Anime Revolution Sprites

You are not connected. Please login or register

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down  Wiadomość [Strona 1 z 1]

1[Poetry, Ficks] From DeVile Empty [Poetry, Ficks] From DeVile Wto Kwi 10, 2012 8:21 pm

DeVile

DeVile
Notowany
Notowany
Kilka moich wierszy, oraz 3 nowe rozdziały z powstającej powieści.
"Kropla serca"
Nie poruszy nic,
Nie wzruszy się nikt,
Nie przystanie by spojrzeć choć raz,
Nie zatrzyma siębo spiesznie kat nad głową tyka
By dojrzeć jak kropla,
Bez woli sama płynie,
Jak deszcz niosący ukojenie suszy,
Tak płynie Ona,
Smutna, sama, jedna.
Tylko ona tuszem bez barw,
kreśli serca wstęgi,
Tylko ona kwitnie niczym kwiat,
Jeden piękny, na polu chwastu ziela,
Tylko ona gorzka lecz prawdziwa,
Uczucie rozdziela,
Nie myli ich,
Nie pojawi się gdy serca nie poczuje,
Jedynie ta,
Palcem nie wytknie wad,
Popłynie bez słowa,
gdy taki czas, gdy taka chwila,
gdy serce kruche, gdy promienieje w słońca obręczach,
gdy zmrok ostatnich słów zapada,
Tak tylko Ona,
Znajdzie nieskończonych dróg koniec,
Dotrze do serca jak goniec.
Płynie, w sercu goryczy i piękna,
Nie widziana niczyim okiem,
Powoli krople swego żalu,
Po szklanej masce niesie...

"Kulą w płot"
Celuje i namierza na swej tarczy czasu,
Trafia i kosę wbija,
Tam gdzie nastała GODZINA,
Chwyta za krtań,
przyciska do ściany,
Rozrywając JE, i niosąc pod próg bramy,
Puszczając wolno duszę, niczym kat,
Po ofiary ścięciu, odchodzi sam,
Na klęczkach modląc się o wybaczenia dar...
Lecz czemu swój sierp żniwiarz okrutny, musi wbijać w serca kwiat?
Czemu zniszczy najbliższych, a marnych zostawi?
Czemu zaraża swym ciałem, zdrowych i jak złoto cennych?
Czemu w swój ogień wrzuca tych, których już się pali?
Czemu jak kula w płot,
Wbija w serca grot,
Niszcząc wszystko,
Tworząc nic,
Czemu on musi swym dechem świeczki tych, którzy ŻYWI gasić?
A tort jubilata, zdobić krwią?
Nie pojęty ten strzelec, na chybił trafił uderza w tarczę,
Gasząc świece, i nie zapalając znów,
Nie cofa czasu i nie zmienia,
Bo Kreśli i toporem zmiata,
Swoje linie Kata,
Mordując, by o Mordzie zapomnieć,
Tak błądzi smutny, w łańcuch i czarne podarte łachmany odziany,
Z kosą u boku,
Niosąc Czarny deszcz w eterze Zmroku...

"Karty"
Na stole z bordowego posłania,
Leżą karty,
Pewna dłoń im się kłania,
Nie dla zysku, nie na żarty,
Rozpoczęła się gra,
Każda karta swoją wartość ma,
Pik jak czarny kruk, wydziobie do cna,
Trefl jak błazen swym żartem pokona lwa,
Karo jak tarcza przy rycerza boku,
Kier. . . Jako światełko podczas zmroku,
Jak płomień, który płonie,
Jak tunelu bez końca, koniec,
Jak posłaniec amora,
Serca goniec.

Paradoks:
"Przyjaźń"
...Bo nie w każdym miejscu ją znajdziesz,
Dopiero, gdy ją stracisz,
Czujesz jak jej pragniesz...

