Rozdział 1:
I nastała światłość
-
Panie, działo Patefasum zostało ukończone w 90%! Informuję, że będzie gotowe do użycia za dwa, góra trzy dni. – zakomunikowała masywna istota, wyglądająca jak połączenie tyranozaura ze człowiekiem. Odziana w szare szaty, które pękały w kilku miejscach pod naporem mięśni, ukłoniła się znacznie mniejszemu osobnikowi, stojącemu przed ogromną szybą, za którą rozciągał się bezkresny kosmos.
-
Świetnie. Wszystko idzie zgodnie z planem. – rzekł, odwracając się do swojego podwładnego. Dopiero teraz na jego białej twarzy można było dostrzec szyderczy uśmiech.
-
Ponowne spotkanie będzie już tylko kwestią czasu… - po chwili wybuchł głośnym śmiechem…
W jednym z największych budynków znajdujących się w Hercule City, nastąpiła eksplozja o pokaźnych rozmiarach. Z dymu, który powstał na jej skutek, wyleciały dwie postacie w szarych pelerynach oraz z kapturami na głowach – po budowie ciała można było się domyślić, że jest to mężczyzna i kobieta.
-
Ile ma gwiazdek? – zapytała po chwili zastanowienia.
-
Dwie. – odpowiedział z szerokim uśmiechem, lecąc obok niej. –
Jeżeli chodzi o tą przestrzeń, brakuje Nam już tylko dwóch. – dodał po kilku sekundach.
-
Nie będę zaskoczona, jeżeli ktoś znowu przeszkodzi nam w odnalezieniu wszystkich. – przedstawicielka płci pięknej cicho westchnęła, spoglądając na zadowolonego faceta, który mimo wszystko, nieco skrzywił się po owym stwierdzeniu. Nie pomyliła się – jak zwykle, zresztą. Po upływie kilku sekund, para była zmuszona wylądować i zmniejszyć swoją energię do minimalnego poziomu, gdyż zlokalizowali aurę innego wojownika, przemieszczającą się właśnie w ich kierunku z zawrotną szybkością.
-
Jak myślisz, kto to? – zapytała mężczyznę, który właśnie chował skradziony artefakt do miniaturowego, międzywymiarowego przejścia. Prowadziło ono bezpośrednio do prywatnego magazynu dwojga złodziejaszków. Następnie sięgnął do kieszeni po niewielki przedmiot, przypominający na pierwszy rzut oka, zwykłego palmtopa. Po uruchomieniu go, wpisał jakieś hasło – zanim je jednak wysłał, nieco się skrzywił i westchnął.
-
Informacje zawarte w bibliotece Quinta nie muszą być aktualne, ale przy ostatnim sprawdzaniu tego świata, najsilniejszym wojownikiem był niejaki Feer Kagayaku. Podróżnik, który miał okazję stoczyć z nim walkę, napisał, że poziom mocy tego mężczyzny wahał się między dwoma, a trzema milionami jednostek. Oczywiście, mowa o energii Ki. Biorąc pod uwagę datę wpisu, może okazać się znacznie potężniejszy.– odpowiedział, wyłączając i chowając urządzenie do kieszeni.
-
Mam jedynie nadzieję na to, że nie myślisz o walce. – odezwała się lekko zaniepokojona kobieta. –
Mieliśmy się skupić na czymś innym, prawda? – dodała po kilku sekundach, krzyżując ręce na klatce piersiowej i przechylając głowę w kierunku zbliżającej się energii. Nagle mężczyzna otrzymał potężne uderzenie w twarz, pod wpływem którego wykonał kilka kroków do tyłu. Przedstawicielka płci pięknej była w niemałym szoku, gdy użytkownik mocy, jaką czuła co najmniej kilkaset kilometrów dalej, nagle znalazł się przed jej partnerem, wymierzając mu cios, który dodatkowo wyprowadził go z równowagi. Feer to dobrze zbudowany facet o jasnoniebieskich włosach uniesionych do góry. Zwykle nosił granatowy kombinezon oraz zbroję charakterystyczną dla świata, w którym znajdowało się Capsule Corp.. Złodziejaszek nieznacznie się uśmiechnął, teleportując się bezpośrednio do swojej partnerki.
-
To o nim jest mowa w bibliotece Quinta? – zapytała nieco zdezorientowana.
-
Prawdopodobnie. Nie zgadniesz, na jakim poziomie stoi jego siła ciosu. – odpowiedział z lekkim uśmiechem, ścierając niewielką ilość krwi z ust.
-
Kim jesteście i po cholerę Wam smocze kule? – pytanie rzucone nagle, zbiło parę złodziei z nóg. Skąd wiedział, że zbierają artefakty niezbędne do wezwania boskiego smoka, skoro po odnalezieniu jednej kryształowej kuli, od razu przenosili ją do prywatnego magazynu? Nawet smoczy radar na nic się w takim przypadku nie zdawał.
