//Wybaczcie za to zatrzymanie akcji. Postaram się przy kolejnych pojedynkach odpisywać w miarę szybko.//
Yoh, Silvia oraz Yuki dotarli na turniej nieco wcześniej – zdążyli więc wysłuchać komentatora, organizatorów i wszystkich, którym zależało na tym by cokolwiek powiedzieć ludziom, chcącym obejrzeć wspaniałe pojedynki. Kiedy pojawiła się tablica na której znajdowała się rozpiska pojedynków, wampirzyca wraz z córką podeszła do niej by sprawdzić, z kim będzie walczyła mała. Międzywymiarowy złodziej pozostał na swoim miejscu, czekając na pierwszą walkę. Niestety, zawiódł się. Hanako nie pokazała nic ciekawego. W końcu zaczęła płakać, zaś zakłopotany tym faktem Kazuo delikatnie wyniósł ją z maty. Chłopak miał przewagę nad większością uczestników w tej kategorii, właśnie ze względu na swój wiek – jeszcze rok i uczestniczyłby w starciach dla dorosłych, gdzie prawdopodobnie jego szanse byłyby marne. Żona Yoha nieco spoważniała, dostrzegając imię i nazwisko oponenta swojej córki. Spojrzawszy na dziecko, uklęknęła i spojrzała małej wojowniczce w oczy.
- Kochanie… Twój przeciwnik jest naprawdę silny. Nie chcę byś odpuszczała sobie walki, ale pamiętaj, że w każdej chwili możesz się poddać. – odezwała się spokojnie, przytulając uśmiechniętą Yuki. Dziewczynka wiedziała, że tutaj chodzi tylko i wyłącznie o jej dobro, lecz chciała wygrać ten turniej. Ciężko trenowała i naprawdę głupim posunięciem byłoby zrezygnowanie z tego wszystkiego. A, że silniejszy przeciwnik? Co z tego? Im potężniejszy oponent, tym ciekawsze starcie, czyż nie? Na takiej zasadzie każdy terrański wojownik osiągnął swój aktualny poziom.
- Wiem, mamo. Ale chcę wziąć udział mimo to. Myślę, że mam szanse na zwycięstwo. I chcę, żebyście byli ze mnie z Yohem naprawdę dumni! – odpowiedziała dość głośno z wyraźnym entuzjazmem w głosie. Następnie weszła na główny ring, na którym już czekał na nią Toma Kanza.
- Miło mi. Nazywam się Yuki Atsuko. – standardowo przedstawiła się swojemu oponentowi, składając dłonie i lekko się kłaniając. Chłopak westchnął, jednak zrobił to samo.
- Toma Kanza… Muszę być ostrożny, skoro w tak młodym wieku dotarłaś aż tutaj… Zaczynajmy. – stwierdził spokojnie nastolatek, przybierając odpowiednią dla siebie pozycję bojową. Po usłyszeniu gongu informującego uczestników o rozpoczęciu walki, z niewiarygodną szybkością przemieścił się za dziewczynkę, wymierzając jej potężne kopnięcie w kręgosłup szyjny z prawej strony. Mała odleciała kilkanaście metrów dalej, ostatecznie odpychając się rękoma od maty i wzbijając w powietrze. Tutaj nie było dachu – wraz ze swoim oponentem miała więc ogromne pole do popisu. Młodzieniec ponownie pojawił się za córką międzywymiarowego złodzieja, lecz tym razem jego ciosy zostały zablokowane… zaraz, coś tutaj jest nie tak. Kanza z nieznacznym uśmiechem rozpłynął się w powietrzu, zaś Yuki poczuła potężne kopnięcie z kolanka w kręgosłup. Nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, została chwycona za nogę. Kanza rozkręcił się wraz z nią w powietrzu, po chwili wysyłając dziecko w kierunku maty w którą uderzyła z naprawdę dużą siłą, tworząc ogromną zasłonę dymną powstałą z kurzu.
