Rok 2012, 26 września.
Już dawno skończyły się Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej organizowane przez Polskę i Ukrainę. Zdążyli. Powstały dziesiątki kilometrów dróg i wyremontowane tyle samo, stadiony zostały ukończone, dochód załatał dziurę budżetową. W finałowym meczu Polska pokonała Niemców 2:1. W listopadzie wprowadzona zostanie waluta euro. Wspaniała sielanka. Żyć nie umierać, przynajmniej na razie…
10 października
Nasilają się prognozy dotyczące feralnego dnia 21 grudnia. Heliofizycy donoszą o wzroście aktywności Słońca. Właśnie w tym roku jest maksimum słoneczne, gdy plam słonecznych jest najwięcej, a rozbłyski są potężniejsze. Geolodzy informują o znacznych fluktuacjach w przemieszczaniu się biegunów magnetycznych. Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, ale najwidoczniej inni wierzą, sądząc po niepokojach na giełdzie. Straciłem dziś przez to ze dwa tysiące…
24 października
Mówili w telewizji o wypadku transatlantyku. Coś wspominali o tym, że ich przyrządy wariowały, nawet zwykły kompas kiwał się jak schlany. Tylko coś niewiele mówią o tym, że to się zdarzyło gdzieś między Bermudami a Florydą. Cholerne przepowiednie, ludzie zaczynają histeryzować.
4 listopada
W ostatnich dniach co chwila jacyś przedstawiciele ruchów religijnych snują swoje mdłe opowiastki. Chyba wszystkich nawet. Buddyści, Jehowi, katolicy, hinduiści, muzułmanie, shintoiści, żydzi, protestanci, prawosławni, ruch o nazwie "Wymódlmy niższe ceny benzyny", o którym mówili też kiedyś wcześniej… Gdzieś koło 2009. Ogólnie wszyscy. Wszyscy mówią o tym, że wybrani zostaną zbawieni, że jakaś liczba ludzi przeżyje, by odbudować świat, nawet, że na Ziemię spadnie dokładnie 666 ognistych kul. A jakoś nie chcą słuchać, jak mówię o tym, że przyjdzie człowiek mający 50 metrów wzrostu i pierdem zabije połowę populacji. No co, równie wiarygodne. Tylko czekać na tą falę rozczarowań 22 grudnia. I niech ci znawcy zamiast mydlić oczy społeczeństwu, spróbują czegoś trudniejszego – wyjaśnienia dzieciom, że w tym roku nie będzie prezentów pod choinkę. Powodzenia życzę.
15 listopada
Śnieg… Wiem, zbliża się zima, ale to ździebko za wcześnie. Szczególnie, że napadało półtora metra i władze ogłosiły stan wyjątkowy. Nie mówię o tych miernotach z Stanów, gdzie spadnie 20 cm i już klęska na skalę globalną i gdzie, tak samo, jak w Wielkiej Brytanii, chociaż co roku spada śnieg, nikomu do głowy nie przyszła myśl "Ej, skoro na tych oponach można nieźle się przejechać na tym lodzie w zimie, może by tak zmieniać opony z nadejściem zimy? Robią tak we wschodniej Europie, może by i u nas?" Nie, ja mówię o naszych, niby przyzwyczajonych. U Ruskich gorzej. U nich spadło 2-3 metry. Wszystko pozamykane wszędzie, jest luz. Można sobie zrobić tunel wyjściowy zamiast normalnego odśnieżenia. Tylko gdyby ten skur… z pługa wyjeżdżał ZANIM odśnieżę swoje podwórko, żeby całego tego śniegu mi na nie nie wpieprzył!
18 listopada
15 stopni Celsjusza. Powyżej zera. Tak jakby coś tu nie było tak, jak powinno… Wszędzie słychać "anomalie pogodowe, to już się zaczyna!" To prawie jak mówienie w styczniu, że "zima zaskoczyła drogowców"…
19 listopada
O, naukowcy z NASA wykryli asteroidę pędzącą w naszym kierunku. Szansa zderzenia według nich wynosi… 2 procent. Straszenia ciąg dalszy.
1 grudnia
Dalej jestem sceptykiem. Te gołębie i inne ptactwo krążące bez celu, jakby im GPSa wyłączyli to dla mnie jeszcze żaden dowód. Coś tam mówią, że gołębie posługują się polem magnetycznym Ziemi jak nawigacją, ale co, oczu nie mają? Głupie nie są, krążą, bo mają powód.
