Ziemia, rok 792
Teraźniejszość
Ciosy były szybkie i potężne. Walka ta była o wiele gorsza niż wszystkie, jakie do tej pory mieliśmy okazję poznać. Toczyli ją Vegeta SSJ4 oraz pewien osobnik przypominający miniaturkę Golden Oozaru, pomimo, iż jego twarz nie przypominała małpy, a najzwyklejszego ziemianina.
Wojownicy toczyli bój w powietrzu gdyż na ziemi było zbyt dużo martwych ciał, w tym truchło Trunksa, Gohana, Gotena… jedynie Chi-Chi i Bulma w oddali patrzały, a łzy spływały im po policzkach.
- Jak mogło do tego dojść? – spytała sama siebie Chi-Chi, oczekując jasnej odpowiedzi, lecz nikt żywy – oprócz Bulma – nie był w pobliżu. Wszyscy byli martwi.
30 lat wcześniej
Rok 761
Pogoda była piękna, niestety jednak nie dla farmerów. Owszem, dla zwykłego człowieka mieszkającego w mieście, fajnie było pojechać nad jezioro i się poopalać, farmerzy jednak musieli ciężko pracować, a w upale robota nie należy do zajęć spod znaku „najprzyjemniejsze”.
- Akito! Jadę pozbierać siano i nakarmić zwierzęta! – krzyknął pewien starzec. Miał lat 56 ale nadal czekało go sporo lat życia.
- Dobrze tato! – odpowiedział Akito, po czym usłyszał zamykające się drzwi.
W ten dzień młodzieniec nie pomagał ojcu. Nie czuł się najlepiej i wolał wypoczywać. Akito – bo tak się nazywał – miał lat 16. Jego wygląd przypominał niejednego wandala, lecz chłopak był miły i uczynny. Jego włosy były nieco dłuższe niż u normalnych chłopców w tym wieku, sięgały mu do ramion. Jego jedno oko było zielone, drugie zaś brązowe, co także nie jest częstym zjawiskiem wśród ludzi.
Po 4 godzinach Akito zaczął się martwić o ojca, gdyż ten nigdy tak długo nie pracował.
„Idę sprawdzić, co u ojca, może przydałaby mu się pomoc” pomyślał chłopak, po czym wyszedł z domu. Po 10 minutach był już na miejscu ale niestety widok całkowicie go zaskoczył. Staruszka nie było nigdzie w pobliżu miejsca pracy. Akito wybrał się więc dalej – w stronę unoszącego się dymu. Tam też znalazł dziwny krater, a w jego środku dziwną kulę, przypominającą jednoosobowy statek kosmiczny. Obok sceneria była najgorsza. Ojciec leżał martwy obok niebieskiego samochodu. Śmierć najwidoczniej nastąpiła poprzez postrzał.
- To nie możliwe… to się nie dzieje naprawdę! – po tych słowach chłopak całkowicie się załamał. Bardzo powoli wrócił do domu ze łzami w oczach. Akito nie wiedział co miał robić. Marzył tylko by po otwarciu drzwi do domu obudził się, a ojciec krzyknął, że właśnie wrócił z pracy. Niestety, śmierć taty Akito była jak najbardziej prawdziwa. Jednakże od razu po wejściu do swojego pokoju, chłopak był świadkiem najdziwniejszej rzeczy. Nagle z oddali było słychać wiele wybuchów, a ziemia lekko się trzęsła. Wszystko to zdało się pochodzić z miejsca, w którym zmarł ojciec młodzieńca.
***
Chłopak czym prędzej pobiegł w stronę krateru, który niedawno zobaczył. Bieg wydawał mu się wiecznością. Młodzieniec nadal nie mógł uwierzyć w śmierć ojca. Gdy Akito był jedynie 300 m od krateru, zobaczył coś dziwnego. 3 ludzi walczyło w powietrzu, z czego jeden z wojowników miał zieloną skórę.
„Co tu się u licha ciężkiego dzieje?” myślał chłopak.
Po pewnym czasie jeden z walczących, wzleciał wyżej i wystrzelił dziwne 2 promienie w kierunku dwóch pozostałych wojowników. O ile ten w pomarańczowym stroju uniknął ataku wroga, o tyle osobnik o zielonej skórze stracił lewą rękę.
- Picollo, nic ci nie jest? – krzyknął Goku.
29 lat wcześniej
Rok 762
Kamesenin siedział w toalecie załatwiając nieco „cięższe” sprawy i czytając swoją ulubioną gazetę „piękno kobiet”. Nagle, nie wiadomo skąd, Genialny Żółw usłyszał głos swojego dawnego ucznia – Son-Goku.