-
Nieważne. Widzę, że trochę Was zaskoczyłem. Możecie oddać je z własnej, nieprzymuszonej woli i umrzeć, bądź odbiorę je siłą. Wtedy tak, czy siak zginiecie, ale w nieco większych męczarniach… - po kilku sekundach bez odpowiedzi, zniknął. Nagle złodziej odepchnął swoją partnerkę do tyłu, szybko ściągając z siebie niepotrzebną pelerynę i przesuwając się w prawo. Yoh to młody, aczkolwiek dobrze zbudowany facet o ciemnych, chaotycznie ułożonych i długich włosach, które z tyłu spiął niebieską gumką. Miał na sobie luźne, niebieskie spodnie oraz ciemnoczerwoną kamizelkę pod którą znajdowała się czarna podkoszulka bez rękawów. Na nadgarstku lewej ręki widoczna była ciemna opaska, zaś na prawej, bandaż. Feer wyraźnie zamierzał powtórzyć wcześniejszy wyczyn, jednak ciemnowłosy nie miał najmniejszego zamiaru nabierać się dwa razy na tą samą, tanią sztuczkę. Wykonawszy unik, wymierzył cios z kolanka w brzuch niebieskowłosego mężczyzny, poprawiając akcję uderzeniem z łokcia w jego kręgosłup. Kiedy zdezorientowany wojownik upadł na ziemię, Atsuko odskoczył kilka metrów dalej, przybierając pozycję bojową. Kagayaku nie zwlekał z przeprowadzeniem kontry – ponownie zniknął. Tym razem jednak, owemu zagraniu towarzyszył dziwny świst. Pojawiwszy się po lewej stronie złodziejaszka, wymierzył mu cios w twarz, przed którym ten skutecznie się zasłonił… na próżno. Był to powidok – oryginał pojawił się przed facetem w ciemnoczerwonej kamizelce, wymierzając mu serię kilkudziesięciu potężnych ciosów w brzuch, a następnie kończąc kopnięciem z półobrotu, wykonanym w prawą stronę głowy. Na szczęście, tego ataku Yoh zdołał uniknąć, przenosząc się kilkanaście metrów dalej na bezpieczną odległość. Feer wylądował z niewielkim uśmiechem.
-
Nieźle… Ale to nie był zwykły powidok. Daj mi chwilę, a rozgryzę Cię przy kolejnej akcji. – skomentował złodziej, wyglądając na pewnego siebie. Mężczyzna w granatowym kombinezonie jedynie prychnął. W kwestii kontynuowania pojedynków, nie był osobą, którą trzeba było długo namawiać. Odbijając się od ziemi, niebieskowłosy z ogromną szybkością zbliżył się do swojego przeciwnika. Kiedy był przy nim, zniknął – zamierzał wykonać kopnięcie w kręgosłup szyjny, jednakże Atsuko w tym czasie po prostu się schylił. Pomimo tego, prawdziwy atak miał nadejść z lewej strony – nim Feer go jednak wymierzył, przed jego twarzą powstała ciemna kula energii z której wyłoniła się dość masywna macka – przybierając formę ręki z zaciśniętą dłonią, wymierzyła mężczyźnie potężne uderzenie w okolice mostka, po którym odleciał kilka metrów dalej.
-
Co… do?... – Kagayaku był wyraźnie zagubiony. Nie spodziewał się takiej zagrywki po swoim przeciwniku i od samego początku tego pojedynku było to błędem. Kula zaczęła się dematerializować, natomiast złodziej z lekkim uśmiechem odwrócił się do swojego oponenta.
-
Za długo by tłumaczyć… – rzekł ciemnowłosy, drapiąc się po policzku. –
Cholera, nawet taki tępak jak ja nie miał większego problemu z przejrzeniem Twojej zdolności. Wiedz, że to zły znak… - dodał, unosząc i kiwając palcem wskazującym na prawo i lewo.
-
Co?... – zapytał niepewnie niebieskowłosy, dalej łapiąc oddech po poprzednim ataku międzywymiarowego podróżnika.
-
Polegasz na prostej technice, opierającej się na Twojej szybkości. Nie wykonujesz pierwszego ciosu, bo prawdopodobnie ma on zawsze służyć za fałszywy atak. Stąd prosty wniosek… Twoja technika polega jedynie na zmyleniu przeciwnika, który nie potrafi wykrywać aury innych wojowników. Zasadnicza wada? Przy istotach potrafiących lokalizować energię, nie przynosi to specjalnych efektów, a Ty najwyraźniej masz tendencję do ignorowania mocy osób, których nie znasz. – mężczyzna w ciemnoczerwonej kamizelce złapał oddech, po czym podleciał do swojej partnerki.
-
Moim zdaniem, to byłoby na ty-… - w kierunku pary złodziejaszków nagle pomknął średniej wielkości pocisk energii. Silvia chwyciła swojego partnera za kołnierz kamizelki, po czym teleportowała się kilkadziesiąt metrów dalej, unikając destrukcyjnego działania techniki. W miejscu, w które uderzył pocisk, nastąpiła eksplozja o dość pokaźnych rozmiarach.
