Chao nie spodziewał się, że Yoh nie zechce w jakiś sposób mu odpowiedzieć, zwłaszcza na ostatnie słowa, w którym zapewnił go o porażce. Stało się to jednak dopiero później i de facto, nie odpowiedział mu już Yoh.
Dosłownie moment po tym, jak przedstawiciel Gidayu zaczął zbieranie energii w dłoni, z ciała międzywymiarowego złodzieja zaczęła ulatniać się czarna materia, a chwilę później doszło do silnej eksplozji. Pod jej wpływem zarówno Kohebi, co było niezwykłe w przypadku tego gigantycznego gada, jak i Chao stojący na jej głowie, zostali odepchnięci na sporą odległość. Sam wąż uwolnił z uścisku Yoha, zaś jego właściciel przypadkiem wystrzelił gdzieś w niebo skumulowaną energię. Nie minęło wiele czasu, jak w miejscu Yoha stała czarna kreatura.
- Teraz możemy potańczyć, dziwko.
- Co takiego? Power of Azaz?
- No ponoć taki poinformowany jesteś.
[ Dałbym sobie rękę uciąć, że to transformacja Power of Azaz, ale... coś mi tu nie pasuje... Jest jakiś... inny. Co tu jest grane? Czyżby osiągnął kolejny stopień transformacji? Czy to możliwe? Jak mogłem tego nie przewidzieć?! Trudno... Pokonam go takiego, jeśli trzeba.)
- Mam dla ciebie dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że nie będę się z tobą cackał, chłopczyku - w tym momencie poziom mocy Yoha... a właściwie Azaza momentalnie wskoczył na tak ogromny poziom, że wykroczył poza zakres pojmowania Chao. - zła jest taka, że cię nie lubię, wieć gdy już będziesz półprzytomny będę się nad tobą znęcał i będziesz zdychał w katuszach.
Tym razem to Chao Huang zrobił zaskoczoną minę i to nie on wydawał się być tym dominującym w walce.
- Myślisz, że ukrycie swojego poziomu mocy nie przestra-
Przedstawiciel Gidayu odleciał kikadziesiąt metrów, po czym wbił się dosłownie w ziemię pod wpływem uderzenia nadprzestrzennego. On sam zaś pojawił sie za chwilę przy końcu ogona Kohebi, łapiąc za niego... podniósł monstrualnego gada i zaczął nim kręcić nad głową. Wszystko wyglądało bardzo dziwnie ze względu na różnicę wielkości obu istot. W pewnej chwili Azaz wypuścił Kohebi, wyrzucając na cholernie dużą odległość.
- Vascudo Crisis!
Serki promieni wystrzeliły w oddalający się cel i zbombardowały bestię, która znów ryknęła, po czym uderzyła z impetem o ziemię - najprawdopodobniej ginąc.
- Wystarczy, mam cię dość, Yohu Atsuko!
Mężczyzna wstał i rozstawił ręce na boki. Zaczął gromadzić energię. Azaz jednak domyślił się po co - wojownik chciał zastosować jakąś transformację. Nadprzestrzenny szybko się do niego przemieścił i uderzył go... z główki. Cios prosto w nos. Ponadto byt Yoha Atsuko na tyle doładował go energią, że Chao łapiąc się za obolałe miejsce, odleciał dwa-trzy metry.
- Gówno mnie obchodzi twoja transformacja. Zabiję cię zanim cokolwiek zrobisz.
Widać było po minie Chao, że nie bardzo wie co się dzieje. Miał plan na niemal każdą ewentualność, natomiast gdy wydarzyło się coś nieprzewidzianego, nie potrafił improwizować. Być może to właśnie było jego słabością, której Tenjin Ichiran wskazać nie miał jak - wynikała bowiem z charakteru. Szybkim ruchem ręki Chao przywołał z ziemi kilka sporych węży, które otoczyły Azaza. On natomiast zechciał powtórzyć próbę transformacji.
- Death Impact!
Krótką chwilę po wypowiedzeniu nazwy tej techniki, doszło do gigantycznej eksplozji, obejmującej ok. 20km terenu wokół. Całość trwała dłuższy moment, niszcząc wszystko dookoła. Gdy dym po tym zaczął opadać, można było dostrzec, że miasta koło którego walczyli wojownicy już zwyczajnie nie ma - nie pozostało po nim praktycznie nic. Było tylko ogromne pustkowie i ciemna ziemia przypominająca popiół. Węży, które otoczyły Azaza również nie było, zaś Chao właśnie podnosił się z ziemi.
- Co... Co to było?!
Vida nie odpowiedział. Skrzywił tylko minę widząc, że technika nie zabiła przeciwnika. Postanowił nie zwlekać i brutalnie rozpoczął bombardowanie ciosami Chao Huanga, aby za chwilę znów wylądował wbity w ziemię. Azaz lewitował około pół metra nad nim, w pozycji poziomej.