- Jej przeciwnik… Jeżeli nie weźmie się w garść, przegra. – odezwał się Atsuko z poważnym wyrazem twarzy. W tej chwili do pomieszczenia w którym znajdował się wraz z Silvią i kilkoma innymi wojownikami, wbiegła jeszcze Ayano oraz Haniko. Gemmei natomiast przebywała wysoko nad wyspą, siedząc po turecku w powietrzu i medytując. Nie widziała nic fascynującego w prących się po mordach dzieciach.
- Jak jej idzie?! – krzyknęła już na wejściu Morioka, podbiegając do okna w którym dostrzegała tylko górę dymu.
- Nieciekawie. Trafiła na naprawdę silnego przeciwnika. Powiedziałam jej, że w każdej chwili może się poddać, ale raczej nie skorzysta z mojej propozycji. Przecież ma geny Yoha… – mąż kobiety nieznacznie się uśmiechnął.
- Hehe… W każdym razie, nie jest w najlepszej sytuacji. – stwierdził spokojnie złodziejaszek w ciemnoczerwonej kamizelce.
Soundtrack
Nagle góra dymu została zdmuchnięta poprzez dość silny podmuch powietrza – było to wyzwolenie większych zasobów energii przez Yuki, która w końcu zamierzała podejść do sprawy nieco poważniej. Ale czy to wystarczy? Do tej pory przeciwnik się z nią tylko bawił. Musi wymyślić jakąś naprawdę dobrą strategię, która pozwoli jej zwyciężyć. Tym razem działanie jej ojca polegające na „dorwij i zniszcz” niewiele pomoże – na szczęście, pewne cechy odziedziczyła po swojej matce. Dziewczynka stanęła w niewielkim rozkroku, zaciskając pięści. W pewnym momencie, jej aura przybrała czerwony kolor – tak, to była technika, której większość terrańskich obrońców zapomniała dzięki potężnym przemianom.
- Kaio-ken, razy dwa! – krzyknęła, znikając z pola widzenia swojego oponenta. Z ogromną szybkością przemieściła się z jego prawej strony, starając się wymierzyć uderzenie. Toma bez najmniejszego problemu zablokował atak, co mogło wywołać niezłe zdziwienie u reszty uczestników oraz dorosłych.
- Niezła próba, Yuki. Ale technika Kaio-ken to zdecydowanie za mało na kogoś takiego jak ja… – przy ostatnim słowie chwycił swoją przeciwniczkę za nadgarstek i wyrzucił przed siebie, wysoko w powietrze. Następnie utworzył w dłoni energetyczną kulę, którą wysłał w dziewczynkę. Nagle, pocisk ku lekkiemu zdziwieniu swojego twórcy został odbity, będąc około 20 metrów od celu. Przyglądając się nieco dokładniej, dostrzegł zarysy dodatkowych kończyn, wystających z pleców Yuki.
- Psia mać… Nie przewidziałem tego, że jesteś Dicloniusem. – stwierdził, momentalnie odlatując kilkadziesiąt metrów dalej. Jak na swój młody wiek posiadał całkiem rozległą wiedzę na temat różnych ras. Kim są jego rodzice? Chociaż, prawidłowe pytanie powinno raczej zabrzmieć – „Kim on jest?”.
- Nie jestem… Pewne umiejętności odziedziczyłam po mamie oraz ojcu. – Yoh uśmiechnął się po tych słowach jak małe dziecko, unosząc triumfalnie ręce do góry. Jego córka w końcu nazwała go ojcem! Silvia natomiast westchnęła, dalej przyglądając się temu starciu. Co z tego, że jej córka używała wektorów? Przeciwnik na jakiego trafiła nie jest kimś, na kogo takie zagrywki podziałają. Zwłaszcza, że posiada pewną wiedzę na temat tej rasy.