-
I to właśnie Ty mówiłeś o ignorowaniu mocy nieznajomych, kilkanaście sekund temu? – przedstawicielka płci pięknej odezwała się ironicznie, nie oczekując odpowiedzi. Niebieskowłosy mężczyzna nagle pojawił się za nią, próbując wymierzyć atak z zaskoczenia – na jej twarzy natomiast widoczny był niewielki uśmiech. Nachylając się, wykonała unik przed fałszywym atakiem, a następnie wykorzystując całe swoje ciało, za pomocą techniki „Kiaiho” wytworzyła wokół siebie niewidzialną falę energii, która skutecznie odepchnęła Feera kilka metrów dalej. W tym momencie, kobieta ściągnęła pelerynę, którą miała na sobie od początku tego starcia. Silvia jest niezwykle zgrabną kobietą o średniej długości, czarnych włosach – na jednym z dwóch kosmyków opadających na jej twarz, znajdowała się złota spinka. Charakterystyczne dla niej były ciemnoczerwone źrenice w dużych, zielonych oczętach. Miała na sobie ciemną, długą, elastyczną bluzkę z własnoręcznie wyciętym dekoltem, pod którą znajdowała się czerwona podkoszulka bez rękawów – owe połączenie sprawiało, że piersi kobiety były bardzo dobrze wyeksponowane. Smaczku jej kobiecości dodawały jasnoniebieskie, obcisłe spodnie jeansowe. Wyglądała bardzo seksownie i to właśnie przykuło początkowo uwagę jej oponenta – wykorzystała szansę, teleportując się bezpośrednio za niego i wymierzając mu kopnięcie w prawą stronę szyi. Atak wystarczył do przewrócenia go, a zarazem posłania kilka metrów dalej. Mężczyzna dość szybko wstał, nie dając Silvii szansy na jakąkolwiek poprawkę owej akcji.
-
Dwoje na jednego, co? – Feer przybrał luźną pozycję bojową. Po sekundzie, skok jego energii był doskonale wyczuwalny – włosy wojownika w jednej chwili zmieniły barwę na złotą, zaś tęczówki przybrały kolor seledynowy. Poziom mocy również znacząco się zwiększył, natomiast para złodziei najwyraźniej nie spodziewała się takiego obrotu spraw – można było to wyczytać ze zdezorientowanych wyrazów ich twarzy.
-
Zobacz… Wyrównałeś szanse… - zażartowała ciemnowłosa, a następnie zerknęła na partnera. –
W bibliotece Quinta nie ma wpisu dotyczącego Super Saiyan w tym uniwersum? – zapytała, wykonując krok do tyłu.
-
No cóż… Najwyraźniej ktoś zapomniał wspomnieć o tym szczególe… - odpowiedział Atsuko. Dostrzegając zachowanie kobiety, szybko spoważniał. Saiyanie to jedna z najbardziej niebezpiecznych i nieobliczalnych ras, jakie można spotkać podczas międzywymiarowych podróży – dodatkowo, jeżeli któremuś z przedstawicieli tego gatunku udało się osiągnąć formę Super Saiyan, sprawa była jeszcze bardziej skomplikowana. Walka z takim wojownikiem była niezwykle ciężka, nie tylko ze względu na ogromny wzrost jego mocy, ale także z powodu zawziętości oraz dumy – przegrana nie wchodziła w grę. Walka zwykle kończyła się na śmierci jednego z walczących. Para międzywymiarowych złodziejaszków najwyraźniej nie miała szczęścia.
W pewnym momencie, Feer odbił się od podłoża, znikając. Przemieścił się do bezpośrednio do Yoha, wymierzając mu uderzenie w twarz, które nadeszło z prawej strony. Ciemnowłosy mężczyzna nie był w stanie wykonać uniku przy takiej szybkości, dlatego też pod wpływem ataku odleciał kilka metrów dalej – szybko doszedł do siebie, dzięki czemu nie było problemów z wyhamowaniem jeszcze w locie. Nim zdążył jednak wykonać jakąkolwiek akcję, Kagayaku przeniósł się nad niego. Wykonawszy kopnięcie w brzuch wojownika, złotowłosy dosłownie wbił go w ziemie, w której powstało średnich rozmiarów wgniecenie. Nagle, za Super Saiyaninem znalazła się Silvia – za pomocą palca wskazującego, lekko zraniła go w szyję, powodując powstanie zadrapania – po owej akcji, została jednak szybko chwycona za rękę i ściągnięta do mężczyzny, który wymierzył jej w kopnięcie z kolanka w brzuch. Gdy nachyliła się pod wpływem uderzenia, otrzymała dodatkowo potężne uderzenie w kręgosłup szyjny z łokcia, które posłało jej bezwładne ciało na leżącego Yoha.
-
I po co Wam to było, co?... – rzekł Feer, spoglądając na leżącą parę złodziei. Wystawiając otwartą dłoń przed siebie, utworzył przed nią niewielką kulę energii, a następnie nieznacznie się uśmiechnął.
-
Nieważne. Tutaj kończą się Wasze przygody, pieprzone gołąbk-… - mężczyzna poczuł, że coś zaczęło przebijać się przez jego dłoń – dezaktywował swoją technikę, a następnie odskoczył dostrzegając ciemną, ostro zakończoną mackę, która szybko zniknęła. Gdy wylądował, spojrzał na zranioną kończynę.
-
Znowu? Co to było?... I w jaki sposób przeszło przez mój atak, do ciężkiej cholery?... – wyszeptał do siebie, a następnie zerknął na przeciwników. Na jego twarzy ponownie zagościło zdziwienie, kiedy tylko dostrzegł, że obydwoje wstali – mieli kilka zadrapań i siniaków na ciele oraz lekko zniszczone ubranie, ale żadnych poważniejszych obrażeń nie było widać.
