2 Rozdział przed wami ! A raczej przed Yohem ^ ^'
Opisywanie etapów czesania i przygotowywania się można pominąć ale jak chcecie wiedzieć jak Rosee wygląda to przeczytać. Przed chwilą skończyłem pisać. Dodane są : przed wypowiedziami oraz nie ma takich usterek językowych jak w 1 rozdziale. (Pisałem to o 2:23 ^ ^')
Łzy na Ostrzu
Rozdział II.
„W labiryncie życia”
Rosee Speszona dźwiękiem donośnego pukania, wyjęła wilgotne palce z pochwy. Wstała z podłogi i założyła ciemnoczerwone damskie bokserki. Szybko wyciągnęła czarny koronkowy stanik po czym zamknęła drzwi od szafy energicznym ruchem, aż szyny zaskrzypiały. Podbiegła do drzwi i otworzyła je za pomocą klucza leżącego przy szafce nocnej. Pociągnęła za klamkę i ujrzała przed drzwiami gościa. Dziewczyna zaczerwieniła się i speszyła, zamknęła drzwi. Złapała oddech i podeszła do półki nad łóżkiem. Na półce stały, różnej maści misie maskotki oraz koty, a pomiędzy nimi czerwono-czarna szczotka oraz niewielkie lusterko w kształcie rombu. Chwyciwszy przedmioty, usiadła na łóżku. Zagarniając włosy szczotką, dumała po co tajemniczy gość przyszedł do niej. Przyglądając się sobie w lusterku, które ukazywało młodą smukłą twarz, z niewielkimi zielonkawo-niebieskimi oczyma, pociągłym i szczupłym nosem oraz zgrabnymi, karminowymi ustami. Przesunęła swoje odbicie za włosy. Nagarnęła warstwę ciemnobrunatnych, gęstych włosów na szczotkę i przeciągnęła je w dół, szybkim energicznym ruchem nadając im prosty kształt. Uczesała boki i przeszła do grzywki, której lewą stronę przeniosła na prawą, tak że prawe oko zostało przykryte przez włosy, a prawą stronę pozostawiła bez zmian. Odłożyła lusterko, podniosła czarno-czerwoną gumkę do włosów, oplotła ją wokół prawej dłoni, a włosy złączyła za pomocą lewej. Przeplotła gumkę przez włosy, wywinęła i złączyła. Obok gumki leżały również czarne spinki oraz splotki. Zdjęła z włosów gumkę podniosła włosy z tyłu do góry, spięła je długą czarną spinką. Pozostałe spinki przypięła na boki i na grzywkę. Jej fryzura wyglądała z tyłu jak u chłopaka, a z przodu jak u dziewczyny. Podniosła się z łóżka, odstawiła przybory i podeszła do komody. Pociągnęła za uchwyty od górnej szuflady i wyjęła bluzkę z długimi rękawami i kołnierzem, w duże biało-czarne pasy. Włożyła ręce przez rękawy, przełożyła głowę przez otwór z kołnierzem, pociągnęła energicznie element garderoby, nakładając go na siebie. Bluzka była stosunkowo długa, przypominała tunikę, sięgała jej za pas. Zamknęła górną szufladę i otworzyła środkową. Wyjęła z niej bordowy pasek z czarną stalową sprzączką. Opięła się wokół bioder, po czym wsunęła część komody. Podeszła ponownie do drzwi. Przełykając ślinę z nutą strachu, energicznym ruchem pociągnęła za klamkę. Gość już przed nimi nie stał. Rosee ulżyło, przeszła się po górnym korytarzyku i podeszła do schodów. Na końcu, których stał on. Dziewczyna speszyła się, oblał ją rumieniec na policzkach. Przymknęła oczy, chwyciwszy dłonią poręcz ostrożnie i powoli schodziła po schodach. Gdy nagle usłyszała ciepły i stanowczy głos:
- Nie bój się, nie zjem cię! – po czym uśmiechnął się i pomachał do niej ręką
- Tttak wiem… Już idę – odpowiedziała speszonym głosem
Doszła do ostatniego stopnia i stanęła tuż przed nim. Spojrzał jej głęboko w zielonkawe oczy. Po czym powiedział:
- Jesteś Rosee, Rosee Ravier prawda? – wyciągnął dłoń na wprost niej.
- Ttak… Zgadza się… - nie pewnie podała mu dłoń.
- Chodzisz do tej samej szkoły co ja, widziałem cię nie raz, machałem ci na powitanie, ale ty zazwyczaj odwracałaś wzrok tak jakbyś mnie unikała. Boisz się mnie?
- Tta… To znaczy Nie! – Zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Nie boisz ? – zapytał dla upewnienia.
- Niie, nie boję – odpowiedziała trochę bardziej pewnym głosem.
- To dobrze – uśmiechnął się do niej.
- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam i po co do mnie przyszedłeś ? – zapytała z pełni ciekawości.
- Twoje dwie najlepsze przyjaciółki mnie do ciebie zaprowadziły – rzekł bez najmniejszego kłopotu.