Dla Dziewczyny:
"
Wielka mała"
Płynie po liściach dębowego drzewa,
Mała kropla bez swej barwy,
Opada na bezimienne kłosy krzewa,
Kapie by upłynnić stan M A R T W Y...
Wypchnięta na trawy rosę,
Przemyka przez źdźbła niczym promyk słońca,
~ Krople do serca wniosę,
Miłością do ciebie bez końca...~

"Iskra"
Kwiaty dawnych łąk,
Przepełnia fala kruczych łez,
Krew teraźniejszych rąk,
Dawne kolce raniące do ustanku bez...
Jak Prometeusza, wśród ludzi gest,
Jak płomyk świętej mocy,
Tchniony w człowieka,
Jak kara, która jest,
Jak serce, które jest i czeka...
A w sercu ten ogieniek się tli,
Nie zniknie, poczeka,
Oświetlając do furtki drzwi,
Jak złotych łez diamentowa rzeka...
~ Tak nasze serca dla siebie zlane,
I na kartach miłości swym ogniem zapisane... ~

"Kamień z serca"
Gdy dusza wyje,
Gdy umysł myśli Nie żyje,
Gdy serce łka,
Gdy płynie łza,
Gdy serce krzyczy Pass...
Gdzie łańcuch zrywa się,
Gdzie Kamień kołysze się,
Gdzie opada w dół,
Łamiąc się na pół...
~ zniknął mój kamień, mój ból,
Teraz zwyczajnie mnie przytul,
Otrzyj moje łzy,
Niech zniknie i przepadnie ten czas zły,
Razem w sercu jesteśmy tylko MY,
Spełnione zostały sny... ~
+ Jeden taki Socjalny:
"Z ręki do rąk"
Zaciemniona sfera,
Do której żadna siła nie dociera,
Krew, łzy i zimny pot,
Wybijane przez stalowy życia młot,
Rękoma w brudzie trosk, tworzy
Z nadzieją spoglądając przez jego zdarte dłonie,
Wpadnie choć jedna garść, dająca ukojenie,
Niosąca w glinianej tacy zbawienie,
Na trud nie spojrzy bo głupi,
Za błąd uderzy bo nie czuje,
Za biedny wzrok, okaleczy,
Wszystko co winą, lecz nie jego,
Pokutą odkupią,
Głodu miska upada przed kolana,
Niczyj pies,
bez swojego pana,
Garstka nadziei odebrana...
Znów smycz w kolce pasana spowija,
kaleczy i rani,
Kolcami swej tyranii,
bez kłów wysysa krew,
Pozostawiając bez woli,
Tak by cierpiał do kresu swej doli...

Rozdziały dodam chyba w następnym poście bo tu to już za dużo.

2[Poetry, Ficks] From DeVile Empty Re: [Poetry, Ficks] From DeVile Wto Kwi 10, 2012 8:26 pm