-
Cholera, jesteś znacznie lepszy niż się spodziewałem. – stwierdził ciemnowłosy mężczyzna, przeciągając się. Silvia spojrzała na niego z lekkim znudzeniem – tym razem wolała po prostu milczeć.
-
Nie przegram z jakimiś pieprzonymi złodziejami! – skomentował krótko złotowłosy, wystawiając przed siebie obie ręce. Przed otwartymi dłońmi utworzył średniej wielkości błękitną kulę, którą miał zamiar wystrzelić w międzywymiarowych podróżników – nim jednak udało mu się przejść do tej akcji, Silvia pojawiła się na jego plecach w pozycji klęczącej – zaskoczony Kagayaku nie mógł nic zrobić, kiedy został odkopany do przodu, ledwo utrzymując równowagę. Nie zamierzał dezaktywować techniki – kiedy tylko udało mu się podeprzeć prawą nogą, przed twarzą dostrzegł jedynie ciemną dłoń o trzech palcach, która po chwili chwyciła go za twarz – był to twór wytworzony z energii międzywymiarowego złodzieja, który przewrócił oponenta – w drugiej dłoni stworzył zaś czarny pocisk energii i wpuścił go w błękitną kulę utworzoną przez Feera. Technika, która miała posłużyć do wyeliminowania podróżników, ostatecznie zadziałała na niekorzyść swojego twórcy. Yoh w ostatnim momencie zdążył wytworzyć wokół siebie „czarny kokon”, który został wyrzucony gdzieś w powietrze, w wyniku potężnej eksplozji. Silvia natomiast bez problemu przemieściła się na bezpieczną odległość. Gdy Atsuko również znalazł się z dala od pola rażenia wybuchu, dezaktywował działanie techniki. Po jego lewym ramieniu ciekła krew – złodziej od razu poleciał do swojej partnerki, którą zauważył z góry. Powstały w wyniku eksplozji dym, uniemożliwiał dostrzeżenie czegokolwiek, dlatego też para musiała mieć się jeszcze przez chwilę na baczności.
-
Było blisko… - na twarzy ciemnowłosego mężczyzny widoczny był nieznaczny uśmiech. Po chwili otrzymał cios w głowę, pod wpływem którego się ugiął.
-
Podróżujemy razem od tylu lat, a Ty dalej zachowujesz się jak dziecko. Nie mam zielonego pojęcia, jak ja z Tobą wytrzymuję. – stwierdziła kobieta, klękając obok swojego partnera i dotykając jego rannego ramienia. Po chwili, z jej dłoni zaczęło wydobywać się jasne światło. Obrażenia, jakie wojownik otrzymał w wyniku starcia, zaczęły się goić w zawrotnym tempie. O dziwo, na ciele podróżniczki nie było widać już żadnych zadrapań, bądź siniaków.
-
Zawsze nasuwa mi się jedno pytanie, gdy muszę Cię leczyć… Czy on też posiada zdolności, które pozwoliłyby Ci na regenerację? – pytanie nieco zaskoczyło faceta. Przez chwilę nawet wydawał się nieco poważniejszy – szybko ustąpiło to jednak miejsca uśmiechowi.
-
Nie dogadujemy się w tak dużym stopniu, jak Wy. Jestem mu wdzięczny za to, że w ogóle pozwala mi korzystać ze swojej mocy. – odpowiedział po krótkiej chwili zastanowienia. Po upływie zaledwie kilkunastu sekund, rany jakie złodziej otrzymał w wyniku walki, całkowicie zniknęły. Ciemnowłosa kobieta cicho westchnęła, spoglądając na miejsce w którym powinien znajdować się Feer. Eksplozja o tak ogromnej sile z pewnością zadała mu poważniejsze obrażenia – jeżeli nie śmiertelne. Przedstawicielka płci pięknej szybko wypatrzyła ciało niebieskowłosego wojownika. Ku jej zaskoczeniu, nie zginął.
-
Żyje. Nie sądzisz, że powinnam go uleczyć? Przynajmniej do tego stopnia, by odzyskał przytomność. – zaproponowała Sawako.
-
Masz za dobre serce. Nie widzę takiej potrzeby, bo prawdopodobnie zlecą się tutaj zaraz jego znajomi. Myślę, że będą w stanie przywrócić go do stanu używalności. – odpowiedział po krótkiej chwili Atsuko, pstrykając palcami w celu otworzenia międzywymiarowego przejścia, prowadzącego bezpośrednio do Korytarza. Zamierzał jak najszybciej opuścić tą przestrzeń, chociażby ze względu na niebezpieczeństwo spotkania innych wojowników. Rzekomo, to właśnie Feer pozostawał najpotężniejszym indywiduum w tej rzeczywistości – ale czy naprawdę tak było? Być może, parze złodziejaszków będzie dane niedługo to sprawdzić, bowiem będą musieli zawitać do tego świata jeszcze przynajmniej raz – mają pięć smoczych kul, co oznacza, że do wezwania boskiego smoka w tym uniwersum, brakuje im jeszcze dwóch. Po krótkiej rozmowie, Silvia i Yoh przeszli przez utworzony portal, zamykając go za sobą, a tym samym opuszczając odwiedzoną przestrzeń.