5 grudnia
Ci sami naukowcy coś mówią o tym, że zauważyli dość mocny rozbłysk słoneczny, który pędzi w naszą stronę. Na szczęście to nie światło, a strumień cząstek, więc mają chwilkę, żeby przygotować wszystko, żeby nie wysadziło nam całej elektroniki i nie spowodowało blackouta…
7 grudnia
To się przygotowali…Wszystko padło na południe od Toronto i na północ od Rio de Janeiro. Chociaż nadają jeszcze radia na falach długich, a znalazłem gdzieś w składziku radio na baterie. Chociaż w miarę na bieżąco.
10 grudnia
Idę po nowe baterie. Jeszcze do diabła nie przywrócili wszystkiego, a pogoda dalej wariuje. Chociaż ta zorza jest ładna. Nienaturalne, że jest widziana w Polsce, ale co, Słońce nam nieźle przypieprzyło.
13 grudnia
No, wreszcie naprawili to wszystko… Ledwie włączyłem telewizor i zamiast jechać tych debili u władzy, którzy nic nie zrobili, gadają w kółko o huraganie, który atakuje Bahamy. Ciekawe, że huragany w lecie ich tak nie dziwią, w końcu są takie same jak ten.
17 grudnia
Żenada. Ludzie masowo wykupują wszystko ze sklepów, dają się nawet naciągać gościom, którzy próbują opylić niezatapialne łodzie czy inne tego typu anty-armageddonowe pierdoły. Jasne, że nie kupiłem. Przecież nic się nie stanie!
19 grudnia
Cała moja rodzina znalazła sobie jakiś schron w Górach Świętokrzyskich i próbują mnie nakłonić, żebym tam poszedł razem z nimi. Mówią, że jest wodoodporny, gazoodporny, odporny na wybuchy bomb wodorowych i położony w strefie asejsmicznej. Złożyli się z kilkudziesięcioma rodzinami z miasta i kupili go za bagatela 20 tysięcy. Złotych, nie euro. Schron odporny na wybuch jądrowy kosztował 20 kawałków? Za milion dorzucę wam może zapasową planetę…
20 grudnia
Miasta pustoszeją. Wszystkie grube ryby już zadekowały się w jakichś naprawdę porządnych kryjówkach, wszyscy mieszkańcy chowają się w badziewnych, jak ten za 20 kafli. Zostałem ja, paręset sceptyków i tyle samo fanatyków wyczekujących zbawienia. Boże, jak naprawdę sprowadzasz na ten świat kataklizm… Zabij ich najpierw, bo już nas wszystkich denerwują.
20 grudnia, 23:50
Specjalnie zdrzemnąłem się wcześniej, żeby nie przegapić początku tego dnia. Będę nagrywał co się da, żeby potem mieć niezły ubaw z tych durni w schronach. A może nagram to, co się wydarzy, by ocaleni wiedzieli, co się stało? Żartowałem.
20 grudnia, 23:59:45
No, wszystko gotowe, końcowe odliczanie.
10… 9… 8… lepsze niż Sylwester… 4… 3… 2… 1…
21 grudnia 2012, 00:00
Bim-bom, durnie! 21 grudnia 2012 już nadszedł i wiecie co? Nic się nie stało! A to oznacza, że właśnie zgarnąłem 25 tysięcy u bukmachera, obstawiałem wszystko, co mam, że nic się nie stanie. W końcu, gdyby się stało, nie potrzebowałbym tej kasy. No, zdrzemnę się jeszcze tak do siódmej i idę odebrać mój szmal.
05:13
Dwie minuty temu obudziły mnie jakieś wstrząsy. Polska leży diabelnie daleko od najbliższego uskoku, o co tu chodzi!? Czy to może… Nie! To jeszcze nic nie znaczy! Wracam spać.
07:04
No, nie ma już wstrząsów. W telewizji mówią, że były one odczuwalne w wielu miejscach na planecie. Gdzieś testują broń jądrową i tyle, a koniec świata to przykrywka… Zjem coś i idę na miasto.
07:25
Pięknie wygląda ta okolica z tak niewielką liczbą ludzi. Ja, inni sceptycy i fanatycy. Kilku się wystraszyło wstrząsów i pochowało gdzie się da. Zabawne.