DeVile

DeVile
Notowany
Notowany
Łzy na Ostrzu
Krople codzienności – PROLOG


W zatłoczonym miasteczku, gdzie deszcz i pochmurne niebo to pogoda stała i niezmienna. Na ulicach ludzie tłoczą się i tułają jak mrówki w ciasnej norze. Londyńskie ulice, pokryte brudem i kurzem codzienności, gdzie z daleka słychać jak zegar bije. Wielki Big Ben, którego wielki dźwięk, a małe znaczenie. Krótsza wskazówka zatrzymała się na Piątej, a dłuższa na Dwunastej, dawniej była to prawdziwie Londyńska godzina tradycji. Teraz, zwyczajna niczym nie różniąca się od pozostałych. Życie nadal toczy się takim samym tempem i zatrzymuje się tylko na chwilę by spojrzeć na zegarek, zapalić papierosa, wziąć łyk kawy i gnać byle na czas.
Londyńskie nastoletnie życie, codzienne problemy, nowe przyjaźnie, trudne tempo pędzącego życia, za którym tak ciężko nadążyć. Ukazane oczami piętnastoletniej dziewczyny, uczęszczającej do szkoły imienia Gerarda Blackrock’a. Jej klasa składa się z szesnastu uczniów, z czego jej dwie najlepsze przyjaciółki Alice i Katrine, mieszkają trzy przecznice od domku jednorodzinnego Roset. Są one siostrami, które z Rosee znają się od czasów piaskownicy. Do tej samej szkoły uczęszcza również pewien chłopak starszy od dziewczyny o rok. Codziennie mija się z nią na przerwie, spoglądają na siebie, lecz żadne nie podejdzie aby się przywitać i poznać. Raz, gdy pierwszoklasistka przyszła po lekcjach do parku im. Getwelta, usiadła pod drzewem i wyjęła zeszyt, w którym rysowała. Aktualnym modelem do szkicu, był siedzący na gałęzi ptak, powoli cienkimi kreskami nanosiła obraz ptaka na kartkę zeszytu, gdy nagle nad nią znalazł się cień zasłaniający kartkę. Uniosła głowę do góry i dostrzegła, twarde męskie rysy twarzy, ciemne oczy i średniej długości ciemnawe rozczochrane włosy był to tamten chłopak. Chcąc rozpocząć rozmowę, przywitał się mówiąc
- Cześć! – cichym, ale ciepłym głosem. W tej chwili dziewczyna odgarnęła grzywkę z jednego oka, chwyciła w dłoń notatnik i plecak na ramię, wstała i pobiegła przed siebie, by czym prędzej wrócić do domu. Wracając do swojej oazy spokoju, minęła blok sióstr, gdzie na drugim piętrze przy oknie stała ciemnowłosa dziewczyna o bladej cerze i zielono-morskich oczach, była to Alice, a Katrine pewnie ślęczała przy telefonie plotkując z koleżankami. Spojrzała chwilę na nią i poszła dalej. Dotarła pod drzwi domu i zadzwoniła dzwonkiem, po chwili drzwi otworzyła kobieta niskiego wzrostu, o brunatnych długich włosach, z uśmiechem na twarzy, witała swoją córkę, która wróciła ze szkoły. Zdjąwszy buty i płaszcz, przeszła przez przedpokój i po schodach na pierwsze piętro. Jej pokój był jej oazą, a na wprost niej, pokój Mathew, czyli brata Rosee. Chwyciła za klamkę i drzwi otworzyły się, a powiew ciepłego powietrza przepłynął przez futrynę, weszła do pokoju i zamknęła je na klucz. Rzuciła plecak przy biurku położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Wnet, przez jej umysł przecięły się różne myśli, Alex był jednak głównym obrazem, poczuła nagłe bicie serca i ucisk w gardle, łzy popłynęły jej z błękitnych oczu. Nagle zaczął padać deszcz, podłożywszy poduszkę pod głowę, z kroplami rosy serca, zasnęła…

Tak płyną łzy po ostrzu życia, Młodzieńcze serce, Młodzieńcza miłość, Wierność, Zdrada, Życie, Śmierć… Niesione w jednym sercu, jednej istoty.


Łzy na Ostrzu
Rozdział I.
„Codzienność żywym horrorem”