-
Masz jakieś pomysły dotyczące dalszych kradzieży? – zapytała ciemnowłosa piękność, gdy obydwoje znajdowali się już w Korytarzu. Kobieta zaczęła poprawiać swoje włosy, natomiast mężczyzna rozejrzał się dookoła.
-
Planowałem zabrać się za Hōgyoku, bądź Lumen Histoire. – odpowiedział spokojnie.
-
Odważne postanowienia, ale wiesz nad czym ja pomyślałam? Chwilowy odpoczynek w świecie, z którego pochodzimy… – zaproponowała, uśmiechając się. Atsuko milczał – postanowił nie odpowiadać na to pytanie. Oczywiście, Silvia tego nie lubiła. Zdawała sobie jednak wtedy sprawę z tego, jakie zdanie w tym temacie ma jej partner. Kobieta miała wampirze korzenie i od dłuższego czasu próbowała namówić go do chociażby chwilowego powrotu do rodzimego wymiaru – miała nadzieję na to, że zobaczy się ze swoim starszym bratem. Ten zaś był jednym z najpotężniejszych wampirów zamieszkujących owy świat i… nienawidził międzywymiarowego podróżnika. Stąd też pewna niechęć do powrotu w ciemnowłosym mężczyźnie.
-
Jak zwykle… - po chwili ciszy, wampirzyca westchnęła.
-
Słyszałem, że wysłano za nami zapałkę. Poza Twoim bratem, to jest drugi powód, dla którego lepiej nie zatrzymywać się w jednym świecie. – oznajmił, wyglądając na zamyślonego.
-
Zaraz… Skąd taka informacja? – zapytała nieco zdezorientowana. Po wyrazie jej twarzy można było dojść do wniosku, że obawia się spotkania z „zapałką” – kimkolwiek by ona nie była.
-
W WDG pojawił się wpis dotyczący tej gorącej pary. Zanim znalazłem informacje o Feerze Kagayaku, sprawdziłem na szybko najświeższe informacje dotyczące Beralzy. Jej ambasador wyruszył ze swoją partnerką na jakieś tajemnicze delegacje. – wyjaśnił krótko, ruszając do przodu. Silvia bez chwili zastanowienia ruszyła za nim – gdy obydwoje szli obok siebie, kontynuowała rozmowę.
-
Jak zwykle, wyolbrzymiasz sprawę. Światy są odwiedzane przez setki tysięcy podróżników. W jednej, przypadkowej podróży będziesz doszukiwał się chęci dorwania Nas? To trochę niedorzeczne... – stwierdziła po wysłuchaniu mężczyzny w ciemnoczerwonej kamizelce. Mimo to, nie poprawiła mu humoru ani trochę – od kiedy pojawili się w Korytarzu, wyglądał na bardziej zamyślonego niż zwykle.
-
Niby tak, ale pamiętasz ich poprzednie… ekhem… tajemnicze delegacje? – zapytał spoglądając w kierunku partnerki.
-
No… dobra. Możesz mieć rację, ale nie zmienia to faktu, że trochę wyolbrzymiasz owy temat. Jeżeli wrócilibyśmy do świata #212, na pewno otrzymalibyśmy pomoc. Ewentualnie, stańmy im naprzeciw. – zaproponowała. Obydwoje stanęli w miejscu i spojrzeli na siebie – na ich twarzach pojawiły się niewielkie uśmieszki. Takiego wojownika jak Yoh nie było trzeba długo namawiać do stoczenia pojedynku ze znacznie silniejszym przeciwnikiem.
-
Wiesz, że mogli zyskać nowe umiejętności, tak samo jak my? – zapytał długowłosy, spoglądając na wejścia do kilku przypadkowych światów, a następnie wracając wzrokiem na Silvię.
-
To chyba sprawia, że spotkanie będzie jeszcze ciekawsze, niż w dwóch poprzednich przypadkach. – skomentowała krótko ciemnowłosa kobieta. –
Poza tym, cieszę się, że Cię przekonałam. – dodała.
-
To wyjątkowa sytuacja. Mam tylko nadzieję na to, że Twój kochany brat nie stanie Nam na drodze… - rzekł, chcąc usprawiedliwić swoją decyzję o chwilowym powrocie do świata #212.
-
O to się nie martw. Nie jest Tobą. – oznajmiła, pstrykając Yoha w czoło. –
Nie wpycha się tam, gdzie go nie chcą. – po krótkiej wymianie zdań oraz obmyśleniu ewentualnych planów działania, para złodziejaszków spokojnie ruszyła przed siebie, kierując się do wyznaczonej przestrzeni.
Kobieta o fioletowych włosach uśmiechnęła się do swojego partnera, który jedynie westchnął widząc jej wyraz twarzy – doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że za chwilę zostanie wplątany w jakąś akcję w której będzie musiał uczestniczyć nawet pomimo braku chęci do podjęcia jakiegokolwiek działania. Viego – gdyż o niego chodzi – jest „młodym”, szczupłym elementalistą o ciemnych, niepoukładanych włosach, uniesionych do góry. Ubrany był w ciemnoniebieskie spodnie oraz czarną koszulę z krótkim rękawem, posiadającą czerwone elementy wzdłuż tułowia i na końcach rękawów – wykonane zostały z materiału o wybitnie dużym współczynniku tarcia. Do tego dochodziły zwykłe, sportowe buty.