07:38
10 tysięcy, 11, 12… 23, 24, 25. Zgadza się. To ja może wstąpię do rodzinki. Zaraz, coś znowu się trz… O cholera! Trzęsienie ziemi! To akurat jest realne, trzeba gdzieś się zadekować.
07:45
Ah, świetnie, że ten budynek wytrzymał. Do diabła, poszły dwa czy trzy osiedla! Gdzie te służby ratunkowe, przecież też musieli to zauważyć… GDZIE TE SŁUŻBY RATUNKOWE?!
08:20
Wraz z kilkoma gośćmi wyciągamy ludzi spod gruzów. Kurna, zostawili nas samych sobie? Trzeba ich opatrzyć, cholera jasna! Zaraz, coś mówią w radiu… Na Atlantyku pojawiły się trzy nowe huragany, jeden zmierza w stronę Morza Śródziemnego, drugi na Kanadę, trzeci do Brazylii… Cholera, mocne anomalie. Na szczęście jesteśmy daleko od morza.
08:47
Nie, zaczynam się nieco martwić, dzwonię do kuzyna z Gdańska…
- Halo?
- No, cześć, to ja.
- Żyjesz? Całe szczęście. Jesteś w jakimś schronie?
- Ta, w tak lipnym, że mam zasięg. Jestem w mieście, wyciągamy ludzi spod gruzów.
- No, my tu mamy równie przerąbane.
- Huragan, mówili, idzie na Śródziemne przecież.
- Ta, ciągnie ze sobą sporo wody, jak i pozostałe dwa. Ale pomyśl, co się stanie, gdy wreszcie się wpieprzą na ląd.
- Co, może ta cała woda, zmiatając wszystko ze sobą do morza, spowoduje przypływy wszędzie, gdzie nie było huraganu?
- Jakbyś kuźwa zgadł.
- Cholera. Czyli ten koniec świata to jednak prawda?
- Największy sceptyk zaczyna się nawracać?
- Jakoś na razie nie, ale myślę, co tu zrobić w razie jakiejś poważnej katastrofy. Ci ze szczytu raczej nie będą zbyt skorzy do pomocy.
- My się ewakuujemy w głąb kraju, jak najdalej od wody.
- Ja jeszcze pomyślę, gdzie by tu najlepiej spieprzać. No, trzymaj się.
- Ta, do jutra, najlepiej na tym świecie.
Lepiej też gdzieś pojadę.
10:23
Jak na razie nic się nie dzieje. Zbyt podejrzane. I coś nic nie mówią nowego w radiu. A gdyby tak szybka rozmowa z kumplem z Grecji?
/Niestety, wszystkie linie są w tej chwili zajęte. Prosimy spróbować później./
Coś takiego w erze światłowodów? Próbuję jeszcze raz.
- Halo?
- Siemasz, wszystko tam w porządku?
- Nie licząc potężnych zniszczeń, zamieszek na ulicach i powodzi, wszystko ok. A u ciebie?
- Trzęsienie rozwaliło mi pół miasta.
- Chłopie, lepiej jedź gdzieś z dala od zabudowań, w razie czego mniej ci spadnie na głowę.
- Tak właśnie robię. Coś może nowego media mówią?
- Jak cholera. Kojarzysz ten rozbłysk słoneczny?
- Ta…
- Wygląda na to, że to była dopiero przyst…
- Halo? Halo!
Kurna, nie ma w ogóle sygnału. Nie ma zasięgu. Co do diabła się tu dzieje?! Jadę do najbliższego miasta, może się czegoś dowiem.
11:25
Ahh, nie teraz, cholerna planeta! Musisz tak trząść akurat jak jad… mać! Droga pęka mi pod autem!
11:30
Uff, udało mi się wyskoczyć. Ale teraz muszę iść pieszo. Na szczęście to niedaleko.
11:48
Domy z wywalonymi oknami, niezły chaos. Wejdę do jednego i odpalę telewizor, może się czegoś dowiem.
- Uwaga, komunikat z ostatniej chwili.
Ja to mam fuksa.
- Astronomowie informują, że zamiast jednej asteroidy do Ziemi zbliżają się dwie, z dwóch stron. Jednakże, żadna z nich nie trafi w Ziemię. Zderzą się ze sobą około godziny 12:15. Nie jest wykluczone, że odłamki uderzą w naszą planetę.