Słońce, które było zjawiskiem niecodzienności w mieście Londyn, wdrapywało się ku szczytom chmur. Promyki rozświetlały mroczne zakątki miasta i nadawały im milszego wyrazu. Słońce zapukało przez okna rodzinnego domku i rozświetliło tabliczkę z adresem The Revoler 134. Promienie przemknęły przez dolną partię mieszkania i skupiły się głownie na wysokich oknach pierwszego piętra. Odbite przez szklaną pułapkę słońce powędrowało dalej, rozświetlać ciemność w tym mieście niczym anioł. Gwarny i huczny wiatr rozbił się o szyby i powiał do góry białe firanki z błękitnymi haftami. Przedarł się przez pokój i z całych sił zawył po pokoju, próbując zbudzić śpiąca istotkę w dębowym łóżku. Gdy zrozumiał, że nic nie wskórał wyruszył dalej by siać zamęt i huczny gwar chłodu.
Panującą ciszę w pokoju dziewczyny przerwało gwałtowne bicie do drzwi. Rosee spała kamiennym snem, nic nie było w stanie jej obudzić. Dopóki ona sama sobie tego nie zażyczy. Dobiegło powtórne huknięcie w drzwi. Przed drzwiami do komnaty śpiącej królewny, ozwał się cichy i stanowczy głos
- Różyczko, pora wstawać... – wypowiedziała Mama dziewczynki.
Po kolejnych minutach spędzonych przed drzwiami, ciepłym i serdecznym głosem oznajmiła córce, żeby zeszła na śniadanie – po chwili Nicolet wyruszyła w swoją stronę schodząc po drewnianych schodach, pospieszyła do kuchni aby zrobić kawę mężowi.
Pięć minut po dziewiątej, wybijał zegar na swojej osi czasu. Rosee, na wpół trzeźwym spojrzeniem, ujrzała godzinę ósmą dwadzieścia dziewięć. Postanowiła, że jeszcze ma czas i nie musi wcale wstawać. Burknęła sennym tchem
- pięć minut w te czy we w te, żadna różnica – po chwili położyła głowę z powrotem na miękką poduszkę w kształcie serca.
Zegar, krzyczał z całych sił, że jest już dziesiąta dwanaście, aż w końcu ochrypł i przestał. Dziewczyna uznała, że już powinna się obudzić. Przetarła sen z powiek i już trzeźwym i rześkim wzrokiem, spojrzała na zegar. Wytężając wzrok z niedowierzenia, wstała z łóżka i stanęła na równe nogi. Nie ufając zegarkowi podeszła do drewnianego biurka, obklejonego różnorakimi naklejkami i wycinkami z czasopism, wygrzebała telefon komórkowy z pod kartek papieru i sterty komiksów. Odblokowała telefon i w tej samej chwili odkładając go, gniewnym i żałosnym głosem wydęła z siebie
- Cholera jasna! Dlaczego ja muszę tak na zabój nieczujnie spać !!! – uderzając ręką w stół z całych sił burknęła coś pod nosem.
Podeszła do parapetu i oparła dłonie o niego. Wyjrzała pełna entuzjazmu przez okno i rzekła
- Słońce, ty które oświetlasz mroki tego miasta i zwiastujesz nadejście zmian i niecodzienności, czemu do jasnej Anielki mnie nie obudziłeś. I Ty wietrze, który tak hucznie i gwarnie bijesz swym chłodem po ciele, czemu mnie nie zmroziłeś abym zwlokła się z łóżka?– spuściła głowę w dół
Odeszła od okna. Przeszła się w stronę rozsuwanej trzydrzwiowej szafy, wyciągnęła dłoń po nowe ubrania i bieliznę. Nie zastanawiając się długo, wybrała bluzę z długimi rękawami, w duże czarno-białe pasy, luźną czarną koszulkę z wzorem pękniętego serca i kolorze czarnym i bordowym, spodniami były jasne wytarte rurki. Bielizną stał się biały koronkowy stanik oraz czarne bokserki z napisem „Fuck off” na tyle. Rzuciła garderobę na łóżko, a zdjęła z siebie koszulę w kratę z podwiniętymi rękawami, bluzkę na ramiączka i spodnie. Stojąc w staniku i majtkach, zaczęła myśleć nad tym co trapiło ją poprzedniego dnia, z wzrokiem wpatrzonym w plakat wiszący na ścianie, rozpięła stanik i rzuciła go na podłogę. Odzyskując wzrok, odwróciła się do tyłu, gdzie stało lustro w szafie. Przyglądając się swojej bladej cerze, dotknęła swoich piersi, sprawdzając czy urosły, dotyk przemienił się w zmysłowy masaż, jej ciepłe dłonie wprawiały ciało w przyjemność, gdzie jasnoróżowe sutki zaczęły budzić się z zimowego snu, unosząc do góry i powoli twardniejąc. Jedna dłoń zeszła w dół, aby zdjąć majtki, zsuwając je szybko do dołu podniosła jedną nogę gdy znalazły się przy kostkach i wylądowały na podłodze. Zmysłowy taniec dłoni zakończył się, a Rosee oznajmiła
- Rośnijcie szybciej! Gdy będzie większe będzie mi przyjemniej się z wami bawić !
Po chwili chwyciła, nowy stanik, zakładając oba ramiączka i zapinając go z tyłu, poprawiła swoje skarby by ułożyły się zgodnie z miseczkami, założyła bokserki i usiadła na łóżku biorąc lusterko z biurka wraz z szczotką. Odbicie ukazało, dziewczęce rysy twarzy, kolczyk na dolnej wardze w kształcie obręczy i jasne wargi. Czarna kredka rozmazana w śnie sprawiała, że błękitne tęczówki wraz z źrenicami były ospałe i leniwe. Sięgnęła kosmetyczkę i wyjęła kredkę do oczu, oraz nawilżone chusteczki. Przetarła stare ślady i nałożyła nową warstwę kruczoczarnego kontrastu, pod błękitem oceanu, pogrubiając je i nadając im wyrazu. Odłożyła kredkę i złapała szczotkę w dłoń, czesząc ciemnofioletowe włosy sięgające do łopatek i układając grzywkę aby wchodziła równomiernie na jedno oko. Gdy jej włosy ułożyły się tak jak ona tego chciała, wstała z łóżka i ubrała się w dalszą partię ubrań. Będąc gotowa, otworzyła kluczem drzwi i chwytając za klamkę usłyszała pukanie do drzwi w domu.
- Kto to może być? – zaczęła rozmyślać wychodząc z pokoju. Mama Rosee otworzyła drzwi i wpuściła przybysza, wołając
- Różyczko, ktoś do Ciebie przyszedł, zejdź na dół.
- To pewnie Alice – oznajmiła radośnie w myślach dziewczyna, idąc w stronę schodów...