-
Gdzie udamy się tym razem? – zapytała spokojnie. –
I nie wzdychaj. Nie zawsze mam głupie pomysły. – dodała, klepiąc zobojętniałego mężczyznę po plecach. Kaylin jest zgrabną kobietą o długich, prostych, fioletowych włosach oraz zielonych oczach. Miała na sobie zieloną bluzkę bez rękawów na zamek błyskawiczny, rozsuwany od góry do dołu oraz krótkie, ciemnoniebieskie spodenki. Dodatkowym elementem, który nadawał jej uroku, były długie buty na wysokim obcasie.
-
Nie zawsze, ale przeważnie. – stwierdził bez większego namysłu. Przedstawicielka płci pięknej lekko się naburmuszyła, wymierzając cios w twarz swojego towarzysza. Ten bez problemu wykonał unik, przykucając z rękoma w kieszeniach.
-
Widzisz?... Zwykle wiem co Ci chodzi po głowie, dlatego przeważnie, nie oznacza zawsze, Kay-... – zanim skończył wypowiedź, otrzymał kopnięcie z kolanka w środek twarzy, które posłało go kilka metrów dalej. Mimo to, spokojnie leżał na plecach, na „niewidocznej” ścieżce przestrzeni znajdującej się pomiędzy rzeczywistościami, trzymając dłonie w kieszeniach. Na chwilę obecną, sytuacja mogła wydawać się nieco komiczna.
-
Poprawka. Mężczyzna nie jest w stanie zrozumieć takiego stworzenia, jak kobieta. Ale to żadna nowość… – ciemnowłosy uniósł się do góry, przebywając cały czas w pozycji leżącej. Dopiero gdy znalazł się kilka metrów nad ziemią, z pozycji poziomej przeszedł do pozycji pionowej. Kobieta o fioletowych włosach prychnęła, pokazując swojemu partnerowi język.
-
Tak jakby to miało Cię zaboleć. – odezwała się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Nagle jednak spoważniała, widząc „zaangażowanie” partnera w zabawę.
-
W jaki sposób chcesz ich dorwać tym razem? – zapytała po chwili namysłu. Viego wyciągnął z kieszeni Worldwide Data Gatherera, a następnie wpisał w nim jakieś hasło.
-
Wieści roznoszą się po całym multiwersum w zastraszającym tempie. Kilkanaście minut temu narobili niezłego rabanu w świecie #206. Dzięki informacjom dostarczanym na bieżąco z innych światów, Atsuko musiał się dowiedzieć, że wyruszyliśmy za nim oraz za Silvią. – po kilku sekundach, na urządzenie mężczyzny dotarła jakaś wiadomość – przemawiała za tym muzyka oraz wibracje, niczym w tradycyjnym telefonie komórkowym. Po jej odczytaniu, uśmiechnął się.
-
Chodź. – oznajmił, chowając WDG z powrotem do kieszeni. –
Tym razem to my dostaliśmy zaproszenie. – dodał, ruszając po chwili przed siebie oraz wkładając dłonie ponownie do kieszeni.
-
Nie bardzo rozumiem. Ten złodziejaszek napisał Ci, że chce się spotkać? – zapytała, biegnąc za swoim partnerem. Gdy znajdowała się około dwóch metrów od niego, wykonała skok w górę by po chwili wylądować na plecach ciemnowłosego mężczyzny. Insyendar nie bardzo przejął się dodatkowym ciężarem z tyłu i postanowił po prostu iść dalej.
-
Obydwoje sądzą, że mają szansę w bezpośredniej konfrontacji. Chcemy wyprowadzić ich z tego błędu, co? – na twarzy mężczyzny zaczął malować się niewielki uśmieszek. Cemineya go odwzajemniła, a następnie przytaknęła na wypowiedź swojego towarzysza…
Na dachu jednego z najwyższych budynków w Eminie, spokojnie siedział młodzieniec o ciemnych, chaotycznie ułożonych włosach. Pogoda nie była najlepsza, chociażby ze względu na trwające od kilku dni opady deszczu. Chłopcu to jednak nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – krople wody, które padały na jego twarz, sprawiały mu wyjątkową radość. Nastolatek miał na sobie jasnoniebieską podkoszulkę bez rękawów oraz ciemne spodnie – był również wyjątkowo dobrze zbudowany. Rękawice bez palców na jego dłoniach mają taki sam kolor jak pasek i buty – niebieskofioletowy. Do paska o srebrnej klamrze przypięty jest metalowy łańcuch. Po upływie kilku minut, kiedy deszcz zaczął przechodzić ustępując miejsca słońcu, na dachu pojawił się drugi osobnik – wysoki, dobrze zbudowany chłopak o brązowych włosach i charakterystycznej, dość mocno potarganej grzywce. Miał na sobie brązowy bezrękawnik z kapturem, pod którym znajdowała się ciemna podkoszulka. Do tego dochodziły krótkie spodnie jeansowe oraz jasnoszare buty do kostek.
-
Ray, powiedz mi, co Ty widzisz w tym deszczu? – szatyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej, nieznacznie się uśmiechając.
-
Nie wiem… Po prostu go lubię. – odpowiedział po chwili namysłu, odwracając się do swojego przyjaciela. Na jego twarzy także można było dostrzec niewielki uśmiech. –
Jesteś tutaj z powodu tej aury, co? – zapytał, przechylając głowę do góry i spoglądając w niebo.