I fuks minął. Idę coś zjeść.
12:00
Słońce mocno grzeje jak na grudzień. Ahh, mój kark! Co się dzieje… Poparzenie? Zaraz, jak to? Byłem na zewnątrz raptem pół godziny czy coś koło tego, skąd takie po… O nie. Proszę, niech to nie będzie to, o czym myślę. Gdzie sklep z pierdołami?
12:10
Gdzie to jest, gdzie to jest… Znalazłem! Jest, półka z kompasami. Biorę jeden i potrząsnę. No, proszę, ustaw się, ustaw się… Nie. Tylko nie to. Wszystko, tylko nie to cholerne przebiegunowanie. Pole magnetyczne osłabło i teraz nas zjara Słońce. No to już jesteśmy w dupie.
12:13
Może "wszystko, tylko nie to" to złe określenie… te dwie asteroidy są już widoczne. Koło mnie kilkanaście osób, z mojego miasta i z tego, gapimy się jak sparaliżowani na te dwa wielkie kamulce zbliżające się do siebie przed naszymi oczami…
12:15
To zderzenie było tak mocne, że można było się aż zesrać. Ale właśnie teraz najważniejszy jest spokój. Chociaż chce się uciekać jak najdalej stąd… Tylko teraz oby te fragmenty się spaliły w naszej atmosferze, będziemy bezpieczni.
12:16
Ah, pięknie wyglądają te spalające się meteory. Tylko coś strasznie długo się spalają. Kilka przestało. Więcej przestało się palić. Cholera, uderzą! Ludzie, uciekajmy!
12:18
Nie, tylko nie to, nie znowu trzęsienie ziemi! Boże, wszystko pod nami pęka! Jakby cała Ziemia się miała rozpaść, a jeszcze lecą tu asteroidy.
12:21
Uciekam. Muszę uciec! Samochód! Co za szczęście! Tylko odpal… Odpal… No! Jadę w stronę Gór Świętokrzyskich, może jednak ten schron za 20 kafli i mnie uratuje.
13:05
Ziemia pęka. Asteroidy uderzają w to miasto, w którym byłem niedługo. Kolejne zalewają coraz to większą powierzchnię. Mówią, że Wisła wylewa. Katastrofa. Strach pomyśleć, co dzieje się gdzie indziej.
13:36
Jestem! Gdzieś koło tej góry jest schron! Muszę tylko… Nie… Nie, błagam, nie tam, pieprzona asteroido!
13:38
Przepadli. Wszyscy przepadli! Cała góra zrównana z ziemią. Co teraz… Co teraz… CO TERAZ!?? Uciekam dalej. Już 14 godzin tego dnia przeżyłem, przeżyję jeszcze dłużej. Byle tylko wsiąść do samochodu i… Czemu. Czemu to drzewo musiało spaść akurat na samochód?!
13:41
Biegnę. Nieważne, gdzie, byle jak najdalej! Zaraz, co to za trzaski… O nie. Kolejna asteroida, spadnie gdzieś tutaj. Muszę uciec!
13:42
Aaaaaaargh!!! Co za szczęście. O mały włos, a byłbym jeszcze tam, gdzie teraz jest ten krater. Znowu trzaski. Może to ten płonący las. Idę dalej.
13:45
To nie las i ogień. To ziemia! Ziemia pęka pode mną! Nie zdążę uciec! Nieeeeeee…
Gdzie ja jestem? Co to za białe światło? Niebo?
- Spokojnie, jesteś w Łodzi, w szpitalu.
Piekło?
- Nie, to szpital!
No przecież mówię… Skąd ja się tu wziąłem? Jaki mamy dzisiaj dzień?
- Nic nie pamiętasz?
Pamiętam koniec świata…
- Ciepło. Dostałeś na stadionie flaszką w głowę i odleciałeś.
Jak to flaszką? Jaki mamy dzień?
- 7 lipca 2012. Byłeś na meczu półfinałowym Euro 2012, Polska doszła aż tu i grała z Włochami.
A możliwe, chociaż mało prawdopodobne… Jaki był wynik?
- Wdupiliśmy 4:0.
Czyli Polska nie wygrała Euro?
- Widać mocno oberwałeś tą flaszką.
Całe szczęście… Do Sylwestra się zagoi. Teraz to już na bank żadnego końca świata nie będzie.