- Katrine i Alice? – zapytała nie pewnie.
- Tak właśnie one.
- Skąd ty je znasz?
- Znam je od przedszkola! To moje dwie przyjaciółki.
- A po co do mnie przyszedłeś, jeśli mogę wiedzieć?
- Ehh… Przyszedłem żebyyy… yyy… no wiesz… chciałem pożyczyć zeszyt od Chemii – uśmiechnął się frasobliwie, speszył się.
- Po zeszyt od chemii? Rozumiem – odpowiedziała sarkastycznie.
- To pożyczysz mi ten zeszyt ?
- Tak oczywiście, tylko po co ci skoro chodzisz do innej klasy niż ja? – zapytała podejrzliwie.
- A no tak! Ale ze mnie głupek, przepraszam. – powiedział to, zdając sobie sprawę z tego jaki błąd rzeczowy popełnił.
- No cóż, a jak masz w ogóle na imię bo jeszcze się nie przedstawiłeś.
- Alex, Alex Elvor. – powtórnie wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Rosee Ravier, miło mi cię poznać… Krętaczu! – podała mu dłoń i uśmiechnęła się.
- Ale ja mówię prawdę, naprawdę przyszedłem po zeszyt bo myślałem że chodzisz do mojej klasy! – próbując uciec z potrzasku dziewczyny.
- Skoro tak mówisz, no cóż skoro już jesteś mały kanciarzu i skoro przebyłeś taki „kawał” drogi, aby do mnie przyjść oraz dlatego, że jest dzisiaj sobota, to może wejdziesz do mnie? – zaproponowała skromnie.
- O rany, która już jest godzina, przepraszam cię ale muszę już iść. Obiecałem pomóc, temu no … tacie! – próbując wymigać się od zaproszenia.
- Kłamczuchu! Nie marudź tylko chodź! – chwyciła go za rękaw koszulki i porwała na górę do pokoju.
Zamknęła drzwi. Widząc, że Alex nie wie co ma zrobić i jak się zachować w takiej sytuacji, szybkim energicznym ruchem pchnęła go w plecy tak, że upadł na łóżko Rosee.
- A teraz mów cwaniaczku, po co do mnie przyszedłeś, Ha? – usiadła na czarnym krześle obrotowym tuż przy biurku i uśmiechnęła się do niego.
- Ehh… no naprawdę chciałem zeszyt pożyczyć! – powiedział wypierając się swoich prawdziwych celów.
Dziewczyna przysunęła się na krześle w stronę chłopaka. Zgrabne i smukłe nogi położyła na kołdrze i oparła się.
- Nie ładnie tak kłamać. Mamusia nie uczyła, że się nie kłamie ?
- Ja nie kłamię!
- Kłamiesz!
- Nie!
- Tak!
- Nie !
- Ależ Tak!
- Wcale że nie !
Nagle Rosee, przegięła się na krześle za bardzo do tyłu. Upadła razem z siedziskiem na dywan.
- Auaa! Moja pupa! – trzymając się za pośladki.
Alex nie odwracał się w stronę dziewczyny.
- No pomóż mi wstać ! A nie siedzisz jak święty turecki! – powiedziała śmiejąc się.
Chłopak spojrzał na nią. Gdy leżała w ten sposób, widział jej bieliznę. Zaczerwienił się. Opanował szybko swoje myśli, po czym wstał z łóżka i rzekł:
- Lepszy święty turecki, niż fajtłapa na krześle! – śmiejąc się podał jej dłoń.
- Ha ha! Podnieś mnie Ośle!
- Osioł to leniwe zwierze – puścił jej rękę tak, że ona ponownie uderzyła pośladkami o dywan.
- Aua! Moja pupa ! Znowu! Proszę podnieś mnie! – wymachując rękoma z bólu.
- No dobra – podał jej dłoń i pomógł jej się podnieść.
Gdy podnosił ją widział jej całe czerwone bokserki.
- Rosee mogę ci coś powiedzieć? – zapytał z ciekawości
- No tak – uśmiechnęła się do niego
- Majtki ci widać – odpowiedział bez najmniejszej krępacji.
- Świnia! Gdzie ty mi się patrzysz ! Zboczuch! – uderzyła go dłonią w twarz.
Po czym zaczerwieniła się i speszyła. Usiadła do niego tyłem na łóżku:
- Zboczuch! – odrzekła ponownie szturchając go od tyłu w głowę.
- Au. – rzekł czując czerwony odcisk dłoni dziewczyny na twarzy.
- Dobrze Ci tak, świnio jedna! – burknęła.
- Pytałem się czy mogę ci coś powiedzieć, ty odrzekłaś że mogę. No to powiedziałem.
- Ale tego nie musiałeś mówić! Świnia! Myślałam, że chcesz mi coś szczególnego powiedzieć… - zamyślona odburknęła.
- Szczególnego? – pyta zaciekawiony
- Yyy… powiedziałam szczególnego… chodziło mi o innego, tak innego! – uśmiechając się i próbując wmówić mu co innego.
- Kłamczucha mówi co? – zapytał pogardliwie.