- Czyli Twoi rodzice, to niezłe potwory. – rzekł, uśmiechając się. Właściwie, miało to brzmieć jak żart, ale w pewnym sensie było prawdą. Na Yoha, bądź też jego żonę niewielu chciało się w turnieju natknąć.
- W każdym razie… Widzę, że jesteś gotowa na prawdziwy pojedynek. Przeważnie nie biję dziewczyn, jednak nagroda w tym turnieju sprawia, że muszę wygrać za wszelką cenę. Zbyt dużo w życiu przeszedłem, by teraz sobie odpuścić! – krzyknął, tworząc w prawej dłoni energetyczną lancę.
- Cholera… Jest tak młody, a osiągnął już taki poziom? – zdziwił się Atsuko, drapiąc się po głowie i obserwując starcie. Jego żona natomiast uśmiechnęła się, przymykając oczy.
- Dlatego nie musimy się martwić o przyszłość tej planety, kochanie. – powiedziała spokojnie, po czym pogrążyła się we wspomnieniach. W wieku swojej córki dysponowała ogromnymi zasobami energii, ale nie byłaby w stanie osiągnąć takiego poziomu jaki reprezentuje teraz jej dziecko. Przyszli obrońcy planety naprawdę mieli potencjał.
Soundtrack
Toma wysłał energetyczny twór w kierunku swojej przeciwniczki, która bez większych problemów wykonała unik – lecz właśnie o to chodziło. Skupiła uwagę na czymś innym niż oponent, który wykorzystał lukę w jej niemalże perfekcyjnej obronie. Pojawiając się przed twarzą dziewczynki, wymierzył jej potężne uderzenie w podbródek, które nieco wytrąciło ją z równowagi. Następnie utworzył w dłoni energetyczną kulę, którą przyłożył do brzucha odlatującego dziecka. W powietrzu nastąpiła dość pokaźnych rozmiarów eksplozja, z której Kanza wyleciał górą, zaś Yuki dołem, mknąc bezwładnie w kierunku areny. Dopiero przy kafelkach tworzących ring udało się jej zatrzymać, tworząc pod sobą niewielki podmuch powietrza. Bez większego zastanowienia wylądowała i przybrała pozycję bojową odpowiednią dla siebie.
- Przebił się przez wektory? – Ayano wyglądała na zaskoczoną siłą przeciwnika Yuki.
- Nie przebił się… Sprawił, że skoncentrowała swoją uwagę na czymś innym, co ostatecznie poleciało gdzieś daleko, daleko, wyłapując lukę w obronie swojej przeciwniczki. To naprawdę niesamowity młodzieniec. W tak krótkim czasie?... – odezwała się w końcu Haniko, wyjaśniając Morioce to co miało przed chwilą miejsce. Szatynka oczywiście wiedziała o co chodzi, lecz tak czy siak była zaskoczona.
Soundtrack
Kanza wisiał wysoko w powietrzu, przyglądając się na dziewczynkę stojącą na ringu. Westchnąwszy, zaczął obniżać swój lot ostatecznie lądując kilka metrów przed swoją oponentką.
- Nie możesz sobie odpuścić? – zapytał spokojnie, składając ręce - to był jego błąd.
- Taiyoken! – krzyknęła dziewczynka wywołując oślepiając błysk. Następnie, utworzyła w prawej dłoni „Rasengana” – zdezorientowany wojownik wyleciał wysoko w powietrze, próbując odzyskać wzrok. Dziewczynka pojawiła się przed nim, wbijając kulę w brzuch młodzieńca. Plunąwszy krwią, z ogromną szybkością zaczął zlatywać w powietrze, prawie wylatując za ring – zatrzymał się zaledwie metr nad trawą. Kiedy już zamierzał wlecieć na ring, dostrzegł kątem oka zarys wektora zbliżającego się w jego kierunku. Przesunąwszy się w prawo w powietrzu, uniknął pierwszego ataku. W podobny sposób uniknął również drugiego oraz trzeciego. Przy czwartym zamierzał wzlecieć nieco w powietrze, odbijając się od niego, kiedy już kończyna uderzy w ziemię. Niestety, miał pecha – Yuki pojawiła się przed nim z otwartą dłonią, wyzwalając dość potężny podmuch energii. Nie zraniło go to, lecz wystarczyło by zetknął się z trawą poza matą.
