę tylko po to, by utrzymać moją mleczno białą skórę. Dokładnie taki sam kolor jak moich kości. Kiedy one wyczyniają istne cuda ze swoimi włosami: prostują, szczotkują, farbują, kręcą; ja wyobrażam sobie, jak maszynką unicestwiam swe krótkie, cienkie włosy na łyso i biegam palcami po mojej obnażonej, białej i gładkiej czaszce. Maluję jedynie powieki na ciemny kolor by wyrazić pustkę ziejącą w tych ślicznych, prześlicznych oczodołach. Wszyscy zgodnie komplementują moje lodowato niebieskie oczy…

Mam ochotę wyrwać je sobie brutalnie i przejechać palcami dookoła obwodu moich pięknych oczodołów.

Kiedy inne biegają mile by wyrzeźbić swoje sylwetki, ja desperacko chcę stracić każdy kilogram ciała, by poczuć kość udową, tą najpiękniejszą, najsilniejszą i jednocześnie najgrubszą kość w moim chudym ciele. Nie tnę sobie uda…dlatego, że jestem zdołowana. Tnę, bo chcę zobaczyć tę piękną kość, wyrwać ją z ciała i kołysać w mych ramionach.

Czasem śnię o moich kościach.

Śnię, że grzebię ręce w moich drobnych, filigranowych żebrach. Przedostają się przez kolejne, cienkie warstwy mięsa aż do momentu, w którym rozrywają; po prostu wystrzeliwują przez skórę. Ah, te moje piękne, delikatne kości…Wysuwam je z ich pierwotnego położenia, jeden po drugim i łamię je z pięknym chrzęstem na pół. Wkładam każdy wątły kawałeczek do ust, wysysając słodki, słodki szpik kostny ukrywający się w ich zakamarkach, a kiedy każda z nich jest już pusta wkładam je z powrotem.
Ptaki mają puste kości, więc mogą latać…

Chcę się wzbić w powietrze!

A z kolei w innych snach, nie widzę moich kochanych bielejących kości, ale je słyszę. Klekoczą, tańczą ograniczone więzieniem, którym są moje mięśnie i krew. W moich snach są wolne od tej okropnej sieci muskułów i żył. Brzęczą one wesoło, przekręcają się i jęczą i stukają wszystkie razem z tym cudownym pustym, głuchym odgłosem.
Ptaki mają puste kości, więc mogą latać…

Wtedy polubią mnie też brzydkie, małe nietoperze.

Nie mogę być taka jak inne dziewczyny. Kiedy wszyscy uśmiechają się do siebie, machają ręką na powitanie, wymieniają nieskończoną listę swoich przyjaciół, ja zostaję gdzieś na uboczu. Jakby na to nie patrzeć jestem gdzieś poniżej tej całej sytuacji.

Jestem tak chuda, że prawie niewidzialna.

Powoli, powoli zanikam i nikt mnie nie dostrzega. Nie ta dziewczyna, która posiada ujmującą osobowość, którą ja nigdy się nie pochwalę. Ani ten czarujący młody chłopak , który był moim najlepszym przyjacielem, aż do czasu kiedy wszystkiego nie zrujnowaliśmy, przemieniając przyjaźń w nienawiść. Teraz jestem sama- ja i moje kości…

Mimo wszystko- piękno to cierpienie. Cierpienie ponad wszystko, co możesz sobie wyobrazić.

Biegnę, biegnę, biegnę aż łapie mnie ból nóg tak silny by przytłumił ból serca. Tnę, tnę, tnę samą siebie aż moja skóra krwawi wystarczająco by przyćmić ból serca. Rozrywam, rozrywam, rozrywam ciało, by wyrwać serce i wyjadać je z talerza…

Mnóstwo czasu poświęcam myciu zębów.
Zęby to też kości. Szczotkuję, szczotkuję, szczotkuję aż miejscami lśnią, tuż za moimi ustami. Chcę wyrwać je jeden po drugim przy pomocy cążków, potrząsnąć nimi w zaciśniętych dłoniach, słuchać melodii, którą wystukują. Brzęczą jak małe, srebrne dzwoneczki. Są magiczne, a ja jestem uwięziona w tych warstwach skóry i mięsa.

Wyobrażam sobie, że biorę nóż i tnę o wiele głębiej, głębiej niż zazwyczaj. Wycinam sobie skórę, zdzierając ją całą. Chwytam obiema rękami usta i rozciągam aż moja czaszka się nie uwolni. Biorę moją brzytwę i golę całą skórę na nogach aż do zdarcia; do momentu, w którym moje kości będą leżeć przede mną. Zdzieram całą skórę z ramion i wyrywam sobie całe sploty okrwawionych żył i mięśni, aż do momentu, w którym kości uwolnią się z ich sieci. Chwytam moją szczoteczkę do zębów i szoruję każdą kosteczkę na błysk.

Gdybym tylko mogła. Wtedy wszyscy zobaczyliby jakie piękno kryję się pod moją skórzaną powłoką.
Nie mogę doczekać się, aż umrę.

Kiedy już odejdę, będę wiedzieć, co się będzie działo. Żadnego z Was to tak naprawdę nie obejdzie, mniej lub bardziej będziecie pamiętać. Każdy z Was przejdzie przez życie gładko, nie zastanawiając się zbyt długo nad wiecznym losem niewidzialnego, kruchego, perłowo-białego szkieletu dziewczyny.

Ale ja wiem.

Doskonale wiem, co się będzie działo, gdy będę już pod ziemią. Wraz z przemijającym czasem, moje mięso zgnije. Powoli, bardzo powoli ciało się otworzy jak biały, jedwabny kokon. I wtedy… tylko wtedy będę doskonała. Kiedy już wszystkie ślady kokonu zmienią się w popiół moje kości ułożą się pięknie na swoim miejscu. Nikt mnie nie ujrzy, ale i tak będę doskonała.

Mówią, że piękno jest powierzchowne. Czemu nie zerwiemy tych skórzanych okowów, krwawych kajdanów i zostaniemy piękni- my wszyscy, siedząc razem ze swoimi świecącymi, białymi kośćmi?
Nie oczekuję, że to zrozumiesz…

21Creepypasta Empty Re: Creepypasta Czw Cze 02, 2011 11:54 am

Yoh

Yoh
Site Admin
Site Admin


W filmiku podobno zawarty jest jakiś przekaz podprogowy, a przynajmniej wg. wielu informacji.

Mężczyzna (Tak, tak..) przedstawiony w filmiku nazywa się Johnnie Baima i jest transwestytą. Jego historia jest raczej smutna, niźli przerażająca. Jako dziecko był wykorzystywany seksualnie i molestowany. Jego sceniczny pseudonim to "Sandie Crisp". Filmik, a raczej filmiki, zostały nagrane przez niego samego lub na jego zlecenie, miały bowiem otworzyć mu drogę do kariery.

Na chwilę obecną daję filmik, kiedy Creepypasta w polskim języku pojawi się na Paranormalne.pl, prawdopodobnie ją tu wrzucę. Wnioskuję że skoro jest filmik to prawdopodobnie gdzieś krąży i creepypasta.

Sponsored content


Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

 

© 2009-2018 Anime Revolution Sprites. All rights reserved.
Design by Yoh. Thanks for Zbir and Safari.