- Co? – odrzekła z zamyślenia.
- Ha czyli kłamiesz!
- Nie kłamię !
- Kłamiesz !
- Nie kłamię !
- Kłamiesz !
- Tak… - odrzekła speszona.
- Wiem, ja też – skulił głowę w dół.
Rosee siedziała tyłem do niego i rozmyślała patrząc na okno. Alex siedział tyłem do niej i myślał czy na pewno po to tu przyszedł, czy nie po zeszyt. Mijały minuty. Po 13 minutach, Alex rzekł:
- Rosee, przepraszam że spojrzałem na twoje majtki… Nie przyszedłem do ciebie po zeszyt. Przyszedłem bo chciałem ci coś powiedzieć.
- Nie szkodzi, że się na nie patrzyłeś nie przeszkadzało mi. Ale jak powiedziałeś mi, że widzisz je, poczułam się zawstydzona i skrępowana.
- Tak wiem. Przepraszam.
- Co chciałeś mi powiedzieć? – zapytała podejrzliwie.
- Ehh… Chciałem ci powiedzieć, że widzę cię codziennie w szkole i także po za nią. Widuję cię, także w parku ale ty zawsze mnie unikasz. Rosee, podobasz mi się… - ledwo co mogąc wykrztusić to z siebie, zaczerwienił się.
Dziewczyna odwróciła się przodem do Alexa. Położyła dłonie na jego barkach i smutnym głosem powiedziała:
- Nie wiem czemu cię unikam… Ale wiem… że ty też mi się podobasz… - łzy poleciały jej po oczach. Nagle niebo zachmurzyło się i zakryło słońce. Zaczęło powoli kropić.
- Czemu płaczesz Rosee ? – odwrócił się do niej przodem. Chwycił jej dłoń.
- Bo... – kolejna łza przetoczyła się po policzku.
- Mów, proszę – ścisnął jej dłoń ze swoją.
- Nie mogę… Alex, podobasz mi się, ale wyjdź proszę.. Wyjdź z mojego pokoju… Nie zakochuj się we mnie proszę… Zrozum to… - puściła jego dłoń i wzmocniła płacz.
- Czemu… Powiedz… Proszę czemu ?! – wtórnie chwycił jej dłoń.
- Wyjdź, błagam Alex… - puściła dłoń.
- Czemu, Rosee proszę powiedz czemu nie tłum tego w sobie! – krzyknął jej w twarz, po czym otarł jej policzek.
- Zostaw… mnie… proszę… ! – krzyknęła mu w twarz ze strachem w oczach.
- Powiedz tylko czemu! ! ! – krzyknął wtórnie.
- Zostaw… Mnie… Samą… Proszę… Alex… Jeżeli coś do mnie czujesz… Zostaw mnie… Zrozum – po czym zamknęła oczy, nabrała powietrza i rozchyliła wargi. Przesunęła twarz w stronę jego. Dotknęła swoim nosem jego nosa. Złączyła swoje wargi z jego wargami. Z jej oczu popłynęło jeszcze więcej łez. Zsunęła wargi do siebie, kończąc pocałunek. Łkanym głosem rzekła:
- Kocham Cię… Proszę jeśli ty też mnie kochasz idź… Zostaw mnie… I nie kochaj mnie… Nie zasługuję na to by być kochaną.
W tej chwili Alex objął ją w ramiona i energicznym mocnym ruchem, przytulił do siebie.
- Kocham i chcę kochać… Powiedz czemu płaczesz Rosee? – tuląc ją mocniej do siebie.
- Nie mogę być kochaną… Nie mogę… Żegnaj Alex. Przepraszam cię… - wyrwawszy się z objęć chłopaka, zeszła z łóżka i podeszła do okna. Stanęła na parapecie. Uchyliła okno.
- Rosee co do cholery robisz !? Stój Idiotko! Chcesz się zabić ?! – szybko podniósł się z łóżka i podbiegł do niej. Chwyciwszy ją za dłoń. Powiedział nerwowym głosem:
- Co ty do cholery robisz? !
- Żegnaj Alex… Kocham Cię, ale nie mogę Cię kochać. – wyrwała swoją dłoń z jego ręki, zrobiła jeden krok w stronę otwartej przestrzeni. Wyskoczyła.
Rozległa się ulewa.
- NIE !!! – uderzając o kamienny parapet ze wściekłości i melancholijnego smutku.
- Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego do cholery ! To zrobiłaś !
Alex, wyjrzał przez okno na dół.
- Chwila moment, przecież to jest raptem wysokość jednego metra… Zatłukę tą kanalię ! – uśmiechnął się i ulżyło mu. Po chwili zszedł na dół. Założył buty i rzekł donośnie:
- Dowidzenia !
- Dowidzenia ! – odrzekła Nicolet szukająca składników na obiad w lodówce.
Zamknął drzwi za sobą i poszedł w stronę domu.
Wybijała godzina w pół do czwartej.
- Różyczko chodź na obiad – wołając na obiad mama.
- Już idę! – odrzekła pełna radości i energii.