-
A no. Zbieram jakąś minimalną ekipę, na wypadek, gdyby nikt nie miał zamiaru się pojawić na polu walki, tak jak ostatnio. – oznajmił, podchodząc do kumpla.
-
Na mnie możesz liczyć… Swoją drogą, kogoś już zwerbowałeś? – zapytał spokojnie. Chłopcy nie wiedzieli, czy dojdzie do jakiejkolwiek walki pomiędzy nimi, a zbliżającym się niebezpieczeństwem. Mimo to, w przeciwieństwie do ostatniej próby ratowania planety – które było całkowicie spontaniczne – tym razem zamierzali się przygotować na różne scenariusze.
-
Maxa, Arisę, Akiego oraz Yui. Umówiliśmy się na równinach. – stwierdził Roleyo. W tej samej chwili, Ray przyłożył do czoła dwa palce – wskazujący oraz środkowy. Namierzenie jakiejkolwiek aury wymagało od niego naprawdę dużego skupienia, chociażby ze względu na jedną z wyjątkowych cech tej przestrzeni – istniały tutaj skupiska najróżniejszych rodzajów energii, które były mniej lub bardziej znane w innych światach. Wytrenowanie umysłu do takiego stopnia, by wyczuwać choćby kilka z nich, wymagało od tutejszych wojowników nawet lat ćwiczeń. Na szczęście, niektórym opanowanie tej sztuki zajmowało nieco mniej czasu.
-
Okej, mam ich… – oznajmił ciemnowłosy. Szatyn bez chwili namysłu podszedł do przyjaciela i chwycił go za ramię. Wnet, obydwaj zniknęli z Eminy.
Opady deszczu, które mają miejsce na całym kontynencie Palan, nie szczędziły nawet takich miejsc jak pustynia Saeruhp. To właśnie na jej przemokniętych piaskach zebrało się sześcioro wojowników, którzy mieli stanąć w obronie planety, jeżeli okaże się to konieczne… lecz nie tylko. Kilkanaście kilometrów dalej, na niewielkim, skalistym terenie, wypoczywała para złodziejaszków. Pomimo ukrycia swojej aury, wyglądali tak, jakby kogoś oczekiwali.
-
Myślisz, że wiadomość do nich dotarła? – zapytała ciemnowłosa kobieta, rozglądając się dookoła.
-
Dlaczego miałaby nie dotrzeć? Worldwide Data Gatherer to coś na wzór takiego międzywymiarowego telefonu komórkowego. – stwierdził mężczyzna w ciemnoczerwonej kamizelce, zeskakując ze średniej wielkości skały na której spokojnie siedział. Silvia spojrzała na swojego partnera z trochę poważniejszym wyrazem twarzy.
-
Niepokoi mnie ta aura, która zbliża się do planety… – oznajmiła, dając Yohowi do zrozumienia, że chciałaby pomóc w ochronie Terry. Atsuko nieco się skrzywił – przecież nie to było powodem ich pojawienia się w tej przestrzeni. Po owej wypowiedzi, kilka metrów dalej nastąpił niewielki podmuch powietrza po którym czasoprzestrzeń dosłownie została rozerwana – z utworzonego przejścia międzywymiarowego wyszła para podróżników, jakimi byli Viego Insyendar oraz jego partnerka, Kaylin Cemineya. Sawako momentalnie wstała, przybierając pozycję bojową, natomiast ciemnowłosy złodziejaszek skrzyżował ręce na klatce piersiowej i stojąc spokojnie, uśmiechnął się.
-
Kopę lat, Taimatsu. – rzekł bez większego namysłu. Na twarzy Insyendara pojawił się nieznaczny uśmiech. Po krótkiej chwili, wokół czwórki Jigen Tankenka zrobiło się znacznie cieplej, tak jakby ktoś podgrzał powietrze dookoła.
-
Szkoda, że nie masz ochoty na spokojną rozmowę przy filiżance zielonej herbatki. Jak zwykle, zresztą… – oznajmił Insyendar, wykonując krok do przodu z dłońmi w kieszeniach. Niewielki teren pod międzywymiarowym złodziejaszkiem został dość znacząco podgrzany, natomiast po chwili nastąpiła eksplozja w postaci słupa ognia o niewielkiej średnicy – Atsuko w odpowiednim momencie wykonał unik, przenosząc się bezpośrednio do swojego przeciwnika i próbując wymierzyć mu cios w środek twarzy. Elementalista jedynie przykucnął, unikając uderzenia bez większego problemu.
-
Daijitsuhō. – w długowłosego wojownika nagle uderzył ogromny strumień ognia, który sprowokował go do chwilowego odwrotu. Kiedy zamierzał się on jednak przenieść na nieco bezpieczniejszą odległość, po prawej stronie pojawił się Insyendar.
-
Endengeri. – wykonując obrót w powietrzu, mężczyzna wymierzył złodziejaszkowi potężne kopnięcie pod żebra, które posłało go kilkanaście metrów dalej. Zajście obserwowały partnerki międzywymiarowych podróżników – po krótkiej chwili, one także postanowiły włączyć się do walki.
Kaylin otworzyła obok wampirzycy miniaturowe przejście, przez które wystrzeliła cienką, ognistą lancę.
