Dziewczyna doszła do wniosku, że najlepiej będzie urządzić sobie krótki spacerek. Sara nie zamierzała przeszkadzać rodzicom w pracy, zaś Primero najwyraźniej nie miał ochoty na spędzanie z nią swojego wolnego czasu… Tak, jakby to było coś nowego. Po upływie kilku minut, szatynka dość znacząco oddaliła się od swojego domu. Kiedy tylko dostrzegła sklep z alkoholem, wpadła na całkiem ciekawy pomysł – postanowiła się zabawić i udać do jakiegoś klubu. Była seksowną, ryczącą i napaloną dwudziestolatką, która nie tylko żyła na garnuszku swoich rodziców ale także - głównie przez pochodzenie ojca - nie miała możliwości zawarcia jakichś dłuższych znajomości z fajnymi chłopakami. Większość z nich po prostu zaczęłaby się jej z czasem bać, a przecież nie o to chodziło w związku, prawda? Owszem, pomysł z klubem był dobry, jeżeli zamierzałaby tylko potańczyć, ale tak naprawdę, kto wie, co tej „głupiej dziewczynie” strzeli do łba? Jeżeli zbyt dużo wypije, przy odrobinie pecha wysadzi cały budynek w przypływie złości spowodowanej dobieraniem się do niej jakiegoś nieświadomego, napalonego chłopca. Szatynka z uśmiechem na twarzy wzbiła się w powietrze – z góry zdecydowanie łatwiej było wypatrzyć jakieś miejsce w którym mogłaby poszaleć. Cóż… zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej znajdował się jakiś mały blok przy którym zebrała się dość duża ilość ludzi. Gdy Sara się zbliżyła do konstrukcji, usłyszała muzykę dochodzącą z jej wnętrza – albo jakaś wystawa albo impreza dla osób, które zostały zaproszone. Mimo wszystko, czemu by tego nie sprawdzić? Kiedy tylko dziewczyna wylądowała, zorientowała się, że coś jest tutaj zdecydowanie nie tak. Oglądając się z lekkim uśmiechem za siebie, dostrzegła ciemną podkoszulkę, a także znajomą aurę.//Ogólnie rzecz biorąc, miasto. Przestrzeń nie należąca do żadnej z konkretniejszych lokacji. Jak wchodzicie/wlatujecie do miasta, to najpierw tutaj, potem gdzieś konkretniej. W przypadku jedynie przelotu nad miastem, piszemy że przelatujemy, nic nie zwiedzając etc..//
- No tak… A Ty co tutaj robisz? Nie byłeś pochłonięty swoim treningiem, kupo mięśni?
- Porozmawiaj ze swoim starym. Gdy tylko wyszłaś z domu, wskoczył przez okno do pokoju w którym ćwiczyłem i stwierdził, że mam pójść za tobą. Zignorowałbym tego kretyna, gdyby nie fakt, że to właśnie on odpowiada za pieczęci ograniczające moją moc… Gnój. Najwyraźniej głupota jest u was genetycznie uwarunkowana.
Utsukushi zaczęła się głośno śmiać, przez chwilę zwracając na siebie uwagę niektórych przechodniów. Gdy tylko ci dostrzegali za jej plecami Gensaia, dochodzili do wniosku, że lepiej będzie odwrócić wzrok – ten typek wygląda niebezpiecznie, ot co.
- Oczywiście, niczym posłuszna psina, posłuchałeś się mojego ojca? Haha!
- Jasne, że tak. To co sprawi mi większą frajdę niż trening, to spierdolenie Ci reszty tego jakże pięknego dnia.
Sara przestała się śmiać. To wcale nie była dobra informacja. Jeżeli ten małpiasty wojownik będzie z nią do czasu, aż obydwoje wrócą do domu to na pewno nie zrealizuje swoich planów. Co więcej, nie wiadomo co może strzelić temu kretynowi do łba, prawda?
- Wracaj do domu i powiedz mojemu ojcu, że nie potrzebuję niańki. Ty zajmiesz się swoim nudnym treningiem, a ja się trochę zabawię. Mam telefon oraz kontakt z rodzicami, więc nie muszą się o mnie martwić.
- Czym jest ten często wspominany telefon?
Szatynka niewinnie się uśmiechnęła, sięgając do kieszeni swoich krótkich spodenek. Wyciągnąwszy z nich telefon komórkowy, pomachała urządzeniem przed nosem wojownika, który… zabrał jej owy wynalazek i zmiażdżył na jej oczach.
- Co Ty zrobiłeś, kretynie!?
- Już nie masz telefonu i kontaktu z rodzicami. Ups…
- No co za pieprzony kretyn!
- Tak jak mówiłem… Nawet trening nie jest tak ciekawy jak wizja spierdolenia Ci dnia w którym chciałaś najwyraźniej poszaleć.
Dziewczyna milczała. Zdenerowana odwróciła się na pięcie, a następnie ruszyła przed siebie. Cóż, Gensai niczym „posłuszny piesek” spokojnym krokiem udał się za nią, pogwizdując jakąś melodię.