Chłopak przez dłuższą chwilę starał się ignorować wypowiadane w złości słowa dziewczyny. Jednak im dłużej pozostawiał to bez jakiegokolwiek odzewu, tym mniej komfortowo się czuł. Co z tego, że sąsiedzi się gapią? Tutaj chodziło o jego przyjaciela.
- Już prawie jesteśmy na miejscu - dodał nawet po chwili, kiedy tylko zauważył fragment swojego domu.
Nie wiedział za bardzo, co powinien teraz zrobić. Jeśli by 'naskoczył' na Rose, ta zapewne by się na niego obraziła albo dostałby od niej z glana w pewne "wcale nie istotne" miejsce między nogami. W końcu jednak zdecydował się zareagować prosto z mostu. Jako, że szedł nieco z przodu, zatrzymał się i odwrócił do nastolatki. Tym razem o dziwo nie bez powodu.
- Zapytam wprost: spotkałaś go kiedyś? widziałaś kiedykolwiek na oczy? byłaś świadkiem albo poszkodowaną któregoś z jego występków? Dobrze. Pokażę ci gdzie mieszka, a ty idź go złapać, zabić, czy co tam macie z nim zrobić. Proszę bardzo! Pozbaw jego żony męża, a malutkiej córeczki ojca. Chętnie zobaczę jak uświadamiasz sobie, co tak naprawdę zrobiłaś jego rodzinie, a co potem zrobisz innym, gdy przyjdziemy go uratować.
Ostatnie słowa mogły zabrzmieć wrednie, ale cóż poradzić? Taki właśnie był Ray. Jeżeli miałby decydować między ładną dziewczyną, a niezwykle wytrzymałymi więzami formowanymi przez lata, z pewnością opowiedziałby się po tej drugiej stronie. Nie chciałby co prawda niszczyć nowej znajomości już u jej początków, a raczej zaprezentować starsze tak, by budziły one bardziej podziw niż odrazę.
- Powiedz mi, tylko teraz już na spokojnie - uważasz mnie z automatu za wroga i kryminalistę tylko dlatego, że Yoh Atsuko jest moim przyjacielem? A gdybym ci powiedział, że ufam mu, chociaż nieraz nas omal nie zabił? Wiesz ilu własnych przyjaciół byłem zmuszony zabić w ciągu paru lat znajomości? Jednego. Tylko dlatego, że pozbawił życia tysiące niewinnych istnień. Zgadnij co - to nie był Yoh.
Uruka czekał na dalszą reakcję dziewczyny. Mógłby podawać takie przykłady godzinami, a jeśliby nie poskutkowały, zaprowadziłby ją do niego, by sama się przekonała, jakim człowiekiem jest tak naprawdę jego przyjaciel. Mimo wszystko stał spokojnie. Wciąż było mu głupio. Tym razem miał ku temu większe powody, ale starał się nie zwracać na to większej uwagi. Teraz skupił się na tym, by "wygrać sprzeczkę", którą sam zaczął. W końcu miał ku temu sporo korzystnych argumentów.
(Jest sens kłócić się z kobietą? A zresztą... to nie moja żona. Mogę.)