- To koniec twojej bajeczki o porażce Yoha Atsuko!
Można było usłyszeć dość złowieszczy śmiech, choć po samym Azazie nie było widać tego, by się śmiał. Chao spojrzał się na niego.
- Jeśli masz honor wojownika, Atsuko, pozwól mi także się transformować na wyższy poziom. Wtedy szanse będą wyrównane. Dostaniesz niesamowitą walkę, czyż nie tego właśnie chcesz? Wspaniałej, zaciętej bitwy? Czy nie o tego właśnie domaga sie twoja saiyańska dusza?
Na chwilę zapadła cisza, jakby byt Yoha się nad czymś zastanawiał. Nagle rozległ się jeszcze głośniejszy śmiech.
- Hahahahahaha! Chcesz mieć równe szanse ze mną?! Z istotą potężniejszą od Bogów, z przedstawicielem Vida odpowiadającym za śmierć i zniszczenie?! HAHAHAHAHA! Dobra, zatem możesz się przemienić.
Azaz wylądował na ziemi, kilka kroków od Chao. Ten natomiast wstał i w duchu się ucieszył - na to właśnie liczył. Znów rozłożył lekko ręce, lecz w tym momencie Azaz gwałtownie spoważniał.
- Żartowałem.
Biorąc rozpęd i kumulując ogromną ilość energii w pięści sprzedał członkowi Gidayu bolesne uderzenie pod żebra. Mężczyzna plunął sporą ilością krwi i znów wylądował na ziemi. Vida ponownie pojawił się nad nim w poziomej pozycji i zaczął podobnymi ciosami zasypywać całe ciało oponenta. Z każdym ciosem w ziemi pod leżącym powstawał coraz większy krater.
- A- teraz- będziesz- zdychał- tak jak- Ci to obiecałem! //myśliniki oznaczają odstępy pomiędzy wykonywanymi ciosami//
Ostatnie uderzenie było najsilniejsze, powodując niemal utratę przytomności przez Chao Huanga. Azaz wylądował kilka metrów od niego i wyciągnął rękę.
- Welcome home...
Trumna zbudowana z czarnej materii powstała wokół ledwo przytomnego wojownika. Parę sekund minęło zanim użytkownik techniki zacisnął dłoń w pięść, a trumna zaczęła się zmniejszać.
- Nie pozbędziesz się mnie!!!
Trumna pomniejszała się powoli, miażdżąc zamkniętego tam obitego nieszczęśnika. Z czasem zaczęły się z niej wydobywać krzyki ofiary. Trzeba było przyznać, że Azaz dotrzymał obietnicy - było to niezwykle bolesne dla Chao. Dla normalnego obserwatora byłby to widok ciężki do zniesienie. Azaz jednak czerpał z tego niemałą przyjemność. W końcu, gdy trumna była wielkości nie większej niż sam korpus przeciętnego człowieka, zniknęła, a nadprzestrzenny wystrzelił w jej miejsce bardzo silną falę energii, ostatecznie dobijając przeciwnika. Zdewastowane ciało Chao Huanga odleciało kilkanaście metrów dalej. Był martwy.
- Yoh, zawiodłem się na tobie. Nie mogłeś go pokonać, takiego śmiecia? Nawet mnie nie drasnał, a Ciebie miał w garści. Aż szkoda tego twojego ciała, bo je marnujesz. Sam lepiej bym z niego skorzystał. Chętnie bym jeszcze poszalał, bo się nie wyżyłem, ale widzę, że na tym świecie i tak nic nie zostało poza ruinami. Zresztą ja mam zamiar dotrzymać umowy, więc nie będę ci utrudniał odzyskania kontroli... Nie zdziw się jednak, gdy twoje ciało będzie przemęczone i wciąż pod wpływem trucizny tych węży. Ja nie jestem na to podatny, ale gdy wrócisz do siebie, to co innego...
Gdy Azaz prowadził ten swój wywód i z niewiadomych powodów wolnym krokiem odchodził od miejsca swojego zwycięstwa, ciało Chao Huanga zdawało się, jakby zaczynało gnić... W zastraszającym tempie. Za chwilę jednak całe je ogarnęły setki, a może nawet tysiące cienkich węży, które wyglądały trochę jak pnącza. Zaczęły sie one formować w jakąś strukturę. Na początku nie przypominała ona w ogóle niczego. Z czasem jednak dostrzec można było, że zaczyna nabierać kształtu... ludzkiego ciała. Trwało to dłuższą chwilę, aż w końcu gołym okiem widoczna była sylwetka Chao, na którym pojawiała się skóra, a później nawet włosy i ubranie. Nie miał żadnych ran, lecz jego energia z pewnośćią była na wyczerpaniu. Wystawiwszy dwa wyprostowane palce w kierunku oddalającego się Azaza, wystrzelił czerowny promień przypominający energetycznego węża. Technika przebiła materię otaczającą ciało nadprzestrzennego na wysokości barku. Ten szybko się odwrócił z groźną miną, kończąc wcześniej rozpoczęty wywód.