Łzy na Ostrzu
Rozdział II.
„W labiryncie życia”
Ujrzała chłopaka, znanego jej chłopaka, który był główną myślą poprzedniego dnia, na końcu schodów stał Alex, ciemnowłosy, o potarganych włosach średniej długości, ciemnych oczach i twardych rysach twarzy. Źrenice Rosee zwężyły się, a w sercu zadrżało dziwne uczucie. Jej policzki oblał różowy rumieniec, przez który spuściła głowę w dół.
- Nie bój się mnie, ja nie gryzę – widząc speszoną dziewczynę, oznajmił ciepłym głosem i machnął ręką na przywitanie.
- Ttak… Wiem, że nie. . . gryziesz. . . – dukając ledwo słyszalnym głosem. Złapała twardą poręcz schodów i z zamkniętymi oczyma schodziła schodek po schodku. Znalazła się już na przedostatnim stopniu, gdy nagle
- Uważaj bo się przewrócisz! – ostrzegając czułym i troskliwym głosem schodzącą. Kończąc swoje zdanie, Rosee stawiając nogę za nogą, poplątała je i potknęła się upadając na Alexa, który chwycił ją w ramiona tak by nie upadła i nic sobie nie zrobiła.
- A nie mówiłem? – dodał tuż po zaistniałej sytuacji. Dziewczyna czując ciepłe objęcia chłopaka, zamknęła oczy i zaczęła marzyć.
- Zemdlałaś? Odezwij się wreszcie, bo uznam że jesteś niemową ! – zapytał, obejmując mocniej i unosząc jej głowę do góry. Ujrzał rozmarzoną bladą twarz i zamknięte oczy, a dłonie oparte o jego tors, i istotkę bezbronną jak małe kocię tulące się do swojej mamusi. Przytulił ją cieplej i jego zimne od pogody panującej na zewnątrz wargi spoczęły na zarumienionych policzkach. Wnet zabłysł błękitny brzask oceanu. Zaczerwieniła się i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Nie zemdlałam. . . Dziękuję, że mnie złapałeś. . . Niezdara ze mnie. . . – wydusiła z siebie stłumionym głosem, ciesząc się nie wiadomo z czego i próbując zagłuszyć bicie serca.
- Nie ma sprawy, ale następnym razem bardziej uważaj – odpowiedział, rozluźniając ramiona i patrząc w jej błękitne oczy.
- Masz zimne dłonie – oznajmiła czując dotyk jego rąk na swoim ciele.
- Tak wiem, w końcu na dworze jest zimno mimo tego, że świeci słońce – odparł puszczając ją z objęć. Dziewczyna cofnęła się lekko do tyłu.
- Jestem Alex, miło mi cię poznać . . . – przywitał się z ofiarą zajścia.
- Rosee, również mi miło i ciepło. . . – witając się z chłopakiem i w zapatrzeniu w jego oczy, wypowiedziała słowo „ciepły”.
- Ciepło ? – zapytał z ciekawości.
- Yyy… tak ciepło, witam cię miło i ciepło ! – rozumiejąc, że wymamrotała coś czego nie chciała. Alex wyciągnął dłoń w jej stronę na gest przywitania. Rosee podała mu dłoń i uścisnęła ją mocno, odwróciwszy się w stronę schodów.
- Zaprowadzę cię do mojego pokoju, bo na schodach tak dziwnie rozmawiać… - zaproponowała ciągnąc jego dłoń i wchodząc po stopniach.
- Dobrze, Różyczko – odpowiedział ciepłym, przymilnym głosem, trzymając jej dłoń i idąc za nią. Dziewczyna usłyszawszy wyraz „różyczka”, pociągnęła go mocno za sobą i czym prędzej pognała do swojego pokoju, rumieniąc się jeszcze bardziej i uśmiechając. Minęli próg drzwi.
- To mój pokój, usiądź sobie wygodnie, gdzie chcesz… - oznajmiła puszczając jego dłoń i zapominając o tym, że jej bielizna i ubrania leżą na wierzchu.
- Mogę na łóżku? – zapytał nie wiedząc czy łóżko też jest formą siedziska.
- Tak, tak możesz – odparła w zamyśleniu. Alex usiadł na wygniecionej pościeli na łóżku, spojrzał w stronę podłogi i na ubrania leżące na niej.
- Różyczko… Mogę ci coś powiedzieć? – zapytał czułym głosem.
- Ttak… - odparła speszonym głosem.
- Ładną bieliznę nosisz – bez żadnej krępacji oznajmij dziewczynie, że nie sprzątnęła ubrań z podłogi.