- Kameseninie! To ja, Goku! – mówił głos w głowie starca.
- Co? Goku? Gdzie? – zdziwił się Genialny Żółw.
- Mówię z zaświatów za pomocą North Kaio-samy! Mam do ciebie prośbę. Nie wskrzeszaj mnie wcześniej niż za rok! Ćwiczę tutaj, na drugim świecie, by później móc wam pomóc na Ziemi. Trzeba pokonać tych Saiyanów, prawda?
- No… dobrze Goku… nie wskrzeszać Cię wcześniej niż za rok… okej.
W rozmowie nie byłoby nic dziwnego gdyby nie fakt iż słyszał ją pewien osobnik, stojący za chatą żółwia.
- Okej, teraz muszę tylko zabrać te kule i radar – rzekł Akito.
Chłopak zabrał Smocze Kule oraz Smoczy Radar poczym uciekł z wyspy daleko w góry. Gdy tylko upewnił się, że niema w pobliżu ludzi, młodzieniec wezwał Boskiego Smoka.
- Wezwałeś mnie zebrawszy 7 Smoczych Kul. Spełnię twoje dwa życzenia. – powiedział powoli smok swoim grubym, potężnym głosem.
- Dwa? Nie jedno? – zdziwił się Akito.
- Owszem, dwa. Gdy ja, Boski Smok, zostanę wezwany po raz setny – spełniam wyjątkowo 2 życzenia. – odrzekło stworzenie, które wylazło ze Smoczych Kul.
- Ale.. skoro chcę tylko jednej rzeczy… - zaczął się zastanawiać Akito.
- W takim razie wystarczy, że spełnię jedno, a drugie można wypowiedzieć za pół roku. – powiedział Smok.
- Okej. W takim razie, życzę sobie aby w moich żyłach płynęła Legendarna Saiyańska krew… chcę być czystej krwi Saiyanem!
- Ooh? Dziwne życzenie… - powiedział powoli Smok – ale dobrze. Spełnię twe życzenie.
Po tych słowach oczy Boskiego Smoka zaczęły świecić i po chwili monstrum rzekło:
- Spełniłem twe życzenie, teraz jesteś rasy Saiyańskiej. – rzekł Smok po czym zniknął a Smocze Kule wróciły do swej normalności i przestały świecić.
- Jak to spełniłeś? Ja nic nie czu… - słowa Akito zostały przerwane okropnym bólem. Był on spowodowany rośnięciem ogona z tyłu młodzieńca. Chłopak stawał się Saiyanem.
Akito spojrzał na swe ręce. Ruszył ogonem… wzniósł się w powietrze.
- To działa! Jestem Saiyanem! O tak! – cieszył się – Saiyański już – chłopak.
- Teraz odniosę Kule aby ten stary zboczeniec się nie spostrzegł, że je zabrałem i wyruszam zabrać ten statek.
Akito odniósł Smocze Kule na Wyspę Kamesenina po czym poleciał w stronę krateru gdzie niedawno toczyła się bitwa Goku i Picolla z Raditzem. Młodzieniec najzwyczajniej zabrał szczątki statku brata Goku, a dzięki temu, że jest Saiyanem, miał także wiedzę jak go naprawić po tym jak Gohan go zniszczył.
3 godziny później
- Dobra, załatwione. Teraz polecę na Felishie. Tam jest wiele silnych organizmów, mogę wytestować tam swoje moce… - powiedział Akito sam do siebie po czym wyruszył w drogę trwającą 2 lata.
2 lata później
Saiyan lecący statkiem Raditza wylądował na planecie „Felishia”. Krajobraz był przygnębiający. Nie było tu za dużo światła, lecz Akito zobaczył w oddali pewną energię. Czystą energię. Podleciał do tego miejsca, w którym to – jak się okazało – siedziała pewna istota. To dziwne stworzenie było otoczone aurą, a jego ciała emanowała potężna energia.
- Hej, ty! – wykrzyknął młody Saiyanin.
Dziwny potężny stwór wstał i otworzył malutkie oczka. Nagle nastąpiła eksplozja. Najwidoczniej owa nieznana Saiyanowi istota nie była dobrze nastawiona na kontakty międzyludzkie. Nastąpiła walka.