- To bolało. Ale jak widzisz, nie sposób mnie zabić! Za to ciebie się w końcu pozbędę, śmieciu!
Azaz skrzywił tylko minę.
- Ano tak, zapomniałem o twoim uroborosie. To, że Yoh nie wpadł na pomysł jego zastosowania nie znaczy, że ja nie wiem o co chodzi. W końcu ja się narodziłem, gdy praprzodkowie praprzodków twórców tej pieczęci srali jeszcze w pieluchy. Będziesz się tak odradzał w nieskończoność, aż mi się rzygać zachce na twój widok. Ale ja znam na to sposób. Nie pamiętam jednak, czy trzeba ten twój tatuaż oddzielić od całej reszty ciała, czy po prostu wystarczy od mózgu... A może od serca? Czy może jednak serce od mózgu, a tatuaż od wątroby? A tam w tej plątaninie był chyba jeszcze gdzieś żołądek... Hmmm... Pozwól, że przez tą niepewność, oddzielę Ci wszystko od wszystkiego!
Azaz spojrzał na swój przebity bark.
- Co jest do cholery? Nie mogę się zregenerować?
- Niespodzianka. Może i nie przewidziałem tej transformacji, jednak materia, którą jesteś otoczony jest co najmniej podobna do tej przy Power of Azaz.
Chao wystrzelił jeszcze kilka podobnych energetycznych węży, które z zawrotną prędkością mknęły na Vidę. Tym razem ten bez większych problemów uniknął wszystkich, a lecąc na wroga zrobił jeszcze wścieklejszą minę.
- Rozjuszyłeś mnie!
Nim przeciwnik zdążył się zorientować, nadprzestrzenny pojawił się obok niego i formując ze swoich rąk miecze przy pomocy Dark Makera, odciął przeciwnikowi nogę. Ta natychmiastowo zaczynała sie regenerować w taki sam sposób, w jaki wskrzesił się Chao. Zanim jednak to nastąpiło, Azaz wykonał dziesiątki innych cięć wysoko nasyconymi energią ostrzami, aż w końcu odcinając wrogowi głowę. Ten nie miał nawet jak się bronić przy tak niskim stanie energii i tak wysokim Azaza. W pewnej chwili cały Chao, po którym na początku w ogóle nie było widać ran ciętych rozpadł sie na setki malutkich kawałeczków, z których największymi była głowa, serce i miejsce tatuażu. Byt wewnętrzny Yoha stał chwilę nad poćwiartowabym wrogiem. Nie następowała jednak żadna regeneracja, ani wskrzeszenie.
- Kurcze, teraz się nie dowiem co tam trzeba było odciąć... Bywa.
Azaz po upewnieniu się, że przeciwnik już nie wróci do tego świata, znów zaczął się oddalać.
[Dobra, Yoh, ja dotrzymałem swojej części umowy. Kolej na ciebie, nie zawiedź mnie. A no tak, i zapamiętaj jedno: jeśli przyjdzie ci walczyć z kimś, kto nosi zaklęty tatuaż uroborosa najprawdopodobniej nosi taki, jak ten tutaj. Jeśli oddzielisz go od czegośtam to gość się robi bezbronny, bo to właśnie z niego czerpie moc i tą niby nieśmiertelność. Obyś mnie nie rozczarował następnym razem... Bo znajdę sobie innego gospodarza. Kurwa no, przejdźmy do Piekła i skopmy mu dupę jeszcze raz, bo nie daruję mu tego barku.]
Aktualna sytuacja:
Yoh jest gotowy do odzyskania kontroli, Azaz nie stoi mu na przeszkodzie. Jednak przedziurawiony bark nie regeneruje się - jest przebity na wylot. Ponadto po powrocie do siebie, Atsuko odczuje truciznę z jadu węży, której działanie zatrzymało się podczas trwania przemiany, ale przede wszystkim ogromne osłabienie, które sprawi, że Yoh będzie półprzytomny. Ledwo będzie mu starczało sił na wykonywanie jakichkolwiek ruchów, a jeszcze musi znaleźć sposób na wyleczenie sie z otrucia - niewiadomo bowiem, jak ono może poskutkować na dłuższą metę.
//Wybaczcie (zapewne) masę błędów w tekście, ale ciężko mi się to pisało i nie chce mi się już sprawdzać błędów. Nie ważcie się mnie więcej w coś takiego wrabiać xd//