- Dzię…kuję…! – odpowiedziała speszona czerwieniąc się i usiadła na łóżku tyłem do niego. Skurczyła kolana i przysunęła do siebie czerwieniąc się jeszcze mocniej.
- A czy mogę się o coś zapytać ? – zapytał patrząc przed siebie.
- Ttak… byle nic z majtkami albo stanikiem – odparła speszona.
- Nie to nie tego będzie moje pytanie dotyczyć, a następnym razem chowaj ubrania do szafy. Dlaczego wtedy w parku uciekłaś? – zapytał ciekaw odpowiedzi.
- Ponieważ… nie wiem – odparła bezradna.
- Dziwne… Mam następne pytanie.
- Słucham.
- Dlaczego w szkole, się codziennie widujemy, ale nigdy nie rozmawiamy ? – zapytał dobitnie.
- Nie . . . wiem . . . – odparła zamykając oczy i próbując uspokoić głośno bijące serce.
- Ja też nie wiem.
- Teraz ja mam pytanie.
- Tak?
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? I dlaczego do mnie przyszedłeś? – zapytała z garścią niepewności w sercu.
- Twój adres mam od swoich dwóch przyjaciółek, Alice i Katrine, chodzą do tej samej klasy co ty, a przyszedłem do ciebie dlatego, że zastanawiało mnie dlaczego uciekłaś wtedy w parku i dlaczego nigdy do mnie nie powiedziałaś chociaż „cześć” w szkole, gdy tyle razy się mijaliśmy i patrzyliśmy na siebie – odpowiedział pełną prawdą w sercu.
- Tak to moje dwie najlepsze przyjaciółki, ale nic mi o tobie nie mówiły, zastanawiam się dlaczego? – zapytała z nutką ciekawości.
- Ehh… nie wiem dlaczego nic ci o mnie nie mówiły… cholera – oznajmił z westchnięciem i cicho przeklną, że musi ją okłamywać.
- Dziwne… Nie musiałeś mnie łapać wtedy na schodach… a złapałeś i przytuliłeś – dodała cichym i zakłopotanym głosem.
- Tak. Zrobiłem to bo. . . Nie wiem. . . szlag! – odpowiedział i znów przeklną.
- Alex… - wyszeptała jego imię ciepłym głosem.
- Tak?
- Powiedz mi, dlaczego kłamiesz ? – zapytała pewniejszym głosem.
- . . .Nie kłamię – odpowiedział zaskoczony pytaniem.
- Kłamiesz, słychać to w twoim głosie – odparła dobitnie.
- Tak. Kłamię – odrzekł pokonany.
- Więc właśnie, dlaczego nic o tobie nie mówiły?
- Ponieważ, nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie – odrzekł smutny i zaczął dumać.
- Trudno, a może jednak powiesz? – zapytała z pokorą. Odwróciwszy się przodem do jego pleców, przełożyła ręce nad jego barkami, tuląc go od tyłu. Czuła jak jego serce bije, uderzało z każdym kolejnym słowem, coraz szybciej i mocniej, a Alex mógł je tylko zagłuszać, choć i tak było słyszalne.
- Nie, nie umiem odpowiedzieć. . . – odparł z zapadniętym głosem, czując jej ciepłe ciało za sobą.
- Wiem, że potrafisz. Tylko nie chcesz tego zrobić z pewnych powodów, prawda ? – wydedukowała cichym głosem do jego ucha.
- Tak nie chcę. . . Ale nie wiem dlaczego nie chcę. . . – odparł i chwycił Rosee za dłonie, odwrócił się do niej przodem.
- Wiesz dlaczego – odpowiedziała, patrząc mu głęboko w ciemne oczy.
- Nie wiem. . . Wiem – zaprzeczając samemu sobie i patrząc w jej błękitne spojrzenie oczekujące na odpowiedź.
- To co teraz zrobię, odczytaj sercem… - kończąc zdanie, rozchylił wargi, jego powieki zamknęły się, a głowa ugięła w delikatny skos. Położył swoją ciepłą dłoń na policzku dziewczyny. Nie wahając się ani chwili, przyłożył swoje wargi do jej, przekazując przez pocałunek całe swoje serce i całą swoją myśl. Rosee zamknęła oczy i zaczęła marzyć, chcąc aby taka chwila mogła trwać wiecznie.
- uhh… - jedyne co zdążyła odpowiedzieć na dar chłopaka.
Alex rozluźnił wargi i zakończył pocałunek
- Kocham cię Różyczko – pełen rozluźnienia i radości w sercu rzekł...

