Yoh wszedł do powoli zamykanej restauracji z rękoma w kieszeniach.
- Dobry. Ja do szefa, o ile jeszcze jest. - powiedział do pierwszego lepszego pracownika. Zauważył też kelnereczki w dosyć obcisłych strojach.
[No.. Muszę tu pracować, potrzebują mnie.]
Kiedy przyszedł grubszy mężczyzna w garniturze, dosyć stary zresztą, Yoh odrobinę się przeraził.
- Usiądźmy, młodzieńcze. - obaj usiedli przy jakimś stoliku.
- Co Cię sprowadza do najlepszej restauracji w mieście? Zaraz, Ty nie jesteś Tym wojownikiem..? Tak, to Ty! To zaszczyt widzieć tu jednego z Was! No więc?
- Szukam pracy...
Mina mężczyzny była bezcenna.
- Ale.. Jak.. Ktoś taki jak Ty?!
- Hm.. Dzieciak w drodze, potrzebuje kasy, a dzieciak przykładu.
- Pan jako doskonały obrońca planety daje naprawdę dobry przykład! Ludzie Was kochają.
- "Kochać" to złe słowo. Facet.. Ja potrzebuję kasy. Jestem spłukany!
- Z tego co wiem, każdy z Was ma większość z miasta za darmo za zasługi..
Yoh oparł się o stół i zaczął uderzać o blat z dużą siłą. Tak się przynajmniej wydawało dla człowieka, jemu samemu nic nie było.
- SPOKOJNIE! ZNISZCZYSZ MI PAN STÓŁ!
- Chcę pracę! ZROZUM MOJE CIERPIENIE!
- Dobra! DOBRA! Masz tą robotę, zaczynasz od jutra na kuchni!
Yoh wstał, ustawił wszystko jak było, ukłonił się, podziękował i wyszedł.
- Dziwny młodzieniec.. Naprawdę. - powiedział. Zobaczył gapiących się na niego kelnerów.
- A Wy co!? Przygotujcie z tego reklamę! Nie często zdarza się by jakiś z takich ludzi pracował! Będziemy sławni na całym kontynencie! - powiedział zadowolony szef i poszedł do swojego biura.