-
Lanza del Fuego! – wokół ciemnowłosej kobiety nagle nastąpił niezwykle jasny błysk – technika Cemineyi pomknęła w piaski pustyni, nie trafiając w swój pierwotny cel. Silvia pojawiła się tuż obok fioletowowłosej piękności z niewielką kulą jasnej energii w dłoni.
-
Lumen Bomb. – przyłożywszy energetyczny twór do ciała swojej nieco zdezorientowanej przeciwniczki, zniknęła. Nastąpiła pokaźnych rozmiarów eksplozja, po której miejsce miał ogromny rozbłysk światła. Viego spojrzał na zagranie wampirzycy, nieznacznie się uśmiechając.
-
Hej, Viego. Nie zapominaj z kim walczysz… – krzyknął Atsuko, podlatując z ogromną szybkością do Insyendara i przechodząc do bezpośredniej konfrontacji.
-
To już zaczęliśmy? Wybacz, nie zauważyłem… – stwierdził nieco znudzony mężczyzna, unikając każdego ciosu wymierzonego przez złodzieja. W pewnym momencie, na twarzy długowłosego podróżnika pojawił się uśmiech.
-
Nightmare Drive… – wyszeptał. Pod wojownikami powstało wgniecenie o średnich rozmiarach, natomiast samego Yoha otoczyła ciemna aura, która wyraźnie wpłynęła na poprawę jego aspektów fizycznych oraz zwiększenie poziomu mocy.
-
Co?… – Insyendar otrzymał potężne uderzenie w prawą stronę twarzy, które posłało go kilka metrów dalej. Bez większych problemów zatrzymał się jednak w powietrzu i wylądował na piaskach pustyni, spoglądając na swojego oponenta.
-
Nie ukrywam, że tą sztuczką udało Ci się mnie zaskoczyć, Yoh. – oznajmił, klaskając w dłonie z nieznacznym uśmiechem. Po chwili jednak nieco spoważniał, widząc wzrok swojego przeciwnika. –
No, ale nie przesadzajmy. To nie wystarczy… – dodał, chowając dłonie do kieszeni.
-
Jaja sobie ze mnie robisz? – rzekł międzywymiarowy złodziej, zaciskając pięści.
-
Niech Twoja mała główka spróbuje odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie. Czy kiedykolwiek spotkaliśmy się w bezpośredniej walce? – zapytał, kopiąc przypadkowy kamyczek w kierunku długowłosego mężczyzny – na jego twarzy można było zaś dostrzec lekki szok spowodowany prawdopodobnie obecną sytuacją.
-
Zawsze przed nami uciekaliście. Ciężko w ten sposób określić, jaką mocą dysponuje ewentualny przeciwnik. Gdybyście jeszcze starali się Nas jakoś obserwować… Ale po co zawracać sobie głowę obserwacją, kiedy można stanąć do bezsensownej walki, mając nadzieję na zwycięstwo, prawda? – kontynuował, nie spuszczając wzroku z oponenta. Charakterystyczną cechą Insyendara, była jego niechęć do siłowego rozwiązywania wszelkiego rodzaju problemów – wolał wpływać na psychikę swoich przeciwników, kiedy byli przekonani, że jest znacznie potężniejszy od nich. A to zaledwie jeden z wielu asów w rękawie podróżnika.
-
Co Ty sobie wyobrażałeś, zapraszając mnie tutaj? Myślałeś, że gdy staniesz się odrobinę silniejszy, Twoje szanse w starciu ze mną wzro-… – wypowiedź Insyendara nagle została przerwana.
-
Możesz się już zamknąć? – Atsuko po chwili przybrał dość zaawansowaną pozycję bojową. Odbijając się od piasków pustyni, ruszył w kierunku Viega z zamiarem wymierzenia ciosu w prawą stronę jego twarzy. Ten wykonał jednak skuteczny unik – kiedy chciał natomiast przejść do kontrataku, został powstrzymany przez czarną kończynę, która pojawiła się na ramieniu złodziejaszka i zablokowała uderzenie. Wykonawszy półobrót, Yoh wymierzył szybkie, a zarazem bardzo silne kopnięcie w brzuch gubernatora Beralzy, które posłało go kilkanaście metrów wyżej. Mimo to, nie miał najmniejszych problemów z zatrzymaniem się i odzyskaniem równowagi. Zamiast jednak obserwować długowłosego przeciwnika, spojrzał w górę – na twarzy „zapałki” pojawił się nerwowy uśmieszek.
-
Hej, hej… Przyjacielu… Przecież byłeś co najmniej kilka milionów lat świetlnych od tej planety… Ponownie czuję się zaskoczony… - nad głową podróżnika, widoczny był zarys ogromnego statku kosmicznego. Dodatkowo, w kierunku walczących ze sobą Jigen Tankenka, zbliżało się sześć nieznanych im źródeł energii.
-
Nie mam wyjścia… - wyszeptała do siebie wampirzyca. Kiedy tylko wyłapała okazję, rozłożyła ręce na boki – po chwili, w miejscu, w którym kobiety ze sobą walczyły nastąpił rozbłysk niezwykle jasnego, oślepiającego światła – zasięg działania tajemniczej techniki obejmował również zbliżających się do pola walki, młodych wojowników…