Ogólnie przestrzeń, na której zagęszczają się drzewa i równiny przechodzą w coraz gęstszy las na południu Selvas. To idealne miejsce na wycinkę, dlatego można tutaj dostrzec wiele karp po niej pozostałych.
W oddali widoczna była sylwetka, która przemieszczała się w tym kierunku za pomocą wyjątkowo wysokich i dalekich skoków. Nie minęła chwila, gdy Boian dotarł do obrzeży lasu. Bez słowa zaczął przyglądać się miejscom, gdzie widoczna już była działalność człowieka i jego zapotrzebowania na drewno. Usiał na jednej z karp i chwilę pomyślał.
(Co mi tam... Podpisałem parę tych świstków, ale mam to gdzieś. Ani nie chcę przykładać ręki do pomniejszania lasu, gdy nie ma takiej potrzeby, ani nie chce mi się zapierniczać z pniakami i głazami dla tych urzędasów. Jakoś sobie poradzę bez domu w mieście.)
Wprawdzie Stogniw miał dopiero 16 lat, jednak potrafił sobie świetnie radzić w niemal każdych warunkach - był w zasadzie do tego przyzwyczajony. Postanowił spożytkować czas, który zyskał dzięki rezygnacji z mieszkania w Eminie. Trening był w tej chwili możliwie najlepszą opcją. Postanowił popracować nad swoją energią. Zdjął plecak //nie pisałem wcześniej o tym, że go ma, ale mam nadzieję, że to nie problem// i wyjął z niego swój strój treningowy. Były nim czarne spodnie oraz pomarańczowe frotki, buty oraz pas. Po przebraniu się, tors pozostał odkryty, a wcześniejsze ubranie Boian schował do plecaka. Jednym sprawnym skokiem przemieścił się kawałek dalej, gdzie było nieco więcej wolnej przestrzeni. W jednej chwili z cała chłopaka zaczęła ulatniać się ciemnozłota rozpalająca aura, która z każdą chwilą się rozpalała. Była to technika Cosmo Burst, którą niekiedy Rycerz stosował do wzmocnienia samego siebie na niedługi czas. Kosztowała ona sporo energii, więc idealnie nadawała się do trenowania jej kontroli. Gdy aura stała się wyjątkowo silna, przyjął pozycję gotowości, po czym wyciągnął obie ręce przed siebie. Zaczęła się tam kumulować dodatkowa energia i formować w kulę. Balaan wkrótce przypominało piorun kulisty, a wokół niego i pocisku pojawiały się coraz częstsze wyładowania elektryczne. Pomimo utrzymywania cały czas Cosmo Burst, Stogniw nie przestawał ładować coraz potężniejszej techniki. Gdy stała się wystarczająco silna, wystrzelił ją przed siebie - w wolną przestrzeń. Sam błyskawicznymi skokami przemieścił się na jej tor lotu, a gdy ta miała w niego uderzyć, zablokował ją obiema rękami. Aura zapłonęła jeszcze bardziej, a na twarzy wojownika już można było dostrzec grymas spowodowany wysiłkiem. Po chwili przelał część energii z aury do Balaan, by ten jeszcze zyskał na sile, po czym wystrzelił go znów w wolną przestrzeń z jeszcze większą siłą, niż poprzednio. Schemat miał być cały czas ten sam - pojawiał się na torze lotu techniki, by ją zablokować i za chwilę znów wystrzelić ze zwielokrotnioną siłą. Po kilkunastu podejściach, takie działanie miało na celu pomóc mu wydobywać jeszcze większe zasoby energii, niż do tej pory i z całą pewnością było to po nim widoczne. Wkrótce piorun kulisty stał się tak duży, że jego średnica wynosiła około dwa metry. Aura Boiana zaczęła słabnąć, pomimo jego starań utrzymania jej. Nic w tym dziwnego, w końcu wkładał w cały ten trening mnóstwo energii. Gdy kolejny raz stanął przed pociskiem, z trudem go zablokował. Wykorzystał całą energię z Cosmo Burst, by i tym razem odbić pocisk z nową siłą, tym razem nad siebie. Balaan pomknęło w niebo, a Rycerz się uśmiechnął. Nie miał już prawie w ogóle energii, w dodatku głośno dyszał ze zmęczenia. Postanowił jednak raz jeszcze przemieścić się się za pomocą techniki wysokiego skoku nad kulę. Gdy jego ręce się z nią zetknęły, kula prawie w ogóle nie zahamowała. Resztkami sił spróbował wystrzelił słabe Kymaan, aby odbić piorun. Oczywistym było, że się to nie uda - w końcu technika to niemal cała jego energia. Mało tego, takie zagranie spowodowało detonację, a zatem naprawdę potężną eksplozję, widoczną najprawdopodobniej ze sporej odległości. Boian próbował jeszcze uciec przed wybuchem, dzięki czemu uniknął części obrażeń... Niestety tylko części. Fala uderzeniowa i tak go dosięgnęła. Dzięki sporej wysokości, na której do tego doszło, okolica bardzo nie ucierpiała. Sam Stogniw jednak uderzył z impetem o ziemię, pozostawiając w niej niewielkie wgniecenie. Jego strój treningowy był zniszczony, a na jego ciele znajdowało się mnóstwo ran - zarówno krwawiących, jak i zwykłych obić. Resztką sił, wydobył z siebie cichy śmiech.
- To się nazywa trening...
Nastała chwila ciszy...
- Kurna, jak ja się pozbieram...
Mając rozłożone ręce, spoglądając w niebo, leżał tak dobre kilka godzin, by odzyskać siły. Na całe szczęście jego rany nie były na tyle poważne, by zagrozić jego życiu, czy choćby zdrowiu. Nawet, gdy odzyskał część sił po długim odpoczynku, nie wstawał. Dobrze leżało mu się pod błękitnym, choć powoli ciemniejącym niebem Palan. Z uśmiechem myślał o najróżniejszych rzeczach. Między innymi o tym, co go tutaj czeka...