//UWAGA! Z góry zakładam, że najbliższe kilka postów o odzyskiwaniu mocy może być nużące, więc jeśli kogoś to zupełnie nie obchodzi, niech nie czyta. Dziękuję
//
Młodzieniec przez pewien okres czasu jedynie siedział na sofie, przyglądając się artefaktowi. Przez jego głowę przelatywały różnorakie myśli, począwszy od śmierci jego najlepszego przyjaciela, wspomnień, po utratę mocy oraz działań w celu ich przywrócenia. Amane wciąż jeszcze nie wracał, co dodatkowo stresowało Raymonda. Horor uznając za to, iż nie ma tutaj nic do roboty, wrócił do siebie, do boskiej rzeczywistości.
- Wydaje mi się, że zostałem sam - stwierdził. -
Powinienem już zacząć kilkadziesiąt minut temu.Uruka wziął głęboki oddech. Zamknął oczy i próbował się skupić. Przedmiot, który przypominał bardziej magiczną runę, niż telefon komórkowy, cały czas był trzymany na wysokości żeber. Kiedy nastolatek w końcu uznał, że jest gotowy, położył dłoń na znajdującym się na artefakcie symbolu.
Podświadomość:Przez pewien czas w otoczeniu panowała wszechobecna pustka. Po chwili zaczęły się formować kontury podłoża, następnie i tak ubogiego otoczenia, a w końcu nawet i postaci, którymi okazały się wewnętrzne byty Raya. Siedziały one, wpatrując się w płomień ogniska, które najpewniej rozpalił dawny Władca Piekieł. Brakowało pustego, choć wydawać się mogło, że tak jest o wiele lepiej. Artefakt najwyraźniej działał. Kiedy przybysz zastanawiał się, w jaki sposób powinien nagrodzić pomysłowość chowańca, zbliżył się do niego Kuraisen.
- Wróciłeś. Cieszę się, że w końcu rozmawiamy twarzą w twarz.
- To nie do końca takie proste. Jestem tutaj, dzięki boskiemu artefaktowi zwanego Telefonem. Przybyłem odzyskać pełną łączność z wami... oraz moce.Nastała chwila ciszy. Przerwał ją dopiero Ertrot, który powstał ze swojego miejsca przy ognisku i stanął tuż obok Kuraisena.
- To nie będzie takie proste. Zarówno odzyskanie z nami kontaktu, jak i twoich mocy. Nie znaczy to jednak, że nie wiem, jak to zrobić...
- Doskonale! - krzyknął zadowolony -
A zatem?
- Problemem są twoje moce vizarda - Ray nie zrozumiał słów bytu. Dodatkowo owa wypowiedź sprawiła, iż Kuraisen momentalnie posmutniał. -
Już wyjaśniam. Podczas twojego starcia z pustym doszło do "objawienia twoich mocy", ukazania ich połączonej, wspólnej potęgi. Właśnie to wpłynęło na zerwanie kontaktu między nami, a tobą. Twoja podświadomość, twój organizm właśnie zrozumiały, co jest ci pisane, a czego istnienie nie powinno mieć miejsca.
- Chwila, chwila! Sugerujesz, że mam się pozbyć mocy shinigami? Wyprzeć Kuraisena i pustego? Niby jak miałbym to zrobić? Oni są częścią mnie! Nie obchodzi mnie to, nie zrobię tego!
- Ray... - zaczął niepewnie -
Lord Piekieł ma rację. Sam dobrze wiesz, jakie są twoje prawdziwe moce, ale to wcale nie oznacza wyizolowania, czy niszczenia nas. Jesteśmy częścią ciebie. Rozwiń nasze zdolności, a potem... potem... - nie potrafił dokończyć, było to dla niego zbyt trudne, zbyt bolesne.
- Pozwól im odejść - dokończył.
Rayem wciąż wyglądał na zaskoczonego zaistniałą sytuacją, na oburzonego słowami bytów, na zawiedzionego spokojem Ertrota, na zmartwionego smutkiem swojego zanpakutou. Nie mógł uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Wolałby, aby cała ta rozmowa okazała się jedynie wymysłem jego wyobraźni, jakby boski artefakt okazał się bezskuteczny w próbie łączności z tym światem. Niestety, to nie były żadne wymysły. Opuściwszy na moment głowę, zbierał myśli, aż w końcu zapytał:
- Mam... skupić się na rozwoju mocy vizarda, tak?
- Owszem, ale obawiam się, że nie będzie to łatwe zadanie. BanKai zniknął wraz z pustym. Do jego powrotu nie będziesz mógł tego dokonać, ani nawet założyć maski.
- Tak po prostu mam się z tym oswajać bez podejmowania jakichkolwiek działań?
- Spokojnie. Tego nie powiedziałem - rzekł zanpakuto, słysząc podniesiony ton w zadanym pytaniu. -
Nauczę cię, jak korzystać z mojej pomocy w trakcie walki, bez konieczności zakładania maski. Będzie to co prawda polegać na kilkuminutowym przywoływaniu ostrza z odstępami czasowymi, ale sądzę, że powinno ci to wystarczyć.Ponownie nastała chwila niezręcznej ciszy, przypominała ona moment z początku rozmowy Rayema z zamieszkującymi jego podświadomość bytami. Chłopak nie wiedział innego wyjścia z sytuacji. Ertrot był dużo starszy, a przede wszystkim znacznie inteligentniejszy od kogokolwiek tutaj.
- Nie ma innego wyjścia?Przeczący ruch głową Lorda Piekieł postawił przysłowiową kropkę nad "i". Młodzieniec wziął parę głębszych oddechów, najpierw spoważniał, potem zdawał się już nie ukazywać żadnych emocji przy pomocy mimiku twarzy, czy ciała.
- No dobra... To co powinienem wiedzieć z podstaw?http://C.D.N.//