Nie wiadomo dokładnie, gdzie. Wiadomo, że ktoś tu ma jasno ustalony plan wobec naszej planety...
______________________________________________________________________________________

- Kapitanie, dwójka którą wysłaliśmy na planetę #A6, została zabita. Mamy podejrzenie że na tej planecie znajduje się to czego szukamy. - powiedział.
- Świetnie. Wyślijcie tam Gidayu. - odpowiedział.
- Jeżeli nie będą wracać dłużej niż dwa dni, wysyłać Dokuohtei Gidayu*. - rzekł.
- Tak jest! - powiedział i wyszedł.

Dokuohtei Gidayu* - organizacja Gidayu liczy kilkunastu członków. Jednak ma Ona także 6 członków specjalnych, czyli najpotężniejsze istoty. To im podlega dana grupa Gidayu.
_____________________

W kierunku planety #A6 (my na nią mówimy Terra) leciał właśnie statek zawierający kilkanaście osób.

- Kapitanie, nikt z Dokuohtei Gidayu nie wrócił i od planety na którą zostali wysłani emanują teraz niezwykle potężne energie. - przyszedł na mostek i zwrócił się do głównodowodzącego całą organizacją, jakiś młody chłopak.
Kapitan natomiast nie był zadowolony z tej informacji.
- Kurwaa! Macie mi natychmiast zdać raport z tego co działo się na tej cholernej planecie. Rozumiesz?! Nie będę się powtarzał. Tesserakt nie będzie zadowolonych. - powiedział do siebie masywnie zbudowany mężczyzna z bródką, podpierając się na prawej ręce i patrząc na swoich podwładnych.
- Panie Trenz, ale.. - odezwał się jeden z podwładnych przy komputerze.
- ŻADNYCH KURWWWAAAAA ALEE!!! ROZUMIECIE?! WYKONAĆ! - krzyknął wyraźnie wkurzony słowami sprzeciwu.
- I zwołajcie nadzwyczajne zebranie Tesseraktu.. - dodał, wstając i wychodząc gdzieś.

Ze statku wystrzelono jedną kapsułę.

Kiedy kapsuła zmierzała w kierunku Terry, Trenz wszedł do dużego pomieszczenia i stanął na okręgu z jakimś symbolem. Pojawiło się ośmiu wojowników, którzy łącznie tworzyli koło wraz z Trenzem.
- Trenz, twoje Dokuohtei Gidayu dalej nie wróciło? - odezwał się jeden głos, męski.
- Nie podoba mi się to. Coś mi nie pasuje na tej planecie. - odezwała się z kolei jakaś kobieta.
- Zabawne. Inne Dokuohtei Gidayu powracały bez szwanku, jedynie ta cholerna Terra dostarcza takich przeżyć. - odezwała się kolejna kobieta.
- Zamknijcie się na chwilę. Trenz, twoje Dokuohtei Gidayu dalej nie wracają, a ostatnio dużo działo się na tej planecie i nawet my to czuliśmy. Brałeś pod uwagę to, że zostali oni pokonani? - zapytał jeden mężczyzna, prawdopodobnie najważniejszy w całej organizacji.
- Brałem to pod uwagę. I wysłałem na nią mojego podwładnego by sporządził odpowiedni raport. Myślę że po jego powrocie dostaniemy bardziej szczegółowe informacje na temat tego co działo się na tej planecie i jaką siłą dysponują wojownicy na niej. - odpowiedział Trenz.
- Dobrze więc, postanowione. Kiedy otrzymamy wszystkie informację, wyślemy kogoś na tą planetę w celu jej zniszczenia. Jeżeli to nie wypali, sami ją odwiedzimy. Koniec połączenia. - odezwał się najważniejszy ze wszystkich zebranych. Hologramy postaci zniknęły, a Trenz został sam, wyraźnie wkurzony całą tą zaistniałą sytuacją.

W tym samym czasie, kapsuła zmierzająca na Terrę była już niedaleko planety. Nie emanowała jednak zbyt dużą energią.

- Panie, zastępcy dowódców Soetsu, Hideyori i twój, panie Trenz nie wrócili. Oznacza to prawdopodobnie, iż zostali zgładzeni na planecie Terra. - wytłumaczył spokojnie jeden z podwładnych na statku. W pewnym momencie, można było zorientować się, iż do statku-bazy zbliżają się inne statki, z innymi dowódcami. Podwładny po chwili ponownie zaczął mówić.
- Przez Scoutery dostaliśmy informację o tym, iż na planecie przebywa Gemmei oraz kilku niedobitków z Gidayu wysłanego na planetę, wcześniej. Pewne jest także to, iż Ci, którzy polecą na Terrę będą mieli do czynienia z Saiya'jinami oraz ... technikami świata. - tutaj Trenz nagle się ożywił. Wstał i uśmiechnął się.
- Heh.. Techniki świata? Wszak, teraz już są nam niepotrzebne. Wyślij do wszystkich dowódców zaktualizowaną listę zadań. Lecimy na Terrę.. - po tych słowach statek ruszył, a za nim cała flota innych, które leciały w kierunku wyznaczonej planety.
Terra ma poważne kłopoty.