Aritomo przyglądając się chwilę na wręcz nieruchomych wojowników zastanawiał się czy aby na pewno to oni mają chronić tą planetę. Skoro nie reagują nawet na to jak ich przyjaciel obrywa, to po co mają przejmować się losami planety.
Biało-włosy westchnął i uniósł pięść w górę. Miał już uderzyć z niewiarygodną siłą w twarz Toshiego i ją zmiażdżyć, ale coś mu w tym przeszkodziło.
Toshi odzyskał przytomność, ale nigdy nie przypuszczałby że uratuje go właśnie ta osoba.
Twarz Haniko była niezwykle poważna.
-
Wszystko sobie przypomniałam kiedy poczułam te energie.. Nie wiem czemu wcześniej nikt mi tego nie powiedział, ale tak czy owak nie zamierzam stąd odchodzić. Tu znalazłam przyjaciół i dom, a nie ciągłą walkę... - odezwała się od razu kiedy przybyła. Wszak, była jedyną kobietą z Gidayu która nie miała stałego miejsca zamieszkania, a przebywała na jakiś czas u Yoha i Silvii. W pewnym momencie spojrzała na Smoka, Yoha i Viega.
-
Nie wstyd Wam? Stoicie i przyglądacie się nawet jak ma zginąć Wasz przyjaciel? Co z Wami? Rozumiem że są silni, ale do cholery, wychodziliście z większych tarapatów. - skierowała swe słowa do trzech gapiących się na walkę wojowników którzy nic nie robili. Mogli oni oczywiście obserwować walkę i szukać słabych punktów przeciwnika, ale czy należy po to poświęcać jednego ze swoich przyjaciół.
Haniko zniknęła i pojawiła się za Aritomo, chcąc uderzyć go z niewyobrażalną siłą w plecy. Nie udało się jej to, gdyż mężczyzna nie dość że zablokował jej cios jedną ręką, to w dodatku uderzył ją szybko z taką siłą w brzuch że ta wypluła krew.
Mało tego.. Kiedy już dziewczyna traciła przytomność po potężnym uderzeniu, ten złapał ją za włosy i trzymał chwilę przed sobą.
-
Ty żałosna szmato... Odchodzić z Gidayu przez takich słabeuszy? Spadłaś na samo dno, Haniko. - po czym przymierzał się do zadania takiego uderzenia, by zabić anielicę jednym ciosem.