Córka Silvii oraz Yoha wygrała to starcie na szczęściu. Zaraz po tym wylądowała na macie. Uklęknąwszy na jej środku, próbowała łapać oddech. Nie tylko była mocno ranna, ale również wyczerpana. Używanie wektorów kosztowało ją trochę energii, zaś do tego wszystkiego dochodził jeszcze Kaio-ken oraz Rasengan, które były technikami naprawdę energochłonnymi w niektórych przypadkach. W pewnym momencie, do dziewczynki podszedł uśmiechnięty Toma, który wystawił w jej kierunku dłoń.
- Niestety, przegrałem. Ale to był naprawdę wspaniały pojedynek i obydwoje możemy być z siebie dumni. – odpowiedział spokojnie. Dziewczynka przyjęła pomoc, lecz ciężko było jej wstać – toteż chłopak bez większego zastanowienia wziął ją na ręce i zszedł z ringu, udając się w kierunku pomieszczeń w których przebywała reszta uczestników.
- Przegrałeś… tylko dlatego, że wyleciałeś poza matę… Gdyby nie to, prawdopodobnie byłoby zupełnie inaczej… – stwierdziła lekko zarumieniona, ale i trochę smutna Yuki znajdując się na rękach młodzieńca. On natomiast niewiele robił sobie z jej słów.
- Przecież tutaj chodzi o dobrą zabawę i o to, by stawać się z każdą walką silniejszym, prawda? Wykorzystałaś moją nieuwagę, ja Cię nie doceniłem i było to błędem, który ostatecznie zasądził o mojej przegranej. Będę Ci kibicował w dalszym etapie turnieju! – rzekł dość entuzjastycznie, dochodząc w końcu do Yoha i Silvii, którzy nie ukrywali swojego zaskoczenia. Ich córka była noszona przez starszego chłopaka, w dodatku silnego wojownika. Atsuko uśmiechnął się szyderczo do swojej żony, zaś ta strzeliła go z otwartej dłoni w twarz z taką siłą, że wyleciał z budynku i wylądował przy macie. Wstając, otrzepał się z kurzu i westchnął. Włożywszy ręce do kieszeni, jak gdyby nigdy nic się nie stało, poszedł z powrotem do budynku. Silvia zaś wzięła ranną Yuki od Tomy, któremu wręczyła fasolkę Senzu za to jak się zachował. Młodzieniec podziękował, po czym udał się odpocząć pod ścianą – wyglądał na zadowolonego. Szybko zasnął. Podobnie jak Yuki na rękach swojej matki, której na razie niepotrzebna była fasolka, a solidny odpoczynek. Kobieta z lekkim uśmiechem na twarzy poszła położyć ją do sektora medycznego, gdzie mogła spokojnie odpocząć. Na szafce obok łóżka zostawiła jedynie woreczek z trzema fasolkami Senzu. Kiedy mała się obudzi, będzie mogła bez problemu przygotować się do kolejnego starcia.
- Ty też sądzisz, że coś z tego może być? – zapytał swoją żonę Atsuko, kiedy ta wróciła do pomieszczenia z którego uczestnicy mogli obserwować starcia na głównej arenie.
- Yoh, to dzieci… Ona ma dopiero 7 lat, a on nie wygląda na więcej niż 11. – stwierdziła Silvia, wzdychając.
- Hej, jak my żeśmy się poznali, to mieliśmy jeszcze mniej lat. – odpowiedział z uśmiechem międzywymiarowy złodziejaszek, oczekując na kolejne starcie.
- No… A zresztą… Czas pokaże. – odezwała się spokojnie. Nie miała siły na dyskusję ze swoim głupkowatym facetem.