Po jej delikatnych, zarumienionych policzkach zaczęły spływać bezbarwne łzy, kiedy tylko usłyszała płacz dziecka. Pomimo bólu przez jaki przeszła, nie potrafiła wyobrazić sobie nic piękniejszego niż obecna sytuacja. Położna z uśmiechem na twarzy wręczyła kobiecie jej śliczną córeczkę. Annie z zadowoleniem przyglądała się swojemu nowo narodzonemu dziecku, nie będąc w stanie zatrzymać łez szczęścia. Dziewczynka cały czas płakała, a mimo to wywoływała uśmiech nie tylko na twarzy swojej mamy, lecz również personelu medycznego znajdującego się w tej chwili na sali.
Kilkanaście miesięcy temu kobiecie nie dawano szansy na urodzenie dziecka – chorowała na nowotwór. Zaledwie dwa tygodnie przed zajściem w ciąże, przerwano jej leczenie chemioterapią. Pomimo stanowczych protestów lekarza związanych z próbami starania się o potomka, Annie chciała urodzić. Nawet jej mąż, John, wolał wstrzymywać się do czasu, gdy stan zdrowia żony będzie na tyle dobry, by zaszła w ciąże i urodziła ich wspólne dziecko. Kobieta miała specyficzny charakter. Nie zamierzała słuchać jakichkolwiek wymówek. Zawsze potrafiła postawić na swoim, przedstawiając odpowiednio silne argumenty – tak było również w tym przypadku. Po kilkunastu próbach małżeństwu w końcu się udało – test ciążowy oraz wizyta u lekarza potwierdziły, iż Annie jest w ciąży.
Mijały dni, tygodnie – płód rozwijał się prawidłowo, bez żadnych komplikacji. Jedynie kobieta miała znacznie słabszą odporność, co nie powinno ani trochę dziwić. Często chorowała – czasami John zamierzał dzwonić na pogotowie, jednakże szatynka stanowczo odradzała mu takie pomysły. Twierdziła, że nie jest to nic poważnego i musi jedynie poleżeć przez kilka dni w łóżku, by poczuć się lepiej. Rzeczywiście, po upływie trzech, bądź czterech dni przeziębienie mijało. Dość szybko nadchodziło jednak kolejne i właśnie to był powód mężczyzny do niepokoju.
Para w końcu usłyszała planowaną datę porodu. Czas zaczął płynąć dla nich jakby znacznie szybciej – Annie zajmowała się domem o ile stan zdrowia jej na to pozwalał, kiedy John pracował po blisko dwanaście godzin na budowie. Brzuszek kobiety stawał się coraz większy. Dla małżeństwa było to znakiem, iż jego córeczka rozwija się prawidłowo. Tak, badania USG wykazały płeć dziecka – dziewczynka. Świeżo upieczeni rodzice od razu rozpoczęli wymyślanie jakiegoś ciekawego imienia dla nowej członkini rodziny – po kilku dniach doszli do porozumienia. Sara – tak nazwą swoje dziecko, kiedy już przyjdzie na świat. Imię jest pochodzenia hebrajskiego i oznacza po prostu "księżniczka". Nadawało się więc idealnie.
W końcu nadszedł ten dzień – John zawiózł swoją żonę do szpitala od razu, jak tylko powiedziała mu, że odeszły jej wody. Łamiąc niemalże wszystkie zasady ruchu drogowego, dojechali na miejsce – mężczyzna wziął kobietę na ręce, po czym wbiegł do szpitala wołając jakąkolwiek osobę z personelu. Kilka minut później Annie leżała już na stole porodowym. Dwie godziny bólu były warte usłyszenia tego dźwięku – płaczu nowo narodzonej i zdrowej Sary. Szatynka zaczęła płakać ze szczęścia, przyglądając się z uśmiechem swojej córeczce, kiedy na chwilę dostała ją od położnej. Pomimo tego, że kobieta zamknęła oczy, uśmiech nie znikał z jej twarzy. Wnet, nastąpiło nagłe zatrzymanie akcji serca. Położna zabrała płaczącą dziewczynkę by umożliwić lekarzom przeprowadzenie reanimacji. Pomimo tego, że Annie próbowano ratować blisko dwie godziny, efektów nie było widać. Godzinę zgonu stwierdzono o 23:17.
John z niecierpliwością oczekiwał na poczekalni. Gdy lekarz do niego wyszedł i przekazał mu dobrą wiadomość, mężczyzna się uśmiechnął. Nie spodziewał się jednak znacznie gorszej, którą miał usłyszeć za chwilę. Kiedy dowiedział się, że Annie umarła tuż po porodzie, padł na kolana – załamał się. Nie mógł powstrzymać łez. Od samego początku był przekonany, że to zły pomysł. Z każdym mijającym dniem, John zadawał sobie te same, dwa pytania – "Czy wszystko pójdzie dobrze?", "Czy naprawdę nie muszę się o nic martwić?". Nie zamierzał jednak pozostawiać Sary na pastwę losu – nawet pomimo bólu jaki towarzyszył mu po stracie kobiety, którą tak bardzo kochał. Dziewczynka była efektem ich miłości. To nie jej wina, że stało się tak, a nie inaczej. To nie była niczyja wina, choć mężczyzna miał zwyczaj częstego obwiniania siebie samego. Wtedy mógł jednak spojrzeć na powoli dojrzewającą córkę, która uświadamiała mu, że nie był to błąd. Annie bardzo chciała mieć dziecko i prawdopodobnie od samego początku wiedziała, jak zakończy się ta nierówna walka. Mimo to, przyjęła wyzwanie.
Każdego człowieka czeka to samo – pomimo wielu przeciwności losu, nie należy się jednak poddawać, a żyć chwilą, mając nadzieję na to, że jutrzejszy dzień przyniesie więcej szczęścia. Życie pisze różne scenariusze – zadanie człowieka polega na tym, by odegrać rolę jaką przygotował dla niego los, w jak najlepszy sposób…