Akito mimo, że został ranny od eksplozji, to nadal miał siły na walkę. Na początku wystrzelił potężny atak energii KI lecz Felishianin zrobił to samo i oba pociski KI zetknęły się ze sobą powodując niewielki wybuch. Saiyan postanowił podlecieć i spróbować pokonać przeciwnika najzwyklejszą metodą – walką wręcz, co też uczynił. Ciosy były szybkie i mocne ale i Felishianin okazał się bardzo dobry w tej dziedzinie walki. Nagle Saiyanin przemieścił się szybko za swego wroga i wykonał potężny atak z łokcia w plecy. Stwór leciał i nie mógł się zatrzymać. Felishianin wleciał w statek Akito doszczętnie go niszcząc. Myśl, że Akito nie ma jak powrócić teraz na Ziemię dotarła do niego samego dopiero po chwili. Przeciwnik nie żył, lecz nie było ucieczki z tej planety.
- O nie…
Tymczasem dzięki życzeniu Z Teamu, powstaje nowa Namek. Przez kolejne 27 lat nasi bohaterowie przeżywają różne przygody. Ich kres nastaje w roku 791 kiedy to Goku opuszcza Ziemię wraz z Shenlongiem. Wszyscy wiodą spokojne życie…
Na Felishii
- Żyłem tu aż 27 lat… 27 lat nudnego życia na tej bezsensownej planecie, aż wreszcie się udało! – wykrzyknął Akito sam do siebie z triumfu. Dawniej chłopak – teraz już mężczyzna – szczęśliwie odbudował swój statek. Z wielkim trudem przez długi czas szukał części, które nadawały by się do naprawy statku. Nareszcie mu się to udało. Akito może wrócić na Ziemię.
Ziemia, rok 792
Teraźniejszość
Vegeta jak zwykle trenował ze swoim synem – Trunksem. Mimo swego wieku, Vegeta nadal był szybki, zwinny i silny. Było to spowodowane częstymi treningami. Po skończonych ćwiczeniach Trunks poszedł odpocząć, zaś Vegeta udał się na „przelot”. Jak zawsze po treningu lubił sobie polatać nad miastem.
- Piękny widok – rzekł – Nieźle zmiękłem od czasu pierwszego przybycia na Ziemię… No cóż. Tak już jest.
Po tych słowach nagle w oddali Vegeta zobaczył wybuch.
- Kosmiczna kapsuła? O co tu chodzi?! – wykrzyknął poczym poleciał do miejsca, w którym miało miejsce dziwne zdarzenie. Gdy Saiyan dotarł już na miejsce, rzeczywiście zobaczył kosmiczną kapsułę. Wychodził z niej… Saiyan!
- Hej ty! Kim jesteś! – krzyknął Vegeta, gdyż nie widział twarzy przybysza. Zasłaniał ją pył, który jeszcze nie opadł.
Przybysz nie raczył jednak odpowiedzieć. Od razu rzucił się na Vegete. Podleciał i mocno uderzył z łokcia w brzuch. Mimo swej świetności, mąż Bulmy nie był zdolny do dalszej walki. Padł po jednym ciosie, lecz nadal był przytomny.
- Przyprowadź Goku do Northern Westlands, jutro w południe. Czekam. – powiedział spokojnie przybysz po czym odleciał.
- Ż… że.. co? – zdziwił się Vegeta poczym zemdlał.
***
- O patrzcie! Obudził się! – krzyknęła Bulma po czym wszyscy podbiegli do łóżka, na którym aktualnie leżał ranny Vegeta.
- I jak się czujesz? – zapytał Krillin.
- Ehh.. co za syf. – powiedział Vegeta – jakiś dupek przyleciał na Ziemię i chce Goku w Northern Westlands, jutro o 12. To jest chyba…. Saiyanin.
- Saiyanin? Myślałem, że wyginęli! – znów odezwał się Krillin.
- To prawda – dodał swoje Yamcha.
- Miał ogon i wyczułem jego energię, to na pewno był Saiyanin.
Niestety nikt z Z Team’u nie mógł wymyśleć nic sensownego. Co by tu zrobić z nowym przybyszem? Goku odleciał z Shenlongiem i niema po nim śladu tak więc nasz bohater nie zjawi się tam, gdzie owy przybysz zażądał.
- To może go po prostu zignorujemy? – zaproponował Krillin
- Niema mowy. Ja tam idę, nie będę tu siedział i trząsł portkami jak wy – stwierdził Vegeta po czym wyleciał z budynku.
- Cały Vegeta…
Następny dzień
Godzina 11:59
- No i gdzie on jest? – spytał Vegeta sam siebie. – Aż dziw, że tylko ja tu przyszedłem. Myślałem, że chociaż Picollo, Goten i Trunks się zjawią…
Nagle Vegeta wyczuł dziwną szybko zbliżającą się siłę. Zjawił się przybysz.
- Gdzie Goku? – zapytał natychmiast.