Łzy na Ostrzu
Rozdział III.
„Zachwiana rzeczywistość”

Nastała cisza. Dziewczyna otworzyła oczy, których tęczówka była barwy błękitu morza, mieszanego ze srebrnym blaskiem stali, a źrenice powiększone
- Ja ciebie… - kończąc zdanie zamknęła powtórnie powieki, położyła swoją dłoń na jego zimnym policzku. Jej wargi spoczęły na zimnych wargach Alex’a, przekazując serce i uczucie w darze pocałunku. Rozluźniła wargi i zakończyła pocałunek
- Kocham także. . . Ale – dodała, otworzywszy oczy.
- Ale? – zapytał zaniepokojony.
- Ale… Nie mogę… Nie mogę cię kochać… Po prostu nie mogę… - odparła smutnym zapadniętym głosem, gdy łzy napierały na błękitne oczy.
- Dlaczego nie możesz? Czemu tak sądzisz? – zapytał całkowicie zdezorientowany.
- Kocham cię, ale nie mogę kochać… Nie mogę… Po prostu nie mogę, proszę Alex, zrozum mnie – poprosiła. Jej kredka do oczu, nadająca piękno spojrzeniu, rozpłynęła się pod falą gęstych łez, które płynęły jedna za drugą. Rozmazane, czarne łzy kapiące na pościel, sprawiły że chłopak rozłożył ręce i objął ją z całych sił tuląc mocno i nie dając jej dalej płakać.
- Nie mogę… Przepraszam… - dodała smutnym zapłakanym głosem.
- Ja cię rozumiem Różyczko… - przytulił ją mocniej.
- Nie, nie możesz rozumieć… Nie rozumiesz dlaczego nie mogę ciebie kochać… lecz nie powiem ci tego… nie mogę… - dodała zamykając oczy tak, aby łzy mogły swobodnie opadać.
- Ale ja rozumiem… Nie możesz mnie kochać, ponieważ kochasz kogoś innego, prawda? – zapytał z pewnością w głosie.
- Nie… To znaczy tak. Kocham kogoś innego – odparła uznając, że to dobry sposób, aby uciec od prawdy.
- Czyli masz chłopaka, tak? – zapytał dociekliwie.
- Tak… Nie… - zaprzeczając samej sobie. W jej oczach zadrżał nowy potok łez, przez który niebo, współczuło jej całe sobą. Słońce schowało się za chmurami, a deszcz zaczął obmywać małymi kroplami w niezliczonych ilościach, ulice Londynu.
- O, pada – dodał zaskoczony, że płonący olbrzym schował się za swoim ulewnym bratem.
- Tak… Pada. Przepraszam cię Alex… ale powinieneś już iść – odparła zniechęcona.
- Nie przepraszaj, tak, powinienem bo zaczyna lać coraz mocniej – odrzekł patrząc dalej w okno.
- Przepraszam, kto inny w moim sercu, dla innego serca moje bije, nie potrafię, nie mogę, nie wolno mi… Przepraszam – dodała, próbując uciec z jego objęć choć sama tego nie chciała.
- Rozumiem… Ale… - kończąc zdanie chwycił jej dłoń i splótł ze swoją, zamknął oczy i szybko pocałował. Kończąc pocałunek puścił ją i wstał z łóżka.
- Dziękuję ci Alex… Właśnie dlatego uciekłam z parku – odparła przygnębionym głosem.
- Dlatego, że nie możesz mnie kochać? – zapytał dla upewnienia.
- Tak, właśnie dlatego… W szkole nie przywitałam się, by nie zauroczyć się w tobie, lecz teraz ty sam przyszedłeś i było to niemożliwe… - dodała przecierając zapłakaną twarz.
- cholera! Znowu się rozbeczałam i rozmazałam – powiedziała do siebie w myślach.