- Niema go. Odleciał z Boskim Smokiem już jakiś rok temu… nie wiedziałeś?
- Hmm… - zdziwił się przybysz.
- A ty kim jesteś i czego chcesz od Goku? – zapytał Vegeta.
- Nazywam się Akito. – rzekł po chwili – Dawno temu mój ojciec został zamordowany. Na miejscu zbrodni Goku wraz z zielonym facetem walczyli z jakimś wrogiem.
- I?
- I… nienawidzę Goku! Po prostu go nienawidzę! – wrzasnął Akito.
- Tak po prostu? Zresztą, nieważne. Muszę ci wystarczyć ja. Tym razem nie dam się tak łatwo załatwić… AAAaahhh! – wrzasnął Vegeta po czym przemienił się w Super Saiyana drugiego poziomu. Akito także przemienił się w SSJ2 poczym rozpoczęła się walka.
Ciosy były szybkie. Na początku górował Akito lecz Vegeta także nie dawał za wygraną. Nagle Akito przeteleportował się za Vegete przy czym spróbował go trafić gołą pięścią, lecz Vegeta także przemieścił się za Akito i spróbował powtórzyć czyn wroga. Tak oto przeciwnicy – jeden za drugiego – teleportowali się za siebie i próbowali trafić nim jeden przemieści się za drugiego. Nagle Vegeta podleciał do góry i wystrzelił w dół Final Flasha. Akito zdołał się obronić, przy czym wykonał bardzo szybką i zabójczą kontrę atakiem energii KI. Vegeta nie miał tyle szczęścia i mocno oberwał.
- Czyżby już po nim? – zdziwił się Akito – Pff, cienias. Lecę po następnych… Może Goku raczy się zjawić jak tylko zabiję jego żonę i synów! – rzekł przeciwnik Vegety po czym poleciał w stronę West City.
West City
Godzina 12:10
Trunks siedział w biurze, Goten wydurniał się z Gohanem a Picollo jak zwykle medytował. Nameczanin szybko jednak przestał się wyciszać i czym prędzej ruszył do Capsule Corporation.
- Bulma! Wpadłem na to jak sprowadzić Goku na Ziemię!
- Jak?! – zdziwiła się Bulma.
- Masz ten nowy prototyp statku kosmicznego?
- Ten, który pozwala latać między planetami w przeciągu godziny? Tak, a co?
- Wyślij mnie na Nową Namek. Zbiorę tamtejsze Smocze Kule i sprowadzę życzeniem Goku na Ziemię!
***
- Hej Gohan, spójrz! – wykrzyknął Goten zaraz po tym jak zobaczył, że ktoś do nich podlatuje.
Przed synami Chi-Chi wylądował dziwny osobnik – Saiyanin.
- To ciebie zobaczył wczoraj Vegeta? Kim jesteś?
- To nieistotne… - rzekł Akito, po czym przystąpił do ataku.
Nowa Namek
Godzina 13:12 czasu Ziemskiego
Picollo wyszedł ze statku kosmicznego po czym poleciał do najbliższej silnej energii KI jaką wyczuł. Gdy znalazł się na miejscu, okazało się, że Wódz Nameczan miał wszystkie Smocze Kule przy sobie.
- Wodzu! Czy mogę użyć tych Smoczych Kul? – zapytał Picollo Nameczan – Goku, który niegdyś ocalił was przed straszliwym Freezą, zniknął wraz z naszym Ziemskim Shenlongiem. Potrzebuję by wrócił na swą ojczystą planetę. Czy mogę poprosić was o takie życzenie?
- Jak najbardziej, niema problemu – odpowiedział Wódz Nameczan tutejszej wioski, po czym wezwał Porugę i wypowiedział życzenie Picolla po nameczańsku.
- Przykro mi. Nie mogę spełnić tego życzenia. – rzekł smok swoim potężnym głosem.
- Jak to nie możesz? – zdziwił się Picollo.
- Najzwyczajniej nie mo… - nagle smok zniknął. Smocze Kule zmieniły się w kamienie. Nowa Namek wybuchła.
Ziemia
Godzina 13:15
Goten nie żył. Gohan nie żył. West City było teraz kupą gruzów, a Akito zabawiał się zabijając ludzi. Nagle z oddali przyleciał Vegeta. Wyzdrowiał dzięki fasolce Senzu.
- Hej ty! Tym razem pójdę na całość! Zginiesz! – krzyknął Vegeta po czym zamienił się w Super Saiyana czwartego poziomu.
- Umiesz osiągać stadium Super Saiyana 4? – zdziwił się Akito.
- Kiedyś mogłem ową transformację osiągnąć jedynie dzięki maszynie Bulmy, lecz niedawno ten poziom Super Saiyana opanowałem samodzielnie. To twój koniec… - wychwalał się Vegeta.
- SSJ2 to też nie jest kraniec mych możliwości. Jestem… Legendarnym Super Saiyaninem! – rzekł Akito po czym przystąpił do transformacji.
Ziemia drżała. Energia jaką emanował teraz Akito była przeogromna. Mięśnie jednak nie rosły. Klatka piersiowa Legendarnego Super Saiyanina porosła złotymi włosami. To samo nastąpiło z resztą ciała poza twarzą, która pozostała niezmieniona.
- To ma być Legendary Super Saiyanin? Widziałem Brolly’ego i wyglądał inaczej… - powiedział Vegeta z wielkim zdziwieniem na twarzy – To coś, przypomina prędzej Golden Oozaru w miniaturze!
- Co za moc! Nigdy nie korzystałem z tej transformacji, ale widzę, że warto było spróbować! – wykrzyknął Akito.
Walka rozpętała się na dobre.
Ciosy były szybkie i potężne. Walka ta była o wiele gorsza niż wszystkie, jakie do tej pory mieliśmy okazję poznać. Wojownicy toczyli bój w powietrzu gdyż na ziemi było zbyt dużo martwych ciał… jedynie Chi-Chi i Bulma w oddali patrzały, a łzy spływały im po policzkach.
- Jak mogło do tego dojść? – spytała sama siebie Chi-Chi, oczekując jasnej odpowiedzi, lecz nikt żywy – oprócz Bulmy – nie był w pobliżu. Wszyscy byli martwi.
- Nie wiem jak do tego doszło, ale wierzę, że Vegeta wygra! – powiedziała Bulma dodając otuchy i nadziei swojej przyjaciółce Chi-Chi.
Lewy prosty, prawy prosty, prawy sierpowy, lewy sierpowy… Vegeta zdawał się wygrywać lecz to tylko pozory. Akito oddalił się od przeciwnika po czym podniósł ręce do góry.
- Mieszkańcy planety Gorgonia! To ja, Akito! Uratowałem was kilka lat temu gdy przybyliście na Felishie uciekając przed swoimi wrogami! Pomogłem wam, teraz wy pomóżcie mnie! – krzyczał Akito. – Potrzebuję waszej energii! Unieście ręce i przekażcie ją mnie!
- CO ON WYPRAWIA? UMIE WYKONAĆ TECHNIKĘ SPIRIT BOMB?! – zdumiał się Vegeta. – Chyba nie mam wyboru! Widziałem wiele razy jak to robi Goku, oby i mnie się udało…
Kula energii, którą gromadził Akito rosła w szybkim tempie.
- Mieszkańcy Ziemi! Nazywam się Vegeta. Niejednokrotnie uratowałem tę planetę wraz z Goku. To my walczyliśmy kilka lat temu ze straszliwym Buu, a i jeszcze wcześniej z Cellem. Pomóżcie mi ocalić waszą planetę! Użyczcie mi swej energii! Unieście ręce! – krzyknął Vegeta.
Zarówno Akito jak i jego przeciwnik koncentrowali się. Spirit Bomb obu Saiyan były ogromne, lecz energia wroga Vegety wydawała się być większa. Nie było jednak czasu na dalsze gromadzenie KI. Obie Kule Energii ruszyły naprzeciw siebie. Ich starcie nastąpiło po sekundzie. Na początku wygrywała technika Vegety lecz Akito także nie dawał za wygraną. Oboje starali się wygrać z całych sił, lecz nagle, zdarzyło się coś niespotykanego. Oba Spirit Bomby połączyły się w jedną kulę energii. Po chwili owa kula zmalała do wielkości ziarnka grochu i pojawił się Goku. Nie był żywy. Wydawał się być duchem.
- Vegeta. – powiedział Goku odwracając się twarzą do Super Saiyana 4tego poziomu. – Akito – rzekł znów odwracając się tym razem do osobnika podobnego do Golden Oozaru.
- Oboje walczyliście dzielnie, ale żaden z was nie może wygrać. Zbyt dużo przeciwników nękało Ziemię. Sądzę, że planeta sama w sobie ściąga na siebie zło. Starałem się chronić ją jak najlepiej mogłem by tutejsi mieszkańcy żyli jak najlepiej. Jako, że ich życie jest stale zagrożone, to widzę, że żaden ziemianin niema prawa życia. Zakończę to raz, na zawsze.
Po tych słowach, Ziemia wybuchła.
Masowa śmierć nastąpiła.