- Rozmazana też wyglądasz ślicznie, Różyczko – rzekł, jakby wiedział o czym pomyślała.
- Uhh… dziękuję – zaczerwieniła się i zaciekawiła skąd Alex wiedział co myśli.
- Pójdę już, bo leje jak z cebra – odparł słysząc, roztrzaskujące się krople deszczu na szybie.
- Dobrze – rzekła, wstając z łóżka i idąc w stronę drzwi.
- Odprowadzisz mnie ? – zapytał z ciekawości.
- Chętnie, ale nie mogę – odparła w zamyśleniu.
- Cóż, sam do domu też trafię, ale byłoby przyjemniej w miłym towarzystwie.
Nie mówiąc nic, chwyciła go za rękę i wyszła z pokoju, zeszła po schodach i poszli do przedpokoju. Chłopak założył buty i kurtkę
- Dziękuję ci Rosee, cześć! – Dowiedzenia! – pierw pożegnał się z zapłakaną osóbką, później z domownikami.
- Do zobaczenia w szkole, Alex – odpowiedziała żegnając się z lekkim uśmiechem w kąciku ust. Chłopak pociągnął za klamkę i otworzył drzwi, wyszedł na chodnik i pomachał ostatni raz Rosee, idąc w stronę parku i swojego domu. Dziewczyna zamknęła drzwi i poszła w stronę schodów, by wrócić do pokoju, gdy nagle
- Różyczko, pozwól do mnie na chwilę – dobiegł ciepły matczyny głos z saloniku.
- Już idę mamo – rzekła idąc żwawym krokiem do salonu.
- Chodź tu do mnie – wskazała córce miejsce na kanapie obok siebie. Usiadła posłusznie obok Nicolet.
- Kolega? – zapytała z niedowierzaniem.
- Tak kolega. Tylko i wyłącznie kolega – odparła chłodno.
- Dobrze, a więc z kolegą się tak czuło tulisz i trzymasz za ręce ? – dodała z ironią.
- Mamo!
- Oj co, Różyczko, ale naprawdę nie musisz się wstydzić. Powiedz mi prawdę – nagabując córkę.
- Mamo! To tylko kolega! Nikt więcej – próbując odeprzeć atak matki.
- Skoro tak twierdzisz, no nic, możesz już iść
- Kocham go – wybełkotała w zamyśleniu.
- O, a jednak się przyznamy? – zapytała pogardliwie.
- Tak przyznamy, choć nie chcemy, ugh! Dlaczego ja się muszę tak zamyślać ?! – odparła żałośnie.
- No więc opowiadaj córciu, co między wami się zadziało?
- Gdy poszliśmy do pokoju, porozmawialiśmy o kilku sprawach. Później było nieco romantyzmu…
- Romantyzmu? Czy mam iść do apteki? – zapytała z sarkazmem.
- Mamo! Nie w takim znaczeniu! – odparła gwałtownie się rumieniąc.
- Oj pożartować już sobie nie można, idź już może, bo się strasznie zapaliłaś na twarzy – śmiejąc się z córki, gdyż stała się prawie jak burak.
- Ugh! – odparła kończąc wypowiedz i uciekając szybko do siebie.
Biegiem dotarła do swojego pokoju, otworzyła drzwi i przekroczyła ich próg. Padła przed nimi, spuszczając głowę w dół
- Przepraszam… Alice – wybełkotała zasypiając w ciele, ożywając w duszy.

Miłego czytania.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry  Wiadomość [Strona 1 z 1]

Similar topics

-

» [O-S-W] From DeVile
» DeVile

Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach

 

© 2009-2018 Anime Revolution Sprites. All rights reserved.
Design by Yoh. Thanks for